Czasami w moim Gabinecie pojawiają się dzieci - a właściwie rodzice dzieci otyłych... Marzą o tym, aby ich dziecko było jak inne: szczupłe i sprawne. Żeby uczestniczyło chętnie w zabawach i grach zespołowych. Żeby miało niezłe wyniki na W-F-ie...Żeby powstrzymywało się przed nadmiernym jedzeniem... Żeby samo troszczyło się o swoje drugie śniadanie... żeby samo umiało ominąć ulubioną cukiernię... i wszystko to w dwa tygodnie...
Te spotkania są dla mnie wyjątkowe. Ze względów osobistych... Mnie też, jako otyłe dziecko próbowano odchudzać... Bez większych rezultatów... Może z wyjątkiem tego, że miałam jasność, że coś ze mną nie tak... że muszę się bardziej postarać... że muszę coś ze sobą zrobić...
Skutek? Wbity do głowy kod, że aby do czegoś dojść, trzeba się postarać... napracować... a wszelkie starania i tak dają na końcu w łeb... Ma być ciężko, a rezultat ma być niepewny... Tak jest idealnie...
Oczywiście już tak nie mam. Przeszłam swoje procesy rozwojowe, nauczyłam się tworzyć konkretne plany działania, aby wyraźniej widzieć rezultaty i łatwiej osiągać cele... Ale czasem jeszcze czuję, jak stary kod wyraźnie daje znać o sobie... Kiedy mam przed sobą nowy projekt i nie wiem, co będzie... widzę czarne scenariusze i niby zaczynam, ale jednak się zatrzymuję... niby działam, ale na wszelki wypadek na pół gwizdka, żeby się nie rozczarować...
Zwykle więc, gdy w gabinecie pojawia się młody człowiek, staram się podwójnie... Nie chcę być sprawcą tego, co czuje lub może poczuć. Wiem, że jego otyłość jest wypadkową wszystkiego, co znajduje się w systemie rodzinnym: nawyków, hierarchii, przyjmowanych w rodzinie ról, sposobów radzenia sobie z codziennością... i że odpowiedzialnymi - w pierwszej kolejności - są dorośli. To oni wymagają mojego wsparcia... Wpierw w dostrzeżeniu swojego wpływu na otyłość dziecka, potem w znajdowaniu pracujących sposobów, aby ją małymi krokami eliminować... Aby w żadnej chwili nie miał możliwości poczuć, że coś z nim jest inaczej...
Szukam sposobu na docieranie do rodziców... Są wyjątkowi, są zapracowani, kochają swoje dzieci... i nie wiedzą jak pracować z otyłością w swojej rodzinie... Nie chcę ich pouczać... Nie chcę im dawać rad... Wiem, że oni nie chcą tego słuchać... Chcę razem z nimi budować dobre strategie na szczęśliwe życie... ale wpierw potrzebuję przebijać się przez mur korporacyjnej zadaniowości... "Weź to i zrób" zdają się mówić ich oczy... A ja tu nie mam nic do zrobienia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz