środa, 30 lipca 2014

Absurdalna lista oczekiwań

Znalazłam tę listę u Ewy Panufnik (http://gdybymdorosla.com/2014/05/22/przestalabym-walczyc-o-milosc-aprobate-i-przynaleznosc/)

"Żeby zasłużyć na miłość i aprobatę powinnam m. in.: polubić górską wspinaczkę, pozbyć się wszelkich lęków, porzucić zdrowe odżywianie, szybko odpowiadać na maile, przejąć wszystkie przekonania o życiu pewnej osoby i postępować według nich, zawsze mieć przestrzeń na wysłuchanie zwierzeń, być miłą, wyglądać zgodnie z kulturowym ideałem kobiety, ułatwiać życie, przejąć na siebie większość obowiązków, nie potrzebować bliskości, zawsze odbierać telefony, a przynajmniej oddzwaniać, nie wyrażać swoich frustracji, nie mieć żalu, pomagać finansowo, być zawsze uśmiechnięta, nie marznąć, przestać być taka wrażliwa, być bardziej wysportowana, nigdy się nie złościć, przestać mieć swoje potrzeby, itp., itd…."

Z punktu widzenia zrzucania wagi to istotne, aby wiedzieć, że nigdy nie zmieścisz się w ramy innych ludzi. Że nawet jak będziesz najpiękniejszą, najbystrzejszą i najbogatszą kobietą w okolicy to i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto chętnie cię poprawi:)

Ot choćby wczoraj. Koleżanka Ela mówi do mnie: "oj, chyba muszę cię wysłać na warsztat z uśmiechania się". Zezłościłam się, ale nie wiedziałam dlaczego. To takie niby śmieszne, ale jednak było w tym zdaniu coś irytującego. Po godzinie zrozumiałam. Zwyczajnie uśmiecham się wtedy, gdy jest mi dobrze, gdy czuję się dobrze, gdy jestem w miejscu, które jest dla mnie dobre i przyjazne. Gdy jest inaczej, moje ciało sztywnieje, jakby oczekuje na coś nieprzyjemnego, więc się nie uśmiecham... Też na pewno tak macie...

Zachęcam, abyście zrobili dla siebie taką listę oczekiwań jak wyżej. Zwykle takie oczekiwania mamy we własnej głowie i reagujemy na nie działaniami. Gdy jest tego baaaardzo dużo przestajemy czuć szczęście, przestajemy czuć, że jesteśmy na własnej drodze. Za to doskwiera nam świat i życie w ogóle. Niektórzy wpadają wtedy na pomysł, że jak schudną, będzie im lżej..., że jak zrealizują to jedno oczekiwanie, to lista się skróci...

Mam w swojej praktyce spotkania z Klientami, którzy odkrywali, że rozwiązanie innych spraw przyniesie im większą ulgę niż schudnięcie. Angażowali się np. w usprawnienie życia domowego (a wraz z tym regulowali np. liczbę posiłków i łatwiej im było zrezygnować z podjadania) a waga sama spadała:)

Po prostu, zróbcie taką listę oczekiwań:) Moja lista wygląda tak:

  1. dam radę ze wszystkim i nigdy się nie poddam,
  2. przestanę się złościć, przestanę podnosić głos w złości,
  3. będę mieć zawsze czas dla najbliższych,
  4. będę mieć zawsze pieniądze na wszystko,
  5. jeszcze trochę schudnę,
  6. będę chodzić spać razem z moim mężem, nocnym markiem, który wysiaduje nocami przy komputerze,
  7. będę zawsze w formie,
  8. będę zawsze mieć czas na spotkania z nowymi ludźmi,
  9. przestanę tracić czas,
  10. będę zawsze uśmiechnięta i miła dla wszystkich,
  11. ...
hmmm, dość niemożliwe:)


środa, 23 lipca 2014

Grunt spod nóg mi ten autor usunął...

Miałam tę książkę od dawna na liście "do przeczytania". Mowa o " Samolubny mózg" Achima Petersa.
Autor pracuje z ludźmi chorymi na cukrzycę i odkrył, że całym systemem odżywiania i dożywiania zarządza mózg (no, rzeczywiście, wow). I że jest ciężkim partnerem do współpracy... 

Z tego zaś wynika, że nie można dawać gwarancji trwałego odchudzania ludziom... Oczywiście podaje powody szczegółowo, z naukowym oparciem się na badaniach i przez to książka nabiera jeszcze więcej wiarygodności. 

Moja konsternacja wynika z tego, że nie wiem, komu mam wierzyć - sobie czy temu nieznanemu osobiście człowiekowi. Znajduję w tej książce wiele potwierdzeń dla swoich odkryć. To daje mi prawo, żeby nazywać siebie specjalistką. Zgadzam się też z tezą, że zachowanie stałej wagi jest bardzo trudne. Każdego dnia wewnątrz naszego ciała dzieje się tyle procesów i skomplikowanych przemian, które oddziałują na to, jak wyglądamy, jak się czujemy, jaką mamy energię do pracy, że naprawdę ciężko jest nad tym wszystkim zapanować i ustawić constans. Zgadzam się, że wraz z wiekiem też wiele się zmienia w ciele i uczę moich klientów uważności i dobrego troszczenia się o siebie, zamiast radykalnego odcinania siebie od racji żywieniowych... Także to działanie znajduję w tej książce i czuję się z tym dobrze, bo sama to wymyśliłam, a gdzie mi tam do wiedzy wielkiego naukowca.

Czym więc się martwię?
Tym, że Klienci uznają, że nie warto się starać... Już teraz często słyszę typową wymówkę o tym, że geny i że się nie da... Co będzie, gdy Klienci dowiedzą się, że mają jeszcze samolubny mózg, który troszczy się głównie o siebie... Czy odwrócą to na swoją korzyść czy też zaangażują się mocniej w kontrolowanie swoich działań i oduczą mózg pracy na łatwo dostępnej glukozie (ze wszystkiego co słodkie, łatwo przetworzone i natychmiast dające się spożytkować)? Czy będą mieli motywację do tego, by samodzielnie przygotowywać posiłki? Czy zrezygnują z fabrycznie przygotowywanego jedzenia pełnego ulepszaczy, barwników, konserwantów itd na rzecz zdrowego, naturalnego jedzenia, które - aby je przygotować - zajmuj czas... Jeśli nie - będą stale mocowali się nad tym, aby utrzymać wagę, zamiast cieszyć się naturalną szczupłością, którą im obiecuję... 




czwartek, 17 lipca 2014

Jestem niedobrą mamą...

Uwielbiam słodycze... Przez parę lat trenowania zdrowego stylu życia nauczyłam się już, które smaki sprawiają mi wielką przyjemność... I za które jestem gotowa dać się pokroić...

Najbardziej kocham rodzynki w czekoladzie. Kupuję je w Lidlu i nie czytam etykiety... I odmawiam ich moim dzieciom. Za każdym razem gdy pojawiają się w domu chodzą i sępią, żeby się z nimi podzielić... ale nie zatrzymują się na jednej porcji...

Dlatego jestem złą mamą... Nie dzielę się swoimi słodyczami z moimi dziećmi... A na dokładkę odmawiam im:
  1. kolorowych napojów
  2. chipsów (jeśli już robimy je w domu),
  3. fabrycznych ciastek (takich produkowanych w fabryce),
dodatkowo 
  1. karzę im myć zęby, wychodzić z psem, chować naczynia do zmywarki, segregować śmieci,
  2. odrywam ich od komputera,
  3. uczę ich prasować sobie ubrania i czyścić po sobie kibel...
Jestem złą mamą!!!

środa, 9 lipca 2014

Kobiety, które są zadowolone ze swojego jedzenia...

Kobiety, które są zadowolone ze swojego jedzenia są szczęśliwe...

To piękne zdanie znalazłam w książce "Nie jedz tego" Hansa-Ulricha Grimma. Demaskuje on w tej publikacji wiele chwytów marketingowych, którym ulegamy, gdy nie jesteśmy świadomi... A szczególnie my, kobiety...

To nic nowego, że komunikaty dotyczące troski o sferę domową kierowane są do kobiet. A jedzenie w szczególności dotyczy kobiet. Gdy masz rodzinę, wiesz o czym mówię. Stoisz w sklepie i zastanawiasz się, czy to, co wybierasz twoja rodzina przyjmie z uznaniem czy nie.. i ile czasu zajmie ci przygotowanie przyzwoitego posiłku.

Producenci robią wszystko, aby ułatwić nam życie. Pragną być naszymi największymi przyjaciółmi... i zrobią wszystko, abyśmy w to uwierzyły... Marzysz o płaskim brzuchu, znajdą dziewczynę z najpiękniejszym płaskim brzuchem i ją sfotografują... Marzysz o wspólnych posiłkach w niewymuszonej atmosferze, pokażą Ci ją na filmie... Marzysz o tym, by skrócić czas przygotowywania posiłków, pokażą Ci jakie to proste... 
I gdy ulegasz tym fantazjom nawet nie wiesz, że znacznie przekraczasz dopuszczalne dawki sody w swoim organizmie. A Twoje dzieci nie znają smaku prawdziwego jedzenia, bo wszystko pełne jest konserwantów i ulepszaczy smaku... 

Co więc robić?

  1. Czytaj etykiety. 
  2. Rób zakupy, gdy jesteś najedzona.
  3. Kupuj jak najmniej przetworzoną żywność (jeden składnik na etykiecie, to jest to, czego potrzebujesz).
  4. Przygotowuj posiłki samodzielnie. Masz do pomocy tyle elektrycznych urządzeń, że to nie musi być udręka. Jeśli nie masz, kup najlepsze urządzenie na rynku. Nie oszczędzaj, bo będziesz się nim męczyć dopóki się nie rozpadnie.
  5. Eksperymentuj w kuchni. Nie musisz robić wykwintnych posiłków, aby czuć, że dobrze karmisz rodzinę. Proste jedzenie, oparte o naturalne składniki też jest pyszne.
  6. Rób jedzenia nieco więcej. Nikomu w Twojej rodzinie nic się nie stanie, jak dwa dni pod rząd zjedzą to samo.
  7. Najadaj się. Kobieta, która jest najedzona ze swojego jedzenia jest szczęśliwa:)

środa, 2 lipca 2014

Zrób listę sukcesów...

Ważny temat, bo dotyczy pewności siebie...

Zainspirował mnie do tego wpisu Piotr Mosio, który w trakcie warsztatu (trener) poprosił ludzi o pochwalenie się swoimi sukcesami...

Miał intencję, aby pokazać w jakim świecie jesteśmy wychowywani... Że jak mamy sukces to jest normalnie, kolejne gotowe zadania czekają, aby je zrobić... Ale jak mamy porażkę... ooo, to dopiero jest bal... i o czym mówić... Znacie to przecież...

Ale wspierające w życiu jest znać swoje sukcesy... Wiedzieć co było w nich najtrudniejsze i najłatwiejsze.. Co było wspierające w ich realizacji a co całkowicie przeszkadzało... Itd...

Zachęcam Was więc do zrobienia takiej listy swoich sukcesów... Listy, która pozwoli z perspektywy widzieć dokonania. To nie mają być wielkie rzeczy, ale mają być wielkie dla Ciebie... 

Po co?
Żebyś miał więcej pewności siebie... Żeby wiedział, co do tej pory osiągnąłeś... Żebyś wiedział, że dysponujesz bazą doświadczeń, z których możesz czerpać do woli...

Jaka jest moja lista?
Właśnie ją tworzę, ale wygląda mniej więcej tak:

  1. dwóch synów,
  2. szczęśliwa rodzina,
  3. znalezienie własnej ścieżki zawodowej (o rety ile mi to zajęło),
  4. Training+ i szkolenia, które sama zrobiłam,
  5. Gabinet Wspierania w Odchudzaniu i cała koncepcja działania,
  6. MonaVie, w szczególności znalezienie w sobie tej wyjątkowej odwagi, do tego, aby iść z tym przez świat,
  7. ten blog - utrzymuję go regularnie od wielu miesięcy, bez znudzenia,
  8. oczywiście schudnięcie, 20 kilogramów zrobiło dla mnie różnicę...
  9. odkrycie w sobie żyłki sportowca (każdy drobny sukces tutaj mnie cieszy - kiedyś nie robiłam nic, bo nie umiałam, nie miałam siły itd...),
  10. pięknie wyrzeźbiona sylwetka,
  11. jeżdżę samochodem - a kiedyś nie jeździłam,
  12. incscape - nauczyłam się programu graficznego.