niedziela, 30 grudnia 2012

Jeden ze sposobów, by poczuć świat ze szczegółami

"Pobiegaj dwadzieścia minut, a poczujesz się lepiej. Pobiegnij drugie tyle, a być może się zmęczysz. Dodaj do tego trzy godziny, a poczujesz ból. Biegnij jednak dalej - wówczas zobaczysz, usłyszysz, posmakujesz i poczujesz świat z takimi szczegółami, że zblednie przy tym całe twoje dotychczasowe życie."

Scott Jurek i Steve Friedman, Jedz i biegaj. Niezwykła podróż do świata ultramaratonów i zdrowego odżywiania, Łódź 2012

środa, 26 grudnia 2012

O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu

"Bieganie ma mnóstwo zalet. Po pierwsze można uprawiać je samemu i nie potrzeba do tego specjalnego sprzętu. Nie trzeba też nigdzie jeździć, żeby biegać. Wystarczy obuwie do biegania, dobra droga, i można biegać ile dusza zapragnie. Z tenisem jest inaczej. Trzeba pojechać na kort i poszukać kogoś z kim można pograć. Można samemu uprawiać pływanie, ale i tak trzeba znaleźć basen."

Murakama Haruki, "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu"

czwartek, 20 grudnia 2012

Pudełkowa pasja

W poprzednim poście o tym, że można z pudełkami po mieście:)
A teraz znalazłam firmę, która ma wspaniałe plastikowe pudełka i inne cudeńka, żeby pyszności cieszyły oko i kubki smakowe:) http://www.bentomania.pl/

Czyli moja pudełkowa pasja przywędrowała do nas z Japonii.

Sposób na słodyczową pasje u dzieci

Jak są schowane, to dzieci zrobią wszystko, żeby je dostać. Wdrapują się na najwyższą szafkę, ryzykują życiem i zdrowiem...

Od tygodnia leżą na wierzchu, na blacie kuchennym...

Szczupłe zwyczaje a geny

Jakiś czas temu - wtedy gdy nosiłam większy rozmiar - zdecydowałam, że ważne dla mnie będzie sprawdzić, jak żyją ludzie szczupli. Zaczęłam się przyglądać, trochę notowałam i dzisiaj prezentuję wynik obserwacji:

LUDZIE SZCZUPLI

  1. wybrzydzają przy jedzeniu,
  2. łatwo odmawiają, gdy czują sytość – zachowują asertywność jedzeniową,
  3. mało podjadają między posiłkami (lub wcale),
  4. robią małe zakupy – nie robią zapasów,
  5. jedzą małe porcje,
  6. jedzą to, co im smakuje,
  7. jedzą na siedząco – przy stole,
  8. w czasie biesiady wybierają co zjedzą – zachowują umiar,
  9. piją dużo wody,
  10. mają  nieco aktywności (nawet jeśli nie uprawiają sportu).
Jasne, że wielu z nich pomagają geny i szybki metabolizm, ale dla dużej większości to styl życia ma kluczowe znaczenie. Geny sprawiają, że mamy określone predyspozycje do bycia tęższymi, tak samo jak do bycia lepszymi matematykami, kierowcami itp... 


Owszem, geny też nie ułatwiają sprawy... Ale to właśnie z ich powodu więcej się ruszam, unikam tłuszczu i słodyczy, sama przygotowuję posiłki i potem chodzę z tobołami po mieście (wyobraźcie sobie, że w torbie oprócz komputera, notesu, telefonu, kalendarza, piórnika mam także termos z porcją obiadową, pudełko z sałatą na podwieczorek, torebkę marchwi i dwa jabłka na przekąskę, a jeśli dzień zapowiada się na dłuższy kolejną sałatę albo kanapkę z pełnego pieczywa z pastą z ryby lub z warzywami ). Daje się żyć z genami, które mało wspierają:P 

Polecam wybranie sobie szczupłej osoby w otoczeniu w celu obserwacji, co ta osoba robi takiego, że zachowuje szczupłość:)






                      niedziela, 16 grudnia 2012

                      O szczerości w odchudzaniu

                      Fota zainspirowała mnie do tego, by napisać nieco o szczerości względem siebie w odchudzaniu. Wielu ludzi tyje, bo nie wie, ile i co je w rzeczywistości, a codzienna ilość ruchu wydaje im się znacznie większa... Prawdziwe spojrzenie w swój jadłospis, plan dnia, sposób reagowania na życie - to jest właśnie to, czego potrzeba, by:

                      1. zatrzymać tycie i
                      2. osiągnąć naturalną szczupłość.
                      Skoro zatrzymanie tycia to pierwsze z wyzwań odchudzania, to spojrzenie w jadłospis i przebieg dnia jest pierwszą pracą konieczną do wykonania. 

                      Potrzebna jest do niej odwaga - żeby spojrzeć na siebie, bez ocen. A zaraz potem zdolność wyciągnięcia  wniosków. Z takim podejściem, pierwsze kroki są łatwe. Może wystarczyć wyrzucenie czegoś z diety (np. tych produktów, których nie znosimy - a jemy...) albo zabezpieczenie w niej bardzo konkretnego produktu, który wspiera odchudzania (np. woda zawsze przed jedzeniem).
                       

                      Jeśli chcesz wiedzieć więcej zapytaj mnie o to: M: 606 789 681, E: monika.kurdej@mniejszy-rozmiar.pl
                      Dostępna strona internetowa: www.mniejszy-rozmiar.pl

                      poniedziałek, 10 grudnia 2012

                      Kompulsywny styl myślenia v. kompulsywne jedzenie

                      O kompulsywnym stylu myślenia dowiedziałam się z książki o depresji:) Coś mi to przypomniało... i postanowiłam napisać...

                      Moje kompulsywne jedzenie to był głód - po całym dniu niejedzenia organizm domagał się paliwa - stres, niska świadomość swojego ciała, poszukiwanie pocieszenia i pielęgnacji dla siebie, po ciężkim dniu... Potem przyszła otyłość, bóle kręgosłupa, coraz niższa odporność na stres i zmiany... Zapadanie się w lej rozpaczy i niskiej akceptacji samej siebie... Uciekanie od siebie coraz głębiej...

                      O kompulsywnym stylu myślenia eksperci piszą podobnie... Ciąg myśli, które pojawiają się w głowie w każdym momencie, prowadzi do potężnej czeluści z rozpaczy, niezadowolenia, krytycznych ocen itp... Przerwanie tego jest trudne - dopóki nie włączy się nowych nawyków w działanie. Tak w odchudzaniu jak i w radzeniu sobie z depresją ważne jest odważenie się poznawać siebie... Nowe nawyki w myśleniu o sobie to konieczność obudzenia się do świadomego życia. Nowe nawyki w odchudzaniu mają to samo źródło. Konieczne jest zobaczenie siebie z empatią i pełną akcpetacją: właśnie taki jestem i tak sobie dzisiaj radzę... I dzisiaj chcę zrobić jedną małą rzecz, która będzie inna... i może zatrzyma mnie na drodze do dna... Może zacznę oddychać? Może zatrzymam się na dwóch kromkach chleba? Może po drodze zajadę do klubu fitness, żeby sprawdzić czy mogę się zapisać...

                      Jedna mała rzecz:)



                      Jeśli chcesz wiedzieć więcej zapytaj mnie o to: M: 606 789 681, E: monika.kurdej@mniejszy-rozmiar.pl
                      Dostępna strona internetowa: www.mniejszy-rozmiar.pl

                      niedziela, 9 grudnia 2012

                      Geny a otyłość


                      Kolejne hasło-wytrych złamane: geny oczywiście sprzyjają otyłości, ale... jej nie powodują... To my sami sobie to robimy... i sami możemy pokonać swoją otyłość:)

                      Po pierwsze zbilansowana dieta i przyjazny zdrowiu styl życia, czyli trochę ruchu, sporo białek, witamin, węglowodanów prostych i tłuszczu...

                      sobota, 8 grudnia 2012

                      Czy autobus to wytrzyma? Trening w autobusie

                      http://www.tvp.pl/styl-zycia/magazyny-sniadaniowe/pytanie-na-sniadanie/wideo/cwicz-razem-z-ewa-chodakowska-w-autobusie/9358084


                      Ewa Chodakowska znowu zaskakuje:)

                      piątek, 7 grudnia 2012

                      Wskaźnik work life balance na urządzenia mobilne i nie tylko

                      http://ipsi.pl/oblicz-swoj-wskaznik-worklife-balance-w-3-minuty-kalkulator-wlb-na-smartfony/


                      Oblicz swój wskaźnik work/life balance w 3 minuty – kalkulator WLB na smartfony

                      Czy zaangażowanie w życie zawodowe nie stanowi przeszkody dla rozwoju naszego życia prywatnego? Czy pozostawia nam wystarczająco dużo czasu i energii na kontakty rodzinne i towarzyskie oraz na rozwój naszych pasji? Czy udaje nam się osiągnąć pożądaną równowagę między życiem zawodowym a prywatnym?
                      Na te pytania odpowie aplikacja mobilna – Kalkulator Work-Life Balance, której zawartość merytoryczna została opracowana przez Instytut Psychoimmunologii (IPSI). Aplikacja została zrealizowana przez partnerskie firmy Mazars i Gras Savoye.
                      Dostępna jest w systemach iOS i Android. Aplikacja jest bezpłatna. Można ją pobrać z Apple Store lub Google Play. Wystarczy wpisać słowo kluczowe Kalulator Work Life Balance a pojawi się niebieska ikonka z balansującym na linie managerem.
                      Filozofia Work Life Balance opiera się na zachowaniu równowagi pomiędzy życiem zawodowym a osobistym. Polega na znalezieniu złotego środka, który pozwoli zmaksymalizować efektywność w miejscu pracy i zadowolenie w życiu osobistym. „Pretekstem do stworzenia aplikacji był panel dyskusyjny jaki został zorganizowany podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, dotyczący równowagi między życiem prywatnym i zawodowym u polskich managerów. Moderatorka, Kinga Rusin podsunęła, pomysł aplikacji na smartfony, a my przystąpiliśmy do jego realizacji. Uważam, że to świetny sposób dla zapracowanych managerów na szybką weryfikację stanu rzeczy i porady, jak poprawić swój życiowy balans. Sam skorzystałem z niej natychmiast.” – mówi Alexander Konopka Prezes trzech spółek w grupie Gras Savoye.
                      Dzięki aplikacji Kalkulator Work Life Balance można obliczyć w kilka minut poziom równowagi między życiem zawodowym a osobistym i uzyskać praktyczne porady specjalistów z IPSI jak optymalnie dzielić czas między pracę i prywatne aktywności.
                      „Macie w Polsce, w porównaniu do pozostałych Państw europejskich, najmłodszych managerów, którzy mają tendencję do absolutnego angażowania się w obowiązki zawodowe, zaniedbując swoją równowagę życiową. Potrzebne są im metody i narzędzia pomagające uzyskać i utrzymać odpowiedni WLB, zwłaszcza w perspektywie podniesienia wieku emerytalnego.” – mówi Michel Kiviatkowski, Partner Zarządzający Mazars.
                      ” Work-Life Balance to nie jest zaproszenie do lenistwa. Wręcz przeciwnie. Musimy nauczyć się zarządzać swoim bilansem energetycznym po to aby pracować bardziej efektywnie i twórczo. Jest to jedyny sposób na to, aby przedłużyć średnią życia w zdrowiu. Dobry manager, dobry pracownik, to taki, który potrafi się dobrze regenerować” – mówi Wojciech Eichelberger, Dyrektor Instytutu Psychoimmunologii.
                      Projektowi patronuje Francuska Izba Przemysłowo-Handlowa w Polsce (CCIFP) i Stowarzyszenie Francja-Polska.



                      piątek, 30 listopada 2012

                      Strach przed zmianą

                      Gdy uchem coacha (czyli wsłuchuję się w ton głosu, nadużywane słowa, obserwuję mowę ciała) słucham ludzi, którzy do mnie przychodzą, to dostrzegam, że najtrudniejsze, co przeżywają, to strach przed zmianą... Nie przed pojedynczymi zmianami, które są trudne do wdrożenia, ale konkretne, mierzalne i możliwe do zrobienia, ale właśnie strach przed tym, że będzie inaczej... Nie wiadomo jak, ale na pewno inaczej...gorzej... ciężej...

                      Praca z odchudzeniem siebie to praca ze sobą w zmianie... To praca z drobiazgami, które robią dużą różnicę... To rozmowa z partnerem, który robi zakupy... To wspólne jedzenie posiłków po nowemu (dzieci i warzywa - ha, ha). To konieczność znalezienia czasu dla siebie.... To konieczność pielęgnowania siebie takim jakim jestem: zważonym, zmierzonym, zmęczonym, zgubionym itd... To konieczność zebrania sił, żeby stanąć na wadze... To konieczność obserwowania siebie takiego jakim jestem. Bez upiększeń, ale i bez ocen... To warsztat tego, jak być dobrym dla siebie...

                      Bycie dobrym dla siebie, to zdolność do bycia asertywnym i robienia życia po swojemu... To łatwość wyznaczania priorytetów i sięgania po to co karmi i buduje... To przyjemność z życia...


                      Jeśli chcesz wiedzieć więcej zapytaj mnie o to: M: 606 789 681, E: monika.kurdej@mniejszy-rozmiar.pl
                      Dostępna strona internetowa: www.mniejszy-rozmiar.pl







                      wtorek, 27 listopada 2012

                      O Odchudzaniu i troszczeniu się o siebie

                      W związku z tym, że akcja mobilizacja rozpoczęta (co wyraźnie widać z klubach sportowych - koniec listopada to wysyp pragnących odświeżyć figurę pań) postanowiłam poruszyć temat metabolizmu...

                      To ciekawostka i wielka tajemnica odchudzania. Każdy organizm działa inaczej i inaczej reaguje na bodźce z zewnątrz. Dietetycy na regularnych spotkaniach z Klientami obserwują jak reaguje ich organizm na zmiany w dostarczanych składnikach. Jedyna czarodziejska różdżka jaką mają do dyspozycji to ich wiedza i doświadczenie. Klient oddaje w ich ręce swoje nawyki i przekonania na temat jedzenia, ruchu i form spędzania czasu... W każdej z tych sytuacji organizm reaguje inaczej i może przyspieszać oraz spowalniać. To ma duże znaczenie dla sukcesów w odchudzaniu....

                      Dla organizmu ważne są wszystkie zmiany: zmiana diety na wegańską oraz włączenie dostępnej formy ruchu... Wszystkie zmiany przynoszą korzyści w odchudzaniu, ale... organizm szybko się do nich przystosowuje... To dlatego, restrykcyjne diety przynoszą sporo frustracji. Po okresie szybkiego chudnięcia waga staje i nic nie jest w stanie jej ruszyć...

                      Ale odchudzanie może też być czasem na pielęgnowania siebie. Dobra dieta, przyjazny ruch, miłe towarzystwo w czasie jedzenia - to wszystko może w pozytywny sposób wpływać na samopoczucie i przynosić dobre wyniki dla odchudzania. Zachęcam więc do pielęgnowania relacji w diecie i do odkrywania nowych smaków.



                      Jeśli chcesz wiedzieć więcej zapytaj mnie o to: M: 606 789 681, E: monika.kurdej@mniejszy-rozmiar.pl
                      Dostępna strona internetowa: www.mniejszy-rozmiar.pl

                      środa, 21 listopada 2012

                      Akcja mobilizacja

                      Drodzy Pasjonaci Mniejszego Rozmiaru!

                      Zbliża się czas postanowień noworocznych.

                      Czy tak jak zwykle postawicie na radykalne zmiany, które po trzech dniach wylądują w koszu?
                      A może wolicie maksymalizować sukces i sprawić by był w zasięgu ręki:)
                      Każde rozwiązanie jest dobre i każde przynosi inny rezultat...

                      A jakiego rezultatu Ty potrzebujesz?

                      piątek, 9 listopada 2012

                      O potrzebie posiadania przewodniczki

                      To nieczęsta okazja, gdy w jednym miejscu spotykają się baby, żeby gadać i w miłej atmosferze szukać dla siebie biznesów. Miałam możliwość przedstawić - wczoraj - mój Gabinet Wspierania w Odchudzaniu w Piasecznie, w salonie Make me Beauty przy ul. Powstańców Warszawy

                      Wydarzenie przyciągnęło niezwykłe osoby, a moja praca kilka z nich zatrzymała na chwilę rozmowy. Miałam możliwość wprosić się do ich świata i poprzyglądać wycinkom z codzienności. Widziałam jak biegają wokół ogniska domowego, jak pielęgnują dzieci i dom, jak pracują ze swoim wolnym czasem, jak jedzą w biegu i jak wściekle głodne wracają po całym dniu pracy do domu... Dostałam od nich przestrzeń do oglądania i możliwość podzielenia się także swoim kawałkiem. Doświadczyłam magnetycznych chwil i - mam nadzieję - moje rozmówczynie również...

                      Czy skorzystają z mojej pomocy? Nie mam pojęcia... Kawałek, którym się zajmuję jest bardzo trudny.
                      Przestrzenie, które eksplorujemy w czasie sesji dotykają tożsamości. Nie każdy ma chęć z tym pracować... Nie musi też mieć dobrych doświadczeń w spotykaniu się ze sobą... Ktoś też woli zostać przezroczysty, bo czuje się wtedy bezpieczny...

                      To, co dla mnie niezwykle pozytywne: dostrzegłam u moich rozmówczyń wielką potrzebę posiadania PRZEWODNICZKI. One pragną rozwijać się w pełni... potrzebują bezpiecznej przestrzeni żeby rosnąć... A odchudzanie jest tym, od czego zaczynają... 


                      sobota, 3 listopada 2012

                      Miło nie być dziwakiem

                      Studia podyplomowe rozpoczęte... Oto wkroczyłam w hermetyczny i dość  zamknięty świat dietetyków, lekarzy chorób cywilizacyjnych... I zdziwiłam się... Rany, jak nas dużo... Wiedziałam, że rynek obfituje w usługi pokrewne do mojej, ale gdy na sali zobaczyłam 100 osób to mnie zamurowało...Nawet profesor Naruszewicz zaczął swój wykład od pytania: Skoro tak Was dużo, to dlaczego Polska ma największą dynamikę wzrostu liczby ludzi z nadwagą?

                      Odżywiamy się nieracjonalnie...Solimy w nadmiarze, nadużywamy mięsa, omijamy posiłki albo przejadamy się... Sport traktujemy jak nieprzyjemny obowiązek i szukamy dla siebie wymówek... Na bóle brzucha czy zaparcia stosujemy środki rekomendowane przez telewizor. Wyłączamy myślenie, zamykamy oczy i żyjemy w półśnie... 

                      Posiłek w czasie przerwy obiadowej... Normalnie, w moim środowisku jestem w znacznej mniejszości gdy wyciągam z torby swoje jedzenie... A torba przewiduje odpowiednią ilość jedzenia, bo moje ciało nie znosi, gdy pomijam posiłki. W efekcie przemieszczam się z tobołami, termosami, pudełkami i sztućcami. Dzisiaj zaledwie mniejszość korzystała z miejscowego bufetu... Miło być w większości:) Miło nie być dziwakiem:)

                      niedziela, 28 października 2012

                      Zdrowy rozsądek w jedzeniu

                      Właśnie oglądam "Szkołę przetrwania" na Discovery. Ileż radości daje człowiekowi widok jedzenia... Choćby nawet się (jeszcze) ruszało i w ogóle nie przypominało tego, co znamy z talerza. Widok białka zwierzęcego przynosi człowiekowi ulgę i daje nadzieję na przetrwanie... A do tego to poczucie dumy z dobrze wykonanej pracy...

                      W cywilizowanym świecie także czerpiemy radość z jedzenia. Koncerny żywienionwe robią wszystko, byśmy jedli więcej i częściej. Byśmy znajdowali radość w spożywaniu ich produktów. Gotowe są wypełnić je takimi ilościami niezdrowych składników, byśmy znajdowali jeszcze więcej przyjemności w jedzeniu. Byśmy nie musieli się wcale wysilać... 

                      Otyłość nie bez powodu nazywana jest chorobą cywilizacyjną. Od ok. 100 lat żyjemy tak lekko jak nigdy dotąd. Jedzenie niemal samo wpada nam w ręce. Wiele go też wyrzucamy... 

                      Dzisiaj, żeby mieć dobrą figurę i dobrą masę potrzebujemy wiele zdrowego rozsądku. Nawet jedzenie produktów bio- czy organic- nie zwalnia nas z obowiązku myślenia. W nich także jest wiele składników, które zaburzają równowagę organizmu... 

                      Jak więc żyć? Zachować rozsądek... Nie dawać się stresowi... Ograniczyć cukier, tłuszcz i alkohol. Mieć przyjaciół... Mieć pasję.... Żyć. Po prostu...


                      piątek, 26 października 2012

                      sobota, 20 października 2012

                      Wiersz o sukcesie


                      Różnie go nazywają.
                      Zazwyczaj pojawia się nieoczekiwanie,
                      z worem zabawek dla dużych dzieci.
                      Wycieczki, nowe auta, buty na wysokiej szpilce.
                      Jakby chciał wynagrodzić własną nieobecność.

                      Wiemy o nim tyle co o podróżniku.
                      Że zagląda w miejsca niełatwo dostępne.
                      Że poznaje ludzi i że z nimi jada.
                      A potem odchodzi...
                      I znowu go nie ma.

                      Podziwu godny charakter.
                      Nie nadmierny.
                      Nie nagły.
                      I nie przesadzony.
                      Naiwny twór zajęty pytaniem
                      o oczywistości.
                      Mistrz drobnych kroków
                      i wielkich dystansów.
                      Ultramaratończyk

                      Właśnie wyruszył...
                      W przypadkową stronę

                      piątek, 19 października 2012

                      Przez życie z radością, lekkością i obfitością

                      Przeciętnemu człowiekowi trudno uwierzyć, że tak można... Że możliwe jest osiągnięcie stanu szczęścia za życia... Że nie ma konieczności uszczęśliwiać innych ani czekać, aż nadejdą lepsze czasy i coś się zmieni - samo.

                      Uwielbiam poznawać ludzi... Uwielbiam się z nimi spotykać... Uwielbiam pytać o to, co robią i co nadaje ich życiu "drive". Oni - najczęściej - pragną odwzajemnić się swoją uwagą i ... wtedy się zaczyna:
                      - ooo, czyli czym się zajmujesz?
                      - ooo, czyli co robisz?
                      - na czym polega Twoja praca?
                      - oooo, to przydałoby się mojej żonie...

                      Mam trudność, żeby odpowiedzieć precyzyjnie... Bo co mam powiedzieć? Że rozmrażam ludziom mózgi? Że pomagam im obudzić się do świadomego życia? Brzmi... jak brzmi... Ale jest rzeczywiste. Tylko przebudzenie do świadomego życia jest drogą do życia z radością, lekkością i obfitością. Jest stanem osobistego "drive-u", którego tak ludzie pragną.

                      A ja znam sposób, by to osiągnąć:)

                      sobota, 6 października 2012

                      HR a style życia pracowników

                      W zeszłym tygodniu byłam na ciekawej konferencji na temat zarządzania organizacją wielopokoleniową...

                      Piszę tutaj, bo doszliśmy do ciekawych wniosków związanych z wydłużonym wiekiem emerytalnym.  HR, które dbają o kompetencje ludzi i zabezpieczają w firmach potrzebne kompetencje już dzisiaj myślą o tym, jak zabezpieczyć pracowników w taki długim okresie czasu. 

                      Pierwszy pomysł, który przychodzi do głowy to oczywiście tematyka work-life-balance, która pomaga ludziom w sposób naturalny traktować życie i pracę... Ale oczywiście temat jest dużo szerszy i dotyka w dużej mierze ...  stylów życia, jakie dzisiejsi 20-30-40-50latkowie prowadzą. To one mają wpływ na ich nastawienie do życia i na zdolność zachowania długo zdrowia... 

                      Wyraźnie widać, że nowe wyzwania stoją przed HRami...

                      piątek, 28 września 2012

                      Po co psychodietetyka?

                      Taki tytuł miała dzisiejsza konferencja na SWPS. Niezwykle merytoryczna, choć prowadzona przez młodych prelegentów. Miałam przyjemność wiedzieć na żywo Dr. Zdrówko z programu Wiem co jem... Niezwykła charyzma i gigantyczna wiedza... WOW...

                      Mam też oczywiście wnioski.
                      Pierwszy: nie kłaść notatek na dachu samochodu, bo można odjechać i je ... zgubić:(
                      Drugi: osoby skupione na merytoryce żywieniowej, niezbyt dobrze radzą sobie z pracą motywtora w odchudzaniu. Coś wiedzą, coś czytają, widzą, że potrzeba, ale ... dalej nie wiedzą jak: jak prafrazować, jak odzwierciedlać, jak pytać... To duże tematy coachingowe i niewątpliwie przydatne w pracy z odchudzaniem ludzi.

                      W czasie konferencji dowiedziałam się, że warto kontynuować zainteresowania. Że temat ogromny i z ciekawymi możliwościami. Że wiele odkryć przede mną i przed całą branżą. Że choroby związane z otyłością to nie tylko cukrzyca i miażdżyca. Że tradycyjna medycyna przygląda się jak leczyć niektóre przypadłości jedzeniem (medycyna niekonwencjonalna już sporo na ten temat wie, ale z jakiegoś powodu jest pomijana). 

                      czwartek, 27 września 2012

                      5 przemian - początek

                      No i stało się... trafiłam do uzdrowicielki:) I mam specjalną dietę uzdrawiającą? I ja na tej diecie mam nabrać sił, uzdrowić relacje i łatwiej bronić swoich granic...

                      Na razie narzuciłam sobie etap przejściowy. Zrobiłam swoje tradycyjne zakupy i uzupełniłam je tym, co potrzebne w diecie, przeczytałam wskazówki i zaczęłam próbować jak to działa. Dieta jest oparta o 5 przemian i zasadnicza różnica w przygotowaniu potraw polega na kolejności ich dodawania. No i przyprawy... Kminek mielony... palce lizać.

                      Na etapie przejściowym jem to co w diecie, ale sięgam jeszcze - nawykowo - po stare produkty. U mnie to marchew surowa, herbata czarna, kawa, owoce. Niby nic, ale ułatwiają życie, gdy jest się w biegu.

                      Zmiana u mnie będzie polegała na dopasowaniu się... I to będzie najtrudniejsze:) Na razie jednak potrawy oceniam jako smaczne i wystarczająco wypełniające żołądek. I nauczyłam się robić kisiele i okazuje się, że taki kisiel z prawdziwym sokiem wypełnia żołądek cudownym ciepełkiem i zabezpiecza przed głodem:) Naprawdę:)

                      Druga duża zmiana to zioła, po 16.00. Nie udało mi się kupić wszystkich wskazanych, ale pierwsza próba nagietek + pokrzywa daje się wypić...

                      wtorek, 18 września 2012

                      piątek, 14 września 2012

                      A dzisiaj na śniadanie ... zupa

                      Moje obserwacje mojej diety, mojego metabolizmu i mojego stylu życia zaprowadziły mnie do namysłu nad mlekiem. Opinie o tym, czy jeść, czy nie jeść są rozbieżne. Jedni są zwolennikami, bo jednak wapń. Inni - przeciwnie - uważają że więcej wapnia znajduje się w serze. A jeszcze inni twierdzą, że mleko jest dobre tylko dla ... cieląt. 

                      Z mojej obserwacji wynika, że mleko i przetwory mleczne przestały mi służyć. Tak jakby w ostatnim czasie organizm zbuntował się przeciwko jakiemuś składnikowi (albo nawet kilku), albo przestał go trawić, co w krótkim czasie zaowocowało tym co mnie denerwuje - oponą dookoła brzucha. 

                      Gdy odstawiłam cały nabiał to okazało się, że większość tego co mnie karmiło dotąd to był nabiał. Stoją te biedne sery i jogurty w lodówce, ja patrzę na nie i nie otwieram... I mam dylemat. Nie wiem co mam jeść. Okazuje się, że to kolejny nawyk do zmiany. Nauczyć się żyć jakoś tak ... po wegańsku. Na razie sięgnęłam po kuchnię chińską. Oni nie znają naszego sera ani mleka. Stosują mleko kokosowe (w sumie to nie wiem, czy mogę. Potrzebuję sprawdzić), tofu i masę warzyw, orzechy, pachnące oleje... Za jakiś czas dam znać jaki efekt osiągnęłam. 

                      A dzisiaj na śniadanie była normalna zupa... Można? Można.

                      piątek, 7 września 2012

                      Nieco o ruchu w odchudzaniu

                      Mniejszy Rozmiar nabiera rumieńców...
                      Właściwie każdego dnia mam poczucie, że dzieje się tutaj coś nowego. Raz mam spektakularny pomysł, który za chwilę zostaje rozebrany części pierwsze.. i wtedy okazuje się, że nie ma w nim wiele do uchwycenia. Za chwilę wpadam na pomysł jak to co zostało mogłoby pracować, po chwili znowu uświadamiam sobie, że przecież rodzina i dzieci i nie dam rady dojeżdżać do miasta...

                      Jedno jest pewne. Dla sukcesu Mniejszego Rozmiaru ważne będzie wprowadzenie cykliczności i budowanie jej też u osób, które zechcą tutaj pracować. A jak odchudzanie to przecież ruch... Skupianie się na pracy wewnętrznej bez odniesienia do zasobów płynących z ruchu - nie ma najmniejszego sensu... Bo w ruchu jest największa siła - dla sukcesu w odchudzaniu i dla sukcesu w życiu.
                      Ruch nie tylko usprawnia metabolizm i zapobiega odkładaniu się tłuszczu. Ruch pobudza i wzmacnia układ krążenia, reguluje poziom cukru i cholesterolu we krwi, rozgrzewa, wzmacnia kości, wydłuża życie, wpływa na wzrost sprawności umysłowej i poprawia nastrój... To baza dla życia, do rozwoju, do działania...

                      Mój cel na najbliższe dni - znaleźć sposób na połączenie praktyki duchowej z ruchem. I wolałabym to widzieć w bardziej mi dostępnej przestrzeni: żadne tai-chi, joga czy karate, do uczenia których znowu należy się wiele lat przygotowywać. Myślę o czymś bliżej ludzi... Co pozwoliłoby mi poprowadzić warsztaty z udziałem znanych mi narzędzi i sposobów... Po prostu... i w ten sposób dałoby możliwość budowania pewności siebie u uczestników... Może pora na powrót do szkoły trenerów fitnessu... Może warsztaty ze spacerowania... A może jeszcze coś innego...



                      piątek, 31 sierpnia 2012

                      Za chwilę zmiana wizerunku

                      Już za chwilę w tym miejscu, nowy, zmieniony wizerunek mniejszego rozmiaru. Ciekawe czy zrobi na Was wrażenie... i oczywiście mały zwrot  kierunku pracy z ludźmi. Zamierzam mniej pisać, częściej pracować z Klientami i rozbudowywać się... Marzę o Centrum Zdrowego Stylu Życia. Upatrzyłam dom, w którym mogłoby się to odbywać. I mam grupę ludzi, którzy mi pomogą:) I wiem, co to będzie. Że warsztaty, że treningi osobowościowe, że praca z ciałem, że praca z dietetykiem i lekarzem...

                      Tylko wielka góra do pokonania... I adrenalina...

                      poniedziałek, 27 sierpnia 2012

                      Polubić siebie i schudnąć


                      Stary artykuł. Kopiuję za Superlinią, bo nic się nie zmieniło. Nadal ludzie troskę o siebie załatwiają jedzeniem, dalej zwracają ja siebie uwagę nie jedząc. Nadal towarzyszy im bulimia i anoreksja. Nadal mają strachy, lęki i opory, które zjadają a następnie tyją...


                      Polubić siebie i schudnąć

                      • fot. Shutterstock
                      O przyjemności jedzenia oraz powodach, dla których mamy problemy z właściwym odżywianiem się, rozmawiamy z psychoterapeutą Karstenem Schacht-Petersenem z Danii, trenerem metody komunikacji NVC (Nonviolent Communication - Porozumienie Bez Przemocy).
                      Karsten Schacht-Petersen od prawie 30 lat pracuje w ośrodku Rosenlund w Danii, gdzie prowadzi terapię i warsztaty dla ludzi, które chcą poprawić swoje relacje i sposób komunikowania się z innymi. Wśród jego pacjentów i uczestników warsztatów jest wiele osób mających problem z nadmiernym jedzeniem. Od trzech lat Karsten Schacht-Petersen prowadzi także w Polsce warsztaty metody NVC dla rodziców.
                      Nigdy nie mówisz pacjentom, żeby mniej jedli. A przecież zbyt obfite posiłki i otyłość mogą być niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia...
                      Owszem, obciążanie organizmu zbyt wieloma kilogramami może być niebezpieczne. Ci, którzy do mnie przychodzą, doskonale o tym wiedzą, więc po co miałbym im to powtarzać? Nigdy nie rozmawiam z pacjentami o tym, ile ważą, co i ile jedzą. Pytam, jak się czują, czy to, co robią w życiu, przynosi im radość, satysfakcję... Pomagam im odkryć ich potrzeby oraz to, czy sposób, w jaki żyją, je zaspokaja.
                      Pomijasz więc zupełnie ich problemy z jedzeniem? Na pewno chcieliby się dowiedzieć, jak sobie z tym poradzić...
                      Opowiem ci historię jednej z moich pacjentek. Anna znalazła w Internecie mój artykuł o tym, jak rozumiem problem bulimii i anoreksji. W trakcie pierwszej rozmowy ze mną powiedziała zaskoczona: „Karsten, trzy lata leczę się z powodu anoreksji, rozmawiałam z wieloma specjalistami, lekarzami, ale ty jesteś pierwszym terapeutą, który nie pyta mnie o to, ile jem, ale - jak się czuję!".
                      Czy pomogły jej rozmowy o uczuciach i odkrywanie potrzeb?
                      Po dwóch latach terapii nie miała zupełnie problemów z odżywianiem. Zniknęły silne bóle brzucha i wstręt do jedzenia, który doprowadził ją niemal do śmierci. Ujawniły się natomiast jej kłopoty w relacjach z innymi. Nie potrafiła nawiązywać kontaktu z mężczyznami i w ogóle - z ludźmi, nie umiała im zaufać, być spontaniczna, nie wiedziała, jak wyrażać uczucia. Pracowaliśmy nad tym. Wtedy stało się dla niej jasne, że wiele problemów wynika z tego, w jaki sposób była wychowywana i traktowana przez najbliższych. Miała bardzo surowych, religijnych rodziców. Jako dziecko nie otrzymywała od nich zrozumienia, akceptacji, ale ciągłe wymagania i nadmierną kontrolę. Słyszała stale od matki, co jest złe, a co dobre, co powinna robić, a czego jej nie wolno. Ale kiedy wracała ze szkoły wściekła i sfrustrowana, nikt nie pytał, jak się czuje i dlaczego. Siedziała godzinami nad talerzem, nie jedząc, tylko bawiąc się jedzeniem. W ten sposób wyrażała swój gniew, lecz rodzice i tak nadal nie zwracali na nią uwagi. Kiedy dorosła, zachowywała się tak, jakby w ogóle nie wiedziała, po co jest jedzenie. Straciła kontrolę nad tą jedną z najważniejszych czynności podtrzymujących życie.
                      - Czy twoim zdaniem wiele osób ma takie zaburzenia?
                      - Myślę, że coraz więcej, choć o tym nie mówią. Ludzie chorzy na anoreksję czy bulimię zewnętrznie niekoniecznie różnią się od innych. Są studentami, mają dobrą pracę... Ale wieczorami zjadają gigantyczną kolację, a potem prowokują wymioty albo biorą mnóstwo środków przeczyszczających, żeby nie przytyć. I często wcale nie wyglądają na otyłych, ale tak się czują, nawet jeśli mają sporą niedowagę.
                      - To absurdalne zachowanie...
                      -Problem nie polega na tym, jak wyglądają ani ile jedzą, ale jak postrzegają samych siebie. Nie widzą własnego odbicia w lustrze, lecz mają swój wizerunek zakodowany w głowie. Bardzo często nie akceptują swojej osoby i ciała. Albo nie jedzą w ogóle, albo jedzą w nadmiarze. Wokół jedzenia kręci się całe ich życie. Jakby ono było jedną z najważniejszych, ale też najbardziej znienawidzoną czynnością.
                      - Trochę tak, jakby po prostu nie umieli jeść. Czy jedzenie to także potrzeba?
                      - Jedzenie jest strategią, czyli sposobem zaspokojenia wielu potrzeb - bezpieczeństwa, relaksu, spokoju, rozwoju. Daje nam wiele radości, przyjemności. To są bardzo ważne uczucia i potrzeby, ale nie jedyne. Im większą mamy świadomość tego, czego potrzebujemy, np. kontaktu, wspólnoty, bycia zrozumianym, tym więcej widzimy strategii osiągnięcia pełni. Dostrzegamy, że dużo przyjemności czerpiemy też z obecności innych ludzi, z pracy i z zabawy.
                      - Wiele osób mówi: „Zjem czekoladę, niech mam choć taką przyjemność z życia"...
                      - Tak. Jedzenie, ale też seks, to dwie dość łatwo dostępne strategie, poprzez które ludzie osiągają przyjemność i zaspokajają wiele potrzeb. Jednak bardzo często jako dzieci słyszeli, że jest coś złego w odczuwaniu przyjemności. Kiedy dorastają i wymykają się już spod opieki rodziców, nie wiedzą, jak przejąć kontrolę nas sobą i własnym życiem. Jak wybierać przeróżne strategie zaspokojenia swoich potrzeb. Wtedy często robią to w sposób kompulsywny, czyli przymusowy. Po chwili przyjemności czują niechęć do siebie. Im bardziej walczą ze sobą, im gwałtowniej odmawiają sobie przyjemności, tym boleśniej przeżywają porażki. Bardzo trudno im polubić siebie, ze wszystkimi przyjemnymi i przykrymi uczuciami, zaspokojonymi i niezaspokojonymi potrzebami. To długa praca i niełatwy proces uzdrowienia, zwłaszcza dla tych, którzy jako dzieci nie doświadczali zrozumienia i akceptacji ze strony najbliższych.
                      - Czy twoim zdaniem za wszystko trzeba winić wychowanie? Dzieci potrzebują kontroli, bo inaczej wejdą dorosłym na głowę albo zrobią sobie krzywdę.
                      Wszyscy, także dzieci, chcemy zaspokajać swoje potrzeby, być wolni i szczęśliwi. Najlepiej, jeśli rodzice sami umieją dbać o zaspokajanie własnych potrzeb i pomagają w tym dzieciom. Jeżeli dzieci, jak mówisz, chcą „wejść rodzicom na głowę", to prawdopodobnie wynika z ich pragnienia bliskości i kontaktu. Wtedy rodzice mogą pokazać maluchom inne strategie zaspokojenia tego pragnienia, tak, aby jednocześnie szanowali granice dorosłych. Trzeba jasno mówić dzieciom: „Tego nie lubię, tego nie chcę. Jeśli pragniesz być blisko mnie, to chodź i przytul się, ale nie wskakuj mi na plecy!"
                      Chodzi więc o to, żeby nie odmawiać dzieciom przyjemności, tylko pokazywać wiele różnych sposobów, jak jej doświadczyć, a jednocześnie nie szkodzić sobie i innym?
                      - Tak. Zamiast dawać dziecku czekoladkę, kiedy jest smutne, lepiej przytulić je, albo pozwolić mu się wypłakać i opowiedzieć, co się stało. Nie zaprzeczać i nie  mówić, że nie ma powodu do płaczu. Ono ma ten powód, nawet jeśli dla dorosłego wydaje się on drobiazgiem.
                      A jeśli ktoś nie miał takich rodziców i dziś w samotności „zajada" czekoladkami swoje bóle i stresy?
                      Poradziłbym, by zamiast w samotności opychać się słodyczami, w chwili stresu poszukać pomocy innych ludzi. Takich, którzy potrafią wobec nas być trochę jak rozumiejący i akceptujący rodzice. Którzy wiedzą, że czasem chcemy się po prostu wygadać i wypłakać, że nie potrzebujemy dobrych rad i wytykania nam, ile tabliczek czekolady zjedliśmy. Którzy potrafią słuchać, a nie zaczną opowiadać natychmiast o swoich smutkach albo chwalić się własnymi sukcesami. Po prostu choć przez chwilę są z nami, tam, gdzie my jesteśmy.
                      Czy na tym polega terapia, która proponujesz swoim pacjentom?
                      - Tak. Kiedy ktoś, kto przychodzi do mnie, dowiaduje się, że wszystkie jego potrzeby i uczucia są ważne, widzi, że go akceptuję ze wszystkim, z objadaniem się i niejedzeniem, wówczas sam odzyskuje siły i zaczyna akceptować siebie. Kiedy zauważy i zaufa mi, że wcale nie zamierzam go zmieniać ani namawiać do zmian, wtedy niespostrzeżenie... zmiana się dokonuje. Bez drastycznych diet i ograniczeń. Szacunek, bliskość, zrozumienie, kontakt też potrafią nakarmić, jak dobra czekolada.

                      czwartek, 23 sierpnia 2012

                      O podejmowaniu decyzji i ich konsekwencjach

                      Zagadnienie równowagi stale rezonuje mi w obszarze mojego życia. Gdy jej brakuje, natychmiast pojawiają się dodatkowe kilogramy i fałdki na brzuchu. 

                      Sądzę, że to nie musi być mój tylko mój problem i w pracy z Klientami duży nacisk kładę na poczucie równowagi i sposoby jej osiągania. Równowaga to kwestia połączenia tego, co w życiu w spójną i sprzyjającą całość: praca, dom, relacje, hobby itd... Żadne tam kompromisy. Po prostu życie w swoim rytmie... Czasem zgoda na to, by odpuścić. A także odpowiedzialność za to, co się wtedy wydarzy...

                      Dodatkowe kilogramy to - najczęściej konsekwencja podejmowanych wcześniej decyzji: czy się ruszać, czy też nie; co zjeść lub czy jeść w ogóle; o której godzinie itd... Z moich obserwacji wynika, że Klienci mają wiedzę o tym, jak schudnąć, ale sam  projekt jest dla nich tak potężny, że nie dają rady udźwignąć go w długiej perspektywie. Konsekwencje decyzji są dla nich tak odległe, że łatwe do odłożenia z tyłu głowy... 

                      I co z tego? Ano tylko tyle, że równowaga jest tym, czego potrzebujesz, by żyć w swoim rytmie i w swoim stylu. Możesz to nazwać jak chcesz: harmonią, integralnością, spójnością. Gdy odchudzając się zapominasz o swoim celu lub zmierzasz do niego po omacku masz trudniej niż gdybyś opracował dla siebie system małych kroków i konsekwentnie je realizował. Wtedy wzrasta też twoje poczucie sprawczości i poznajesz granice wpływu. Niczego więcej, by osiągnąć oczekiwaną konsekwencję - czyli sukces - nie potrzebujesz.


                      wtorek, 21 sierpnia 2012

                      O tym, że po wakacjach więcej fałdek i waga mniej przyjazna

                      Nie znam osoby, która nie skarżyłaby się na swój metabolizm. W pracy z otyłością, zapanowanie nad metabolizmem, jest niezwykle istotne. Gdy jest zaburzony sprawia, że organizm histerycznie magazynuje zapasy na okres głodu i sprzyja tyciu. Nawet po dobrze przeprowadzonym procesie odchudzania, nawet po upływie kilku lat od zakończenia diety, osoby chore na otyłość powinny utrzymywać zrównoważony styl życia (mam na myśli styl, w którym ruch pełni podobną rolę co jedzenie - służy zdrowiu, urodzie i jest autentycznie niezbędny). Oznacza to tyle, że nigdy nie mogą zapomnieć o urozmaiconej i zdrowej diecie oraz wystarczającej do spalania porcji ruchu. To może oznaczać - dla niektórych - radykalną zmianę stylu życia. Zmianę, w której priorytetem staje się pogodzenia odżywiania z ruchem... z dużą ilością ruchu. Taką ilością, na którą "normalni" ludzie patrzą z zadziwieniem. Czasem wymagającą przeformułowania stylu pracy a nawet przekwalifikowania się: na instruktora sportowego czy innego specjalistę od ruchu. 

                      Utrzymanie wagi to bowiem jeszcze trudniejsze zadanie niż samo odchudzanie. Tyle smaków kusi i nęci. Tyle zapachów uderza w nozdrza i zachęca do skosztowania. A życie pędzi nieznośnie i konieczne jest odnalezienie się w nim - także po diecie. Gdy oddać się niekontrolowanej celebracji życia, w szybkim czasie przychodzi wniosek, że koszulka za ciasna, że oponka wróciła na brzuch, a spódnica marszczy się nieprzyjemnie w okolicach bioder. Winowajcą może i jest metabolizm, ale w końcu to KTOŚ dopuszcza do stanów głodu i przejedzenia. Ten KTOŚ też sięga po zakazane przekąski i napoje i porusza się wszędzie samochodem. Może też zrezygnował z jednej godziny ćwiczeń, bo uznał, że organizm przyzwyczaił się do nowego życia...

                      Warto wiedzieć, że efekt niechciany efekt jojo to wynik także nieznacznych zmian w stylu życia. Za które odpowiadamy my sami. My - osoby wkładające do ust pożywienie, podejmujący zdrowe decyzje  i doświadczone w wypracowywaniu samodyscypliny. Najmniejsza nierównowaga sprzyja tworzeniu się nieprzyjemnych fałdek, których po wakacjach jakoś więcej...

                      wtorek, 7 sierpnia 2012

                      Pierwszy mały krok na drodze do odchudzania

                      Gdy pierwszy raz przychodzi do głowy myśl "muszę schudnąć" cały umysł wypełnia się tą koniecznością i zaczyna filtrować rzeczywistość pod kątem owego odchudzania. W tym momencie też zaczynają napływać myśli o najbardziej smakowitych kąskach i nieprzebranych ilościach pożywienia, które przyjdzie ominąć, żeby owo "muszę schudnąć" zrealizować.

                      Z takim nastawieniem, wiadomo co się dzieje: frustracja, niechęć i nieładne myśli na własny temat. To z całą pewnością nie sprzyja zmianie nawyków, które przez długie lata wychowania utrwalają się jako konieczne do przetrwania.

                      Wiele ze znanych mi kobiet podejmuje też działania - bez wyznaczania działań ani celów: bez kontroli wagi, bez określenia wagi docelowej ani przybliżonego czasu na osiągnięcie sukcesu. Gdy zwracam na to uwagę stwierdzają, że poznają, że schudły po ubraniach lub poczują to po sobie. W odchudzaniu jednak ważna jest precyzja. Tak samo jak w biznesie: im więcej  konkretów, tym jaśniejszy sposób na osiągnięcie celu.

                      Dlatego właśnie tak ważne jest określenie punktu wyjścia i punktu docelowego.
                      Dlatego też ważne jest zrobienie "fotografii" dnia osoby pragnącej schudnąć: o której, co i jaką ilość zjada w ciągu dnia; jaką porcję ruchu zażyła; jak się czuje; co jej służy i co z całą pewnością nie...
                      Dlatego życie świadome sprzyja skuteczności w odchudzaniu. Oszukiwanie w tym procesie prowadzi do niechcianych emocji. A to właśnie one w pierwszej kolejności blokują dostęp do tej części własnego ja, która odpowiada za racjonalne decyzje. Aby schudnąć należy bowiem - często - dokonać radykalnego zwrotu w swoim życiu. Małe kroki to po prostu kolejne drobne działania, które oszukują umysł. Sprawiają, że przestaje on wyłapywać negatywne informacje z rzeczywistości, bo nie widzi zagrożenia.

                      Bo ludzki umysł jest naprawdę głupi...

                      piątek, 3 sierpnia 2012

                      Jeśli by znaleźć klucz..

                      W którymś momencie, w czasie gdy przygotowywałam się do zawodu motywatora w odchudzaniu, odkryłam, że żyjemy w kulturze obfitości i to ona wymusza na ludziach, w szczególności kobietach, zachowania, które prowadzą do zaburzeń. Piszę o tym, bo czytam poruszającą historię o zmaganiu się z anoreksją pewnej amerykańskiej rodziny. Mam ochotę w jednym worze umieścić zarówno anoreksję, bulimię jak i otyłość, które - moim zdaniem - wywodzą się z jednego miejsca - z przekonania o tym, że jedzenie jest złe i należy na nie uważać.

                      W kulturze obfitości, w której wszystkiego jest pod dostatkiem (produktów, sprzecznych informacji i standardów) niełatwo jest znaleźć równowagę i odkryć sens swojego istnienia. Sama wcale nie tak dawno, że istotą życia są drobiazgi i codzienność. To one wypełniają koryto istnienia po brzegi i warto zadbać, by były to aspekty pozytywne, drogie sercu, dające satysfakcję. Zmaganie się z moja otyłością, to stała praca w zamienianie drobiazgów w pozytywy i dostarczanie mojemu życiu dobrej energii. Gdy tego braknie, życie zmierza ku destrukcji. Jest jak rzeka, którą przepływają albo kajaki lub śmieci wyrzucane bezmyślnie z pobliskich osad. Nie widzę tu różnicy między anoreksją a otyłością - mimo iż różnica jest zasadnicza. Tak w jednym i drugim przypadku choroba podstępnie odkłada się w niższej samoocenie i zamienia życie człowieka w piekło, podporządkowane stałemu myśleniu o jedzeniu.

                      Gdy słucham znajomych kobiet, odkrywam, że częścią naszego życia społecznego stało się bycie na diecie. Poziom akceptacji w grupie wzrasta, gdy wypowiadane są magiczne słowa: jestem na diecie, albo jestem gruba, albo mam za grube uda, albo znowu przytyłam, albo muszę schudnąć... A z drugiej strony te same kobiety deklarują, że kochają jedzenie. Że są w stanie pół dnia spędzić w kuchni, by przygotować cudowny posiłek, żeby go zjeść, potem zmagać się z wyrzutami sumienia i kołysać się chorą mantrą: jestem na diecie, jestem za gruba, muszę schudnąć...

                      Jeśli by znaleźć klucz do serca każdej z osób i znaleźć źródło, z którego wypływają te chore nawyki, to okazałoby się pewnie, że jest to klucz do równowagi w świecie. Może to utopia - z całą pewnością nie mam patentu na naprawienie świata - ale gdyby udało się choć osiągnąć poprawność, zachęcić ludzi do ruchu i  smakowania naturalnego jedzenia, do skupiania się bardziej na wartościach to już byłoby lepiej...

                      poniedziałek, 30 lipca 2012

                      I co teraz? Tydzień z tradycyjną kuchnią

                      Tygodniowy urlop u ukochanej Pani Tereski nad jeziorem na Suwlaszczyźnie zakończył się koniecznością wrzucenia na wsteczny bieg i uświadomił mi, jak trudne jest trzymanie zdrowych nawyków żywieniowych, gdy:

                      • nie ma wyboru, a wkoło tylko tradycyjna kuchnia i pyyszne, domowe sery, wędliny, marmolady i bułki słodkie,
                      • łakomstwo bierze górę nad rozsądkiem,
                      • gdy jest się zależnym od czyjejś kuchni.
                      Po zeszłorocznym doświadczeniu planowałam nie jechać, żeby nie poddawać się torturom, ale dzieci mają tam tak cudnie, że poddałam się... i od pierwszego dnia używałam jedzenia ile wlezie (a nawet naddto, o czym ze wstydem oznajmiam). Tradycyjna kuchnia polska (z pogranicza z Litwą) jest po prostu pyyszna (szczególnie, gdy się jej nie praktykuje na codzień)


                      Nauczyłam się, że człowiek umie zjeść ile da radę, gdy wyłącza myślenie oraz że nawyki i smaki dzieciństwa to coś, co baardzo trudno zmienić. Są w pamięci i uruchamiają się w gospodarstwie Pani Teresy Murawskiej (Wysokie 5, suwalszczyzna). A to oznacza, że praca z otyłością przybiera całkiem inny wymiar. to wymiar budowania stałej konieczności bycia w kontakcie ze sobą i stałego kontrolowania się. Teraz, gdy wróciłam zrobiłam analizę czego potrzebuję i co mogę zrobić. Potrzebuję to zapisać i skoncentrować się na powrocie do siebie w diecie, gdy planowałam co zjem, gdy jadłam o stałych porach i chodziłam lekka jak piórko... O tym w następnym poście:)

                      niedziela, 15 lipca 2012

                      Sposób na wegetarianina

                      Dzisiaj o jedzeniu na mieście i takie tam...
                      Przydarzyło nam się z mężem być na szczególnym szkoleniu, daleko od Warszawy... To nie był żaden wypasiony hotel, ani tym bardziej restauracja z prawdziwego zdarzenia... Zazwyczaj w takich miejscach, jeśli mam możliwość, proszę o danie wegetariańskie. Jest lżejsze od tradycyjnego, choćby z tego powodu, że jest warzywem... Nawet jeśli źle przyrządzone, to dalej jest lżejsze...
                      Ciekawe, że przygotowywanie takich potraw jest jakoś wyjątkowo skomplikowane dla szefów kuchni... I dnia podano:
                      1. bakłażan faszerowany ryżem z cebulą, na to plaster sera i to zapieczone... Chrupiący ryż w środku to raczej efekt niedogotowania:] Wyobraźcie sobie, że do tego podano... puree ziemniaczane (chyba z masłem/margaryną w środku) i dwa liście sałaty,
                      2. pierogi z kapustą i pieczarkami - niestety wyjęte z głębokiego tłuszczu i słabo odsączone... Nie-wegetarianom podawano gołąbki i one wyglądały zdecydowanie ładniej ... i były smaczniejsze... Pierogów nie dało się zjeść...
                      3. na drugi dzień - to najzabawniejsze - nie przewidziano dań wegetariańskich:( Kucharzowi najwyraźniej skończyły się pomysły...

                      Ludziom na diecie mają naprawdę ciężko jeść poza domem. W dużych miastach pewnie łatwiej, ale w mniejszych aglomeracjach - masakra. Pisałam już o moich pudełkowych doświadczeniach, niemniej przy dwóch dniach na wyjeździe, z dala od cywilizacji, jest się zdanym na miejscowe jedzenie... i jakoś trzeba wytrzymać... albo znaleźć sposób... Sposób na wegetarianina nie działa...

                      piątek, 13 lipca 2012

                      Lipiec, jagody i niepoprawne... jagodzianki...

                      Jest coś niestosownego w jagodziankach... Wczoraj trafiłam na takie cudowne, że dzisiaj kupiłam... 10. Dla gości - mamy mieć wyjątkowych za parę minut - niemniej...

                      Teraz potrzebuję nieco racjonalizować zakup:) Jagody (i w ogóle czarne owoce) mają w sobie najwięcej przeciwutleniaczy, a te pomagają pozbyć się z organizmu toksyn a nawet uporać się z komórkami rakowymi... Do tego - info dla osób planujących dziecko - zawierają sporo kwasu foliowego. Pomagają przy leczeniu chorób oczu... Sądzę, że gdy siedzimy sporo przy komputerze też nie zaszkodzą:) Postawię więc obok, na stole:)

                      środa, 11 lipca 2012

                      O kreatywnym jedzeniu

                      Taki temat przyszedł w czasie dzisiejszych zakupów na bazarze. Mam sporo roboty, ale uznałam, że szybkie zakupy są nie tylko konieczne, ale też dobrze mi zrobią. Kolorowe stragany, zmęczeni - spracowani ludzie - to obraz poranka. A potem myśl: ile tych wszystkich cudowności; co z tego można zrobić...
                      Szczypior z sałatą i z ogórkami, a do tego jogurt...
                      ziemniaki z wody, ze szczypiorkiem i z kwaśnym mlekiem
                      jagody, jagodzianki, pierogi z jagodami,
                      pomidory, z cebulą, albo z mozarellą...
                      zioła... botwina... szpinak..

                      Jak myślę o kreatywnym jedzeniu to widzę te wszystkie pyszności, które każdy ma możliwość przynieść do swojej kuchni i coś z nimi zrobić... Cokolwiek, byle z radością i z uczuciem przepływu (FLOW). Gdy tyjesz bo zajadasz emocje, najczęściej sięgasz po żywność przetworzoną, o dziwnej konsystencji i sztucznym kolorze... Trudno Ci w tym jedzeniu znaleźć głęboką i przejmującą radość... Radość, która gotowa cię zaprowadzić na koniec świata, do najwspanialszej przygody swojego życia... Gdy uczysz się jeść szczupło jesteś jak dziecko... Poznajesz nowe smaki, nowe kolory, uczysz się przyrządzać potrawy, których pewnie nigdy nie jadłaś... Rozwijasz swoją ciekawość, uczysz się podejmować decyzje... 

                      Kreatywność przychodzi później... Jest bliska wolności, którą czujesz w czasie zakupów (bo już nic cię nie ciągnie w stronę przetworzonego jedzenia) i potem, w domu, gdy wypakowujesz te wszystkie dobra na stół i myślisz "jejku, ile tego wszystkiego...".  Aby ją zdobyć, potrzebujesz czasu, żeby:

                      • nauczyć się swoich nowych smaków, 
                      • polubić nowe zapachy i konsystencję potraw,
                      • znaleźć swój sposób na przygotowywanie szybkich posiłków oraz tych specjalnych,
                      • popełnić błędy i nauczyć się na nich - najwięcej.
                      To jest ścieżka mistrzostwa, na którą - nie masz wyjścia - potrzebujesz wejść. W innym wypadku będziesz stale wracać do tego czego nie chcesz i odtwarzać schematy: zajadać emocje, jeść przetworzone jedzenie, przejadać się...


                      wtorek, 10 lipca 2012

                      Pozwolić życiu się dziać...

                      Wracałam z chłopakami do domu i gdzieś  między lodami a jagodzianką takie oto zdanie do mnie przyszło... Pozwolić życiu się dziać...

                      Gdy mam to zdanie w głowie, to projektuje mi się masa pozytywnych uczuć, wrażeń a także wspomnień. Czytam je jak najciekawszą książkę, z której wynika, że w życiu ważne jest wszystko:

                      • luz, bo przyciąga najlepsze zdarzenia; 
                      • radość, bo przywołuje wspaniałych ludzi,
                      • przyjemności, bo bez nich byłoby inaczej,
                      • gotowość na to co niespodziewane: na brak i na obfitość, na smutek i śmiech - do łez...
                      Gdy się odchudzasz masz dwa wyjścia: stale myśleć o tym, czego ci brakuje i głodować lub poddać się swojemu życiu i rozkoszować się nim w całości. Dotykać siebie taką jaką jesteś, widzieć się w lustrze bez upięknień, jeść 5 razy dziennie, biegać, skakać, czytać, spotykać się z przyjaciółmi. Potrzebujesz tylko pozwolić życiu się dziać... Mimo nadwagi, mimo złego humoru, mimo wszystko...

                      poniedziałek, 9 lipca 2012

                      Jedzenie w życiu kobiety

                      Według wychowania, które wyniosłam z domu, priorytetem miało dla mnie być:
                      - zaopatrzyć gospodarstwo domowe w jedzenie, 
                      - zaplanować posiłki, 
                      - przygotować,
                      - nakarmić rodzinę.
                      Tradycyjna rola kobiety dotyczyła sfery pielęgnacyjnej i właśnie ona doprowadziła mnie do sporej otyłości. Gdy koncentrowałam się na tym, by zabezpieczyć wszystkich - przestawałam dostrzegać siebie... Głodna oczekiwałam powrotu męża z pracy, a potem najadałam się do syta... Dzieci jadły nieco wcześniej - a ja  razem z nimi... O wyniku tych działań nie muszę przypominać...

                      Po odchudzaniu moje priorytety przeniosły się bardziej w moją stronę. Gdy rozpoznałam ulubione smaki i dobre - dla siebie - pory  na jedzenie, przestałam się przejadać... Przestałam też koncentrować rodzinę wokół stołu i jedzenia. Dzisiaj może i chciałabym, żebyśmy razem siadali do stołu i przy nim gadali... ale z drugiej strony mamy efekt w postaci przestawienia uwagi z jedzenia na siebie i na jakość spędzanego razem czasu...

                      A jak się ma to do tytułu wpisu? Chciałam napisać o tym, że wychowuje się nas - kobiety - do roli gospodyń domowych, które główny zasób dla okazywania miłości znajdują w dzieleniu się jedzeniem. Po namyśle stwierdzam, że temat jest szerszy. Przenosi ciężkość na poczucie wartości i zdolność do budowania własnego świata poza narzuconą z góry rolą. Moim sposobem na to, by schudnąć było oddzielenie siebie od tej roli i znalezienie dla siebie nowej przestrzeni (nowych zainteresowań, nowych ludzi). Czasem może brakuje tych chwil na wspólne jedzenie, ale pasje, które dzięki temu rozwinęłam dla mnie są bezcenne. Wspólne spacery, wycieczki, gadanie o tym, co ważne - bardziej nas absorbuje niż wciąganie jedzenia przygotowanego ze smutkiem i frustracją, że nie ma od tej roli ucieczki... A gdy już stanę do garów, do mam radochę z tego, że nic nie muszę... To była wielka praca i właśnie do takiej zapraszam moich Klientów...

                       

                      niedziela, 8 lipca 2012

                      Sezon na przetwory - wiśnie

                      Właśnie rozpoczęłam sezon na przetwory... Kuchnia lepi się od słodkiego soku, który wykipiał, wszędzie słoiki, nakrętki, butelki... Za mną jakieś 10 kilo wiśni (drylowanie + opalanie), przede mną porzeczki. Wszystkie z ogrodu... pycha...

                      Wiśnia poprawia apetyt i reguluje trawienie, obniża poziom cholesterolu we krwi. Sok wiśniowy obniża temperaturę przy przeziębieniach, pomaga też przy zaparciach

                      U mnie na razie przetwory, ale gdyby tak się odważyć i zrobić pierogi z wiśniami...

                      czwartek, 5 lipca 2012

                      Droga do wolności...

                      Właśnie taką książkę chciałam napisać: "Kobiety, jedzenie i Bóg", Geneen Roth.
                      Autorka - podobnie jak ja - przeszła swoja drogę do wolności, schudła i jest szczęśliwa. W jej świecie - Ameryka - ludzie nie znają smaku naturalnych produktów, niezbyt często gotują, są samotni i stale szukają ratunku... W związku z tym, że jedzenie jest najprostszą i najbardziej dostępną formą osiągania radości - jedzą ponad miarę... i tyją... Potem znowu koncentrują się na tym czego im brakuje i znowu jedzą... i dalej tyją... Zapominają jak to jest czuć głód... zapominają jak to jest smakować potrawy... coraz trudniej im osiągnąć radość... obsesyjnie skupiają się na jedzeniu (że nie wolno, że nie o tej porze...) i z tej frustracji... dalej jedzą...

                      Potężną wiedzą dzieli się autorka tej książki... Pracuje z uczestniczkami w formie warsztatów i pokazuje im, jak to jest być sobą... Ćwiczą smakowanie, ćwiczą cierpliwe oczekiwanie, uczą się odnosić do zasad żywieniowych, medytują.... A potem wracają do domu... I tutaj kończy się książka, a zaczyna prawdziwe życie... Nie wiemy już, jak radzą sobie uczestniczki programu Pani Roth, niemniej spodziewam się, że powrót nie jest wcale ciekawy... Stęskniona rodzina oczekuje starych zachowań... buntuje się przed nowymi...w zlewie czekają nie pozmywane gary, a lodówka domaga się uzupełnienia...

                      Nie muszę wyobrażać sobie, jak trudno jest osobie, która zdecydowała się dokonać zmiany w swoim zachowaniu i w swojej relacji z jedzeniem. Przechodziłam przez to i wiem, że gdy w najbliższym otoczeniu nie ma odpowiedniego wsparcia, takiej atmosfery do rozwoju - to sukces jest bardzo trudno osiągnąć. Gdy mąż krzyczy z pokoju, gdy dzieci domagają się uwagi a gospodarstwo domowe porzucone na kilka dni wymaga konkretnej pracy... Och, pragnie się wtedy wspólnie z nimi zasiąść do telewizora i spędzić wieczór w znajomej atmosferze... 

                      Właśnie dlatego potrzebny jest ktoś, kto wspiera w odchudzaniu... Rodzina, dzieci - choć często sami mają podobne problemy i potrzebują impulsu do zmiany... Coach, jest tym, kto ma łatwość dostrzegania małych różnic w zachowaniu i motywowania do zmiany... W tej dziedzinie małymi krokami osiąga się więcej...

                      środa, 4 lipca 2012

                      Najlepsza dieta?

                      Gdy wracałam z synami do domu - w środku dnia - uświadomiłam sobie, że jestem tak głodna, że nie dam rady nic przygotować...
                      Weszłam z chłopakami do pizzerii, zamówiłam im po jednej małej pizzy a dla siebie sałatę... Zgadnijcie o czym zapomniała Pani kelnerka? Właśnie o mojej sałacie...

                      Dobrze, że zdążyłam złapać końcówki z tego co jadły dzieci... Potem w domu byłam spokojniejsza:) i przygotowałam sobie pyszne kanapki z pasztetem (tym od babci) i z sałatą...

                      wtorek, 3 lipca 2012

                      Medytacja, aeorbik

                      Nie umiem uprawiać medytacji... Pragnę się tego nauczyć i wiem już naprawdę sporo... A mam tak wielki kłopot, by usiąść w wygodnej pozycji i wyciszyć się...

                      Medytacja w żadnym wypadku nie oznacza dla mnie błogostanu... gonię rozpędzone myśli, potem zatrzymuję się i po chwili znowu pędzę... Śmieję się, że mój umysł wtedy ma aerobik... Pewnie dlatego tak pokochałam skakanie po stepie... To jest bliższa mi medytacja... W rozpędzonym ciele łatwiej mi wyłuskać prędkie, dobre myśli ...

                      poniedziałek, 2 lipca 2012

                      O odwracaniu uwagi

                      A teraz o emocjach w życiu... Jestem właśnie po trudnym spotkaniu... Mimo, że wyszłam z domu po przyjemnym śniadaniu (ser biały + łyżka dżemu), po dwóch godzinach miałam ochotę na kotlety, które zostały z soboty, na ser żółty i jagodziankę z mlekiem...

                      Wiedziałam, że to wynik emocji - potrzeba zaopiekowania się sobą... Ten sposób jest najbardziej pierwszy ze wszystkich, wyniesiony z domu...Włącza mi się właśnie w takich momentach jak dzisiaj: z powodu samotności, nadmiaru emocji i - gdzieś w tym wszystkim - bezradności i przeciążenia. Słusznie mówi Thich Nan That, żeby zatrzymywać się nad każdą chwilą swego życia... To właśnie owo zatrzymanie dało mi energię, by przerwać to kompulsywne napełnianie brzucha:) i poszukać innego sposobu na zaopiekowanie się sobą:
                      1. rozmowa telefoniczna, czyli przeniesienie uwagi gdzie indziej, 
                      2. pisanie bloga, czyli zatrzymanie się nad sobą i w jakimś sensie także przeniesienie uwagi gdzie indziej,
                      3. zaplanowanie dnia, czyli przeniesienie uwagi gdzie indziej...
                      W zanadrzu mam jeszcze: sprzątanie, spacer z psem, czytanie, kawa na tarasie... Kluczem jednak jest - zatrzymanie się, namyślenie chwilę nad tym, co robię, zobaczenie siebie gdzieś z boku i sprawdzenie, czy ten widok mi odpowiada... W coachingu ma to swoje szczególne nazwy, niemniej ważne jest, by móc sprawdzić, jak to co robię, widzę, czuję zbliża mnie do ustalonego celu... Jeśli nie - co daje mi robienie tego, co do tej pory mimo braku widocznych korzyści... Czy jest coś głębiej? Co to takiego? Czy jest coś jeszcze? 


                      A jak jest dla Ciebie? Czy jedzenie, tak jak dla wielu innych ludzi, jest dla Ciebie najłatwiejszm sposobem opiekowania się sobą... A gdybyś mógł znaleźć inne? Jakie by one były? Zachęcam do spróbowania teraz, na sucho. Proponuję, by zrobić listę i skorzystać z niej w stosownym momencie... 

                      niedziela, 1 lipca 2012

                      Z wizytą u babci cz. 2

                      Tym razem odwiedzaliśmy babcię J. i dziadka J. Wiadomo - znane imieniny.
                      Upał, ciasne mieszkanie, 4 rodziny w jednym pokoju... Jedyne co można zrobić - siąść i jeść. Babcia zadbała, żebyśmy nie wyszli głodni - choć lat ma coraz więcej...
                      1 punkt programu- flaczki z bułką,
                      potem na zimno: grzybki, pomidory z cebulką, pasztet domowej roboty i przepyszne, specjalnie na tę okazję wiezione z daleka wędliny, fura chleba.
                      soki, coca-cola w różnych butelkach (dzieci zachwycone), wódeczka (miodownik), na specjalne (czyli moje) życzenie - woda. 
                      2 punkt programu - własnej roboty jagodzianki (taaaakie wielkie), z jagodami własnoręcznie zbieranymi w lesie,
                      potem lody jeżynowe, sernik, czereśnie, makowiec - do tego kawa i herbata

                      Jak to przeżyłam? 
                      Z trudem... Nawet nie chcę liczyć kalorii, ile zjadłam - choć zdawało mi się, że się oszczędzam... Przypuszczam, że to dwudniowa zawartość kalorii... Plusem jest to, że większość tego, co jedliśmy jest naprawdę domowej roboty, bez ulepszaczy i konserwantów. 

                      A potem zrobiłam coś, czego dotąd nie praktykowałam: zaproponowałam, żeby wyjść na zewnątrz, ruszyć się zza stołu. Wspólnie. Dla mnie to było ważne, bo w ciasnym, dusznym pomieszczeniu, zaczynałam czuć się klaustrofobicznie: kręciło mi się  w głowie. Na dokładkę moje nogi wołały o ruch... Dla współbiesiadników nie była to interesująca propozycja. Jest w ruszaniu się coś wstydliwego... 

                      Postanowiłam, że od dzisiaj, na każdej rodzinnej nasiadówce będę promować wspólne wychodzenie. Z troski o siebie, o dobre wzorce dla dzieci i z ciekawości, czy i kiedy to "wskoczy" w nawyk...

                      sobota, 30 czerwca 2012

                      Autystyczne trwanie

                      W rozpędzonej kulturze, w której przyszło żyć jest trudno. Świat, który dla naszych rodziców był w miarę trwały i stabilny dla nas staje się rozpędzoną, trudną do rozpoznania maszyną. Służy przetrwaniu w świecie kariery (złachane słowo) i konieczności bycia szczęśliwym. Na tym jadą korporacje, biura podróży i koncerny farmaceutyczne obiecując ludziom cukrowaną krainę ładu, relaksu i spokoju - pod warunkiem spełnienia kilku ważnych punktów w umowie...

                      W takim świecie odchudzanie staje się prostym sposobem na radzenie sobie z rzeczywistością (tym bardziej, że właściwie każdemu brakuje nieco do idealnej, promowanej w mediach wagi).
                      W takim świecie trudno o punkt zaczepienia. Kręcąc się w kółko, żyjąc powierzchownie, prześlizgujemy się po relacjach, po emocjach i przestajemy marzyć o autentyczności.
                      W takim świecie łatwo robić, to co inni... Iść razem z innymi przed siebie i poddać się tej samej fali pragnień i potrzeb.

                      Gdy myślę o autystycznym trwaniu, mam przed oczami masy ludzkie, które stoją w miejscu sparaliżowane strachem przed tym, co nieznane: przed relacjami, przed robieniem tego, co własne i wymagające innej niż przeciętna uwagi. W takim stanie łatwo o kompulsywne jedzenie (do bólu) lub radykalne niedojadanie (do bólu). Szeroka, wygodna autostrada myśli we własnej głowie pozwala każdemu szybko dotknąć znanych emocji i odnaleźć się w rozpędzonym świecie. Wygoda niemyślenia to także przyzwolenie na to, by trwać w miejscu i nie zapuszczać się na głębokie wody poznania samego siebie. A właśnie tam znajduje się klucz do rozwikłania osobistej tajemnicy i odkrycia własnej istoty. Tam kończy się asekuracyjne trwanie w bańce z ułudy, a zaczyna się obfite życie...

                      Gdy była gruba, stale czegoś pragnęłam... Stale też bałam się po to sięgnąć... Najłatwiej mi było zajrzeć do lodówki lub wybrać się na cudowne zakupy zamiast eksplorować nieznane tematy. Gdy poznałam co stoi za moim objadaniem się - aż do bólu brzucha - poznałam, że to jeden ze sposobów radzenia sobie z pragnieniem życia w pełni... 

                      "How Coaching Works"

                      piątek, 29 czerwca 2012

                      Świat - wiersz taki


                      Dawno nie pisałam wierszy... Chyba ostatni raz jeszcze na studiach...
                      Dzisiaj przyszedł do mnie taki:

                      Gdy świat przyjdzie do ciebie
                      nie zatrzaskuj mu drzwi
                      stań przed nim jak przed kwiatem, 
                      który wyrósł w Twoim ogrodzie...
                      i wejdź w niego... przymierz jak ubranie...


                      Jak to jest mieścić w sobie wszystko?

                      środa, 27 czerwca 2012

                      Prawdziwa satysfakcja

                      Dzisiaj, z koleżankami z klubu sportowego, nagrywałyśmy kamerą układ, którego się uczyłyśmy od trzech tygodni... Nie wiem jeszcze jak wyszło. To było amatorskie nagranie i naprawdę wszystko może być na nim widać:P Niemniej, podporządkowałam mu wiele priorytetów: rodzina, fryzjer, puder na twarzy... Skakałam 1,5 godziny (z przerwami na przestawianie stepów i włączanie guzika START - STOP na kamerze). Jestem zmęczona i niezwykle zadowolona.

                      Powrócił do mnie też moment, w którym - ok. 3 lata temu - rozbłysła we mnie inspiracja do odchudzenia się. Nie byłam wtedy coachem, ale już wielbicielką tego sposobu pracy. Znałam dynamikę, pytania, sposób wprowadzania Klienta w jego sukces. Pamiętam jak siedziałam przy biurku i zdecydowałam się wyobrazić sobie siebie - w najlepszym wydaniu, w najdoskonalszym momencie swojego życia: zdrową, wysportowaną, z pasją... lubianą. To właśnie ten moment był kluczowy dla mojego procesu. To on był światłem, które wyznaczało kierunek i teraz - na małą chwilę - powrócił. Dotąd WIEDZIAŁAM, że osiągnęłam swój POTĘŻNY CEL. Przecież schudłam, mam dobrą figurę, "górę mięśni" i radość. Dumnie noszę sukienki, spódnice, obcisłe spodnie. Cieszę się, gdy mocne udo wychyla się w rozporku mojej wspaniałej, czerwonej sukienki:) A jednak dopiero teraz, gdy skakałam w grupie pięknych, wysportowanych, aktywnych dziewczyn poczułam, że ODNIOSŁAM SUKCES. Potrzebowałam dużo czasu, by znaleźć się - autentycznie - w  swoim idealnym momencie i poczuć go całą sobą i wszystkimi zmysłami. 


                      Tego  właśnie wszystkim życzę:) Autentycznej inspiracji i prawdziwej radości z osiągnięcia sukcesu...


                      Zdaje się, że pora na nowy wielki cel...

                      wtorek, 26 czerwca 2012

                      Z wizytą u babci


                      Właśnie wróciliśmy. Babcia staruszka starała się jak mogła, a my - niestety - byliśmy po kolacji i do tego po dużych lodach. Babcia dwoiła się i troiła. Naprawdę chciała nas serdecznie przyjąć...  wreszcie stanęło na słodyczach. Akurat miała w lodówce kawałki, które zostały z imienin Jana: kremowe, biszkoptowe, kolorowe. Naprawdę smaczne, ale ten lód zjedzony tuż przed wizytą... bez szans, żeby coś zmieścić... Oj, dostało nam się za przyjeżdżanie do babci po kolacji...

                      Dziwne to (a ludzie naprawdę tego nie dostrzegają), że w naszym kraju serdeczność, uznanie, miłość okazujemy pakując na talerze jedzenie. Tak jakby pełny brzuch gwarantował zwrot (!) uczuć i emocji, czyli ważnej życiowej energii. 

                      Aby zachować dietę ważne jest, żeby dobrze wiedzieć na czym ona polega i trzymać się zasad. Konsekwencja dotyczy też wizyt i posiłków we wspólnocie. Ubytki w relacjach tak łatwo załatać półśrodkami: dokarmianiem, nadopiekuńczością, dofinansowywaniem kaprysów. A przecież, gdy się odchudzamy stajemy autentyczni wobec siebie. Poznajemy swoje ciało, reakcje na to różne danie i sytuacje, doznajemy kryzysów. Uczą  nas one - za każdym razem - jakie zachowanie wymaga modyfikacji. 

                      Poniżej szybkie zestawienie działań, które warto podjąć - przed wizytą - gdy jest się w procesie odchudzaniu i przewiduje się trudności w utrzymaniu diety:)

                      1. przewidzieć, czyli dobrze znać system (wroga) - skoro zawsze u babci na imieninach jest fura jedzenia, dlaczego w tym roku miałoby być inaczej?
                      2. po rozpoznaniu, przewidzieć możliwości odwrotu, czyli rozpoznać sposoby na to, jak nie poddać się jedzeniu we wspólnocie:
                      • jak zjeść tylko tyle, ile potrzeba, by się nasycić?
                      • jak zatrzymać apetyt na słodycze?
                      • jak mieć ruch?
                      • jak mówić o swoim procesie przy bogatym stole?
                         3. Przewidzieć środki zaradcze, czyli co zrobić, gdy popełnię grzech i zjem więcej - skoro zawsze przekraczałem granicę umiaru, dlaczego tym razem miałoby być inaczej?


                      Po wizycie u babci mam w szafie prawdziwy, wełniany łowicki pasiak. Wzięłam go, bo jest cudowny, a przede wszystkim dlatego, żeby sprawić babci przyjemność. Naprawdę bardzo się starała (my również), jednak ważne dla nas jest żyć w zgodzie ze sobą i - w jakimś sensie - pokazać, które wartości są dla nas ważne: komfort bycia w autentycznej relacji - zamiast półśrodka, jakim często jest nadmierne jedzenie.
                      A dla Was? Jakie wartości Wam pracują?

                      środa, 20 czerwca 2012

                      Stale w biegu

                      Dzisiaj trudny dzień... Po kawie drobne śniadanie, potem komputer, potem masa spotkań, potem bankiet i wino... Mało czasu na jedzenie... Mało siły na ruch...

                      Przypomniałam sobie dzisiaj, jak każdego dnia przygotowywałam jedzenie do pudełek, jak planowałam posiłki, jak dbałam o ich jedzenie... Nie miałam czasu podjadać ani grymasić. Chudłam powoli, systematycznie... Uczyłam się nowych smaków i nowych zachowań. Z czasem - po diecie - rozluźniłam się. Zmieniłam też styl pracy. Przy biurku siedzę wieczorami, w ciągu dnia zaś w biegu... Taki tryb życia nie sprzyja regularności... Stale zastanawiam się, co zrobić, by uratować jej szczątki i rzeczywiście dbać o siebie... 

                      Poniżej spisałam swoje pomysły na zachowanie potrzebnej regularności. Przy czym - okazuje się - najważniejsze jest planowanie, a najbardziej przewidywanie działań i dopasowywanie się z jedzeniem do nich... I tak:
                      - w torebce: jabłko, banan, jogurt pitny, kanapka z pełnego ziarna, z warzywami; 
                      - jeśli spotkanie w porze lunchu to najlepiej w restauracji... najlepiej w takiej, która serwuje zdrowe jedzenie,
                      - długi spacer między jednym spotkaniem a drugim lub zaplanowanie sportu w przerwie między spotkaniami (np. basen)...
                      - parkowanie auta w znacznej odległości od miejsca spotkania i ... spacer.
                      - do picia głównie: woda i herbata, ostrożnie z kawą, bo wypłukuje magnez i w ogóle jakiś taki ciężar,

                      Na razie tyle, ale tych pomysłów niewątpliwie będzie więcej... Najważniejsze, by nie dać się pędowi i znajdować czas na ruch. Bez niego każda dieta jest męczarnią...

                      Ciekawostka: w czasie spotkania Klient wyjął kanapkę i ją po prostu zjadł... Można? Można...

                      sobota, 16 czerwca 2012

                      Akceptacja w odchudzaniu

                      Za każdym razem, gdy się odchudzałam odkrywałam co na mnie działa, a co z całą pewnością, na mnie nie działa. Gdy jadłam mało - tyłam, gdy jadłam więcej - tyłam. Gdy jadłam same warzywa chodziłam głodna, więc nie dałam rady wytrwać w diecie. Gdy jadłam samo mięso chodziłam głodna i dojadałam słodycze. Gdy jadłam małe śniadanie i lekki obiad - zażerałam się na kolację. Gdy jadłam wielki obiad ... dalej miałam ochotę na wielką kolację... Zabawa zaczęła się, gdy dołączyłam ruch .... jadłam jeszcze więcej. 

                      Kłopot polegał na słabej - u mnie - wiedzy to tym, czym jest właściwie proces odchudzania, a dalej na słabej wiedzy o tym, że posiłki warto bilansować, żeby zapewnić sobie właściwy "przepływ" energii :) Że zapewnienie sobie wartościowego "paliwa" poprawia zdrowie, daje energię, pozwala lepiej radzić sobie ze stresem i ... odchudza. Okazuje się bowiem, że najbardziej kluczowe w odchudzaniu jest zadbanie o siebie. Zadbanie, które zagwarantuje lepsze zdrowie, lepsze radzenie sobie ze stresem, lepsze radzenie sobie z dniem codziennym... 

                      Aby móc dbać o siebie, potrzebujemy przede wszystkim energii. Energii, którą osiągamy łatwo i przyjemnie, która w organizmie "pączkuje", lekko się uwalnia i jest zauważalna. Warzywa i owoce w diecie, codzienna porcja ruchu, przyjazna atmosfera spożywania posiłków, ich wygląd, smak - to wszystko składa się na to, kim się czujemy we własnym procesie odchudzania. Jeśli nie znajdujemy przyjemności w byciu sobą, to jak możemy osiągnąć swój osobisty cel? Tak więc - akceptacja - to klucz do tego, by znaleźć zasoby, które pomogą podejmować decyzje, przetrwać w tym, co najtrudniejsze... Pierwszy krok, to poznać zasady i sprawdzić, które z nich są do wdrożenia od zaraz...

                      Jedz mniej i częściej - to proste, ale nie łatwe... O tym w następnej części...


                      poniedziałek, 11 czerwca 2012

                      Jak się zmotywować do biegania?

                      Gdy budzik zadzwonił dzisiaj ok. 6.00 otworzyłam jedno oko... Pamiętałam o tym, że planowałam rano się poruszać (po wczorajszym, kilkugodzinnym siedzeniu w samochodzie mój organizm naprawdę tego ode mnie oczekiwał). Niestety, nie byłam w stanie się podnieść. Nawet dźwięk młynka ani zapach kawy nie nęciły wystarczająco. Próbowałam nawet wizualizować: co będę miała; jak się będę czuła gdy będę już po... Nic z tego...

                      Potem MUSIAŁAM wyszykować dzieci do szkoły, MUSIAŁAM się ubrać, MUSIAŁAM wyjść z psem i samo jakoś tak do mnie przyszło, że skoro już wstałam, już jestem na chodzie to może jednak warto tak po prostu, założyć dresy i wyjść... Rozruszać mięśnie i dać w kość swoim boczkom...

                      O co więc chodzi z tą motywacją? Wcześniej nie widziałam sensu, a potem zobaczyłam? Wcześniej nie widziałam wartości, a potem do mnie przyszła? Niewątpliwie, dużą zaletą było nastawienie: skoro i tak już chodzę, to przecież mogę pobiegać... Potem dostrzeżenie korzyści (inwestycja w mniejsze boczki, więcej energii na cały dzień, proste plecy, głęboki oddech, możliwość namyślenia się w spokoju, pobycie samej ze sobą). I poszło... do następnego razu. Bo z motywacją jest tak, że należy ją podtrzymywać. Zobaczenie głębszego sensu w przedsięwzięciu, daje więcej kopa niż robienie zadania dla samego zadania. W bieganiu także. U mnie tak jest, że jeśli mam lecieć - dla samego lecenia - to raczej tylko do pierwszego zakrętu. Ale troska o boczki, kręgosłup, mocny oddech... oooo, to działa:) 


                      niedziela, 10 czerwca 2012

                      (Nie) dobre, bo Polskie...

                      Właśnie wróciliśmy z uroczego weekendu, który spędziliśmy z przyjaciółmi w Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. Było naprawdę fantastycznie. Miałam trochę obserwacji socjologicznych (matki z dziećmi i ich fochy) a także przegląd polskich zwyczajów weekendowych:
                      1. koniecznie jedź samochodem,
                      2. zaplanuj krótką przerwę - przecież musisz  prędko dojechać,
                      3. nie myśl o jedzeniu, baw się dobrze,
                      4. grilluj, grilluj, grilluj - wszystko z wyjątkiem warzyw,
                      5. koniecznie dołącz alkohol.
                      Już pierwszej nocy mój organizm dawał znać, że mu się to nie podoba. Pieczenie w żołądku nie ustało właściwie przez cały pobyt. Porcja ruchu (jogging) pomogła bardziej na poczucie wewnętrznego spokoju niż na  fizyczne odczucie. Właściwie cały czas miałam uczucie ciężkości w brzuchu (tak jakbyb klajster z białego chleba i mięsa, które zalegają w  żołądku i w jelitach)...

                      Piszę o tym, bo marzę o wyjeździe, w czasie którego będzie:
                      1. ciśnięcie na wspólne spędzanie czasu - aktywnie (wspólne bieganie, albo chociaż długi spacer),
                      2. chęć wspólnego, WOLNEGO, przygotowywania posiłków i gotowość do smakowanie przygotowanych dań, także z panami,
                      3. dzielenie się doświadczeniami/przygodami/pasją, szczególnie tymi związanymi z ruszaniem się, z aktywnością sportową.
                      Nie będzie zaś:
                      1. pędzenia, żeby szybciej przygotować i szybciej zjeść, i żeby wystarczyło, 
                      2. przekonywania, że 2,5 km to blisko i właściwie w zasięgu wszystkich dzieci,
                      3. szukania wymówek dla zaproszenia do wspólnego uprawiania sportu...