czwartek, 28 marca 2013

A w święta...

Przydałaby się instrukcja obsługi jak je przeżyć je... normalnie.
No bo skoro jadę jeść - a nie chcę - to się spinam przy stole, buzują we mnie emocje... mam gorszy nastrój i... mogę łatwo się poddać mazurkowi, jajom z majonezem, białej kiełbasie z żurku, babce drożdżowej, ziemniakom, burakom z chrzanem... Z całą pewnością nie jest normalne patrzenie na jedzenie i stałe kontrolowanie siebie w obliczu jedzenia. 

Co więc robić?
Nie mam wzorowej recepty. Mam za to taką, która pomaga mi nieco przetrwać.

  1. żadnych dokładek, szczególnie uwaga na zupy, bo z całą pewnością nie są gotowane na samych li tylko warzywach. W tym kontekście nie wierzę nawet własnej matce, gdy mówi, że to tylko zupka i taka delikatna. Nie! Żur aby był żurem musi mieć w sobie wywar z kiełbasy, czyli z najtłustszych części wędlin itd...
  2. żadnego chleba - na stole tyle pyszności... po co zapychać się chlebem
  3. najmniejsze możliwe kęsy i delektowanie się smakiem potraw hand made: pasztet, baba drożdżowa, ćwikła itd przez długie minuty...
  4. żadnego mieszania - jak deser to deser, jak posiłek to posiłek. Pomieszanie smaków i konsystencji mocno nadwyręża żołądek
  5. sporo wody - to sprzeczne z zasadami zdrowego żywienia, bo picie w czasie posiłku sprawia, że kwasy żołądkowe inaczej pracują. Ale w czasie wielkanocnych przedłużających się śniadań jest świetna, żeby zająć ręce i usta....
  6. rusz się od stołu - czasem ludzie zwyczajnie czekają, aż ktoś zaproponuje spacer, wycieczkę itd... Mają obawy o to, jak zostanie ich propozycja odebrana przez gości. Sprawdź jak to zadziała w Twojej rodzinie. Przygotuj się na to, że będziesz jedyny na siłach maszerować. Reszta będzie ociężała  i zdecyduje się zostać.
  7. żadnej rozmowy o diecie, żadnego myślenia o odchudzaniu - nawet gdy pojawi się wątek przy stole ucinaj go krótko, odchodź od stołu, zmieniaj temat, nie przyznawaj się. Zwykle rozmowy na ten temat skutecznie wbijają odchudzaczy w poczucie winy i wstydu; w głowie pojawiają się myśli w stylu "o Boże!!! Już tyle zjadłem!!!!". To święta także dla Ciebie, więc radośnie z nich korzystaj:) Żyj normalnie: bez przejadania się i nadmiernego myślenia o sobie...

Ja zamierzam biegać oraz wybrać się z rodziną na wycieczkę. To mam nadzieję odciągnie mnie od stołu i pozwoli złagodzić efekt świątecznych nasiadówek... Czego Wam wszystkim również życzę:)


środa, 27 marca 2013

Mam marzenie...

Odkąd jestem szczupła mam żal do rodziny o to, że wychowała mnie wg złych nawyków żywieniowych oraz do szkoły, że nie umiała przekazać rodzinie tego co oczywiste.

Oczywiście, że biorę pod uwagę czasy i miejsce. Wiem, że gdy kształtowały się moje nawyki panowała komuna i stało się w kolejce po wszystko. W cenie był papier toaletowy, jakiekolwiek buty - a nie wizja życia długiego i zdrowego. Niemniej, postawa otoczenia sprawiła, że jako dorosły człowiek mam do przerobienia dodatkowy temat jakim jest zabezpieczenie siebie przed efektem jojo. Stałe zabezpieczanie się przed efektem jojo. Organizm, raz zarażony otyłością stale broni się przed odchudzaniem.

I w tym kontekście edukacja żywieniowa dedykowana rodzicom, nauczycielom wydaje się być cudownym projektem pobudzającym świadomość. Jeśli do tego dołożyć pracę z nawykami dzieci... Dodać warsztaty czytania etykiet, rozpoznawania potrzeb organizmu,  słuchania reklamy itd...

Takie mam marzenie...



poniedziałek, 18 marca 2013

Na wiosnę pomyśl o formie...

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że jestem stałą bywalczynią zajęć fitness oraz biegam... Mój świat ma zdolność łączenia w jedno życia rodzinnego, aktywności ruchowej i pracy na dwóch etatach (rozwijam jednocześnie dwie firmy). Bazą mojej rzeczywistości jest aktywność. To dzięki niej jestem tu gdzie jestem, z tymi ludźmi, w tych momentach... Koncentracja na utrzymaniu się w formie przynosi tej formy więcej i więcej... A życie dzięki spotkaniom i zdarzeniom ma swój szczególny kształt, smak i kolor...

Gdy pracuję z Klientami w Gabinecie Wspierania w Odchudzaniu często słyszę o ich trudności w znalezieniu dla siebie właściwej formuły. Koncentrują się na negatywnych aspektach swojej rzeczywistości: to mi się nie udało... do tego nie mam serca... tego nie mogę... tamtego nie powinnam... I sami nie wiedzieć kiedy otrzymują tych spraw nieudanych i ocen jeszcze więcej... Ich świat traci kształt i formę... Przestają być kreatorami swojego życia... Przyjmują rolę marionetek... We własnym teatrze stają się poddani woli nieznanego reżysera... 

W tej wizji życie jest szare i mało w nim sensu. Poznani ludzie niczego nie wnoszą a wykonywane prace dla nikogo nie mają znaczenia...

Co zrobić, by wyjść z tej obciążającej wizji samego siebie - bez formy?

  1. Wybrać cel dla zmiany... Zwykle chcemy zmienić pracę lub właśnie odchudzić się, bo te działania wydają się najbardziej znaczące. Ja zachęcam jednak do przyjrzeniu się swojej aktywności ruchowej. Aby poczuć siebie w swoim ciele i usłyszeć własne pragnienia konieczne jest, by poruszyć ciało. 
  2. Forma przychodzi z czasem... Gdy tlen regularnie krąży po ciele i serce bije nieco szybciej wtedy łatwiej o energię do nowych działań. Łatwiej myśleć świeżo, łatwiej być kreatywnym, łatwiej odmawiać innym czy konkretnie prosić o nowe wyzwania...
  3. Na wiosnę pomyśl o więc poprawieniu formy w nieco szerszym kontekście. Sfera psychologiczna rozwija się bowiem równolegle z fizyczną i obydwie na siebie znacznie wpływają.


niedziela, 10 marca 2013

Zabij stres... ruchem

Gdy pracuję z Klientami, którzy marzą o szczupłej sylwetce, bardzo szybko jasne staje się, że jedną z przyczyn ich otyłości jest nadmierny stres... a właściwie słaba umiejętność właściwego radzenia sobie z nim.

Decydują się na pracę ze mną, bo czują się jak w matni. Nadmiar obowiązków i spraw do załatwienia sprawia, że ich życie przypomina pracę strażaka. Ścigają się z czasem, realizują doraźne rozwiązania, przestają wierzyć w planowanie. W tym wszystkim często gubią łączność ze swoim ciałem i ... przybierają na wadze. Nie słyszą sygnałów z organizmu o sytości albo pozwalają na zbyt długie okresy głodu, co z kolei - paradoksalnie - także sprzyja tyciu.

Gdy przychodzą, deklarują, że potrzebują działać szybko..., że nie chcą stracić ani chwili... Pragną sukcesu już... jutro... Dobrze znają fizjologię odchudzania... I nie rozumieją dlaczego nie działa... Wewnętrzny chaos nie daje im możliwości zatrzymać się na chwilę. Wizja o samym sobie, który się nie wyrabia przytłacza, wywołuje stres, w którym łatwo działa się nawykowo lub znajduje rozwiązania niedopasowane do siebie (np. diety cud)...

A zestresowany organizm potrzebuje uwagi... Potrzebuje, by go dokarmić różnymi smakami (i składnikami mineralnymi) i odświeżyć solidną porcją tlenu. Każda porcja świeżego jedzenia oraz ruchu przybliża człowieka do równowagi. Po 20 minutach ruchu zaczyna się spalanie tkanki tłuszczowej, tlen który z krwią przedostaje się do komórek odżywia i dodaje energii, poprawia metabolizm, wpływa na mózg i na jasność myślenia. Łatwiej więc planować i znajdować nowe rozwiązania dla starych problemów. Zwykła fizjologia...




środa, 6 marca 2013

Dieta pudełkowa

Niedawno pracowałam z Klientem na temat jego idealnego/wymarzonego sposobu na chudnięcie. Zaraz po czarodziejskiej różdżce pojawił się pomysł na dietę pudełkową... Taką, którą ktoś przygotowuje, dowozi i niejako panuje nad konsekwencją, bo samemu o nią trudno...

To była wyjątkowa sesja... A ja przypomniałam sobie, jak sama z sobą opracowałam swoją idealną dietę... pudełkową. Byłam wtedy kobietą domową, a największym kłopotem w odchudzaniu było podjadanie... z samotności, z frustracji, ze stresu... Jadłam często i spore porcje... Piłam kawę z mlekiem... napoje gazowane... smażyłam placki, racuchy... lepiłam kopytka... piekłam ciasta... Popełniałam masę błędów...
Żeby zabezpieczyć się przed podjadaniem zdecydowałam, że każdego ranka przygotuję dla siebie jedzenie na cały dzień i będę jeść tylko to, co przygotowywane... To był start mojej diety pudełkowej... I początek nowego etapu w życiu... Zaczęłam kreować swój styl, poznawać smaki; nauczyłam się planować posiłki, doceniłam gotowanie od podstaw, dostrzegłam jak drogie są posiłki gotowe czy półprodukty... Chyba stałam się lepszą gospodynią... Widziałam, że ten sposób życia mi służy...

W pracy było na początku trochę dziwnie. Przez bramki w biurowcu przeciskałam się z torbami jedzenia, ustawiałam ten swój majdan pod biurkiem i regularnie, co 3 godziny wyciągałam coś mega-apetycznego do zjedzenia. Było przy tym trochę żartów, ale nie dałam się. Z czasem nowa moda zaczęła przenikać przez biuro, aż doszło do momentu, w którym codzienne o 13.00 umawialiśmy się na biznes lunch w miejscowej kuchni i zaglądaliśmy sobie nawzajem do pudełek, żeby dowiedzieć się, co tam kto przygotował na dzisiaj:)

Jeśli ktoś z Was ma pomysł z przejściem na dietę pudełkową, ale jest przestraszony kosztami, zachęcam do sprawdzenia, co sam może zrobić, by ten model sprawdzić... W moim przypadku jest 20 kg mniej...

piątek, 1 marca 2013

Zasada TERAZ

O motywacji można by długo... Że to stan gotowości, by działać... Że jest zewnętrzna i wewnętrzna... Że mogą ją zablokować drobiazgi... Że podnosi się z całkiem absurdalnych powodów (np. zaczyna się chcieć komuś udowodnić, że się da radę...).

W modelu pracy nad motywacją istotne jest by działać... Nie jutro... nie jak schudnę 15 kilogramów... nie jak skończę projekt... Istotna jest zasada TERAZ... 

Teraz podejmuję decyzję i teraz działam... Zaczynam od planu:

  1. ile ważę TERAZ i ile chcę zrzucić
  2. ile mi to zajmie czasu, jeśli średnio należy przyjąć zasadę: 1kg/tyg
  3. co jest konieczne do zrobienia, żeby osiągnąć sukces: nowe zakupy, przepisy, nowe zwyczaje itd...
  4. co mogę zrobić TERAZ: zważyć się, znaleźć zeszyt do notowania tego co jem, zrobić przegląd lodówki i szafek i wyrzucić to, co mało służy mojemu celowi itd...
  5. co może mi przeszkodzić? Jak sobie z tym poradzę?
To łatwe, ale nie proste... Wymaga złamania wewnętrznego lenia, który przez wiele miesięcy umościł sobie całkiem wygodne gniazdko w głowie i nie ma ochoty opuszczać tego miejsca... Ale tylko Zasada TERAZ daje gwarancję skuteczności... Jeśli TERAZ zrobię to co konieczne, to pierwszy krok za mną... Gdy skończę przychodzi następna chwila TERAZ i następna możliwość zrobienia czegoś ważnego... itd..

Jeśli czytający są biegaczami zrozumieją analogię... Strasznie ciężko jest wyjść z domu na trening (szczególnie w naszym klimacie, gdzie przez pół roku czekamy na słońce, a przez kolejne pół narzekamy, że przypieka..), ale jednak się to robi. Wkłada się buty TERAZ, zamyka się drzwi TERAZ, wychodzi się na dwór TERAZ, robi się pierwszy krok TERAZ i potem następny... aż do zakończenia...