Moje obserwacje mojej diety, mojego metabolizmu i mojego stylu życia zaprowadziły mnie do namysłu nad mlekiem. Opinie o tym, czy jeść, czy nie jeść są rozbieżne. Jedni są zwolennikami, bo jednak wapń. Inni - przeciwnie - uważają że więcej wapnia znajduje się w serze. A jeszcze inni twierdzą, że mleko jest dobre tylko dla ... cieląt.
Z mojej obserwacji wynika, że mleko i przetwory mleczne przestały mi służyć. Tak jakby w ostatnim czasie organizm zbuntował się przeciwko jakiemuś składnikowi (albo nawet kilku), albo przestał go trawić, co w krótkim czasie zaowocowało tym co mnie denerwuje - oponą dookoła brzucha.
Gdy odstawiłam cały nabiał to okazało się, że większość tego co mnie karmiło dotąd to był nabiał. Stoją te biedne sery i jogurty w lodówce, ja patrzę na nie i nie otwieram... I mam dylemat. Nie wiem co mam jeść. Okazuje się, że to kolejny nawyk do zmiany. Nauczyć się żyć jakoś tak ... po wegańsku. Na razie sięgnęłam po kuchnię chińską. Oni nie znają naszego sera ani mleka. Stosują mleko kokosowe (w sumie to nie wiem, czy mogę. Potrzebuję sprawdzić), tofu i masę warzyw, orzechy, pachnące oleje... Za jakiś czas dam znać jaki efekt osiągnęłam.
A dzisiaj na śniadanie była normalna zupa... Można? Można.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz