środa, 25 grudnia 2013

O czym myślę, kiedy biegam Cz.2

Jaką więc mam korzyść z myślenia o tych wszystkich wymienionych głupotach?




  • Totalny luz i odpoczynek. Wiem co siedzi w mojej głowie i skąd się tam bierze. Wiem, że jest tam zawsze. Wypuszczenie tych wszystkich myśli z zakamarków głowy przynosi mi odprężenie. 
  • Lepiej znam siebie i polubiłam przebywać w swoim towarzystwie - ktoś z taką ilością pomysłów w swojej głowie naprawdę musi być wyjątkowy; Znam też lepiej swoje ciało - wiem co oznaczają niektóre jego sygnały i że często nabiera mnie nimi - a ja wybieram czy się poddać czy biec dalej...
  • Niektóre myśli są zalążkami ciekawych projektów. Czasami je zapisuję - o ile pamiętam po powrocie do domu - i z czasem zamieniają się w konkretne działania. 
  • Jestem dobrze przygotowana do sytuacji stresowych. Gdy mętlik w głowie - a pojawia się on niezapowiedziany - wiem, że to po prostu chaos myśli, którym nie warto się przejmować. Że istotne jest widzenie faktów, rzeczywistości - nie projekcji, które przyjmują kształt i formę w zależności od dnia, pogody, nastroju itd..

środa, 18 grudnia 2013

O czym myślę, kiedy biegam Cz.1

Bliska znajoma wspomniała, że bieganie ją nudzi... i zapytała o czym ma myśleć, kiedy biega:)
Przypomniał mi się Murakami Hanuki, który w czasie biegania przygotowuje się do wystąpień publicznych. Próbowałam wyjaśnić koleżance, że nie ma obowiązku myśleć... Ma wykonywać tylko to, na co się umówiła ze sobą, robić krok za krokiem, krok za krokiem, oddech za oddechem...

Nie wiem, czy dała się przekonać, ale za to zainspirowała mnie do tego, aby zwrócić uwagę na własne "o czym myślę, kiedy biegam". Jaki wynik? ... Nie wiem. Nie wiem o czym myślałam. Tyle tego przetoczyło się przez moją głowę - a w efekcie nic konkretnego w niej nie zostało. Myślałam o:

  • psie, który odbiegał - bałam się, że się zgubi,
  • o oddechu, którego czasami brakowało
  • o tym, że ciepło i że w lesie nawet sucho,
  • o moim niedoszłym projekcie, który w ostatniej chwili się wywalił,
  • o tym, czy wrócić do domu po 5 kilometrach, czy wydłużyć trasę do 10,
  • o koledze Karolu, który kilka tygodni zaczął biegać a teraz biega szybciej ode mnie i planuje półmaraton, do którego ja jakoś nie mam przekonania,
  • o zawodach, na które warto się zapisać
  • o świętach, o wyjazdach,
  • o nowej pracy, którą wzięłam na siebie,
  • o obiedzie, który potrzebuję zaplanować na czas, kiedy dzieci wrócą ze szkoły,
  • o moim nowym wspaniałym robocie kuchennym i czy nie zaangażować się w jego sprzedaż,
  • o tym, że pora udekorować dom na święta,
  • o tym, że trzeba coś nowego na bloga wpisać, 
A teraz powiedzcie mi, kto z Was daje sobie czas, aby pomyśleć o tych wszystkich rzeczach, które dzieją się koło niego? Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że z myślami coś należy zrobić. Jest pomysł - warto go zrealizować. Mam coś do zrobienia - pamiętać i zrobić. Zapominamy, że myśli w naszej głowie to osobliwe projekcje, które dostarcza nam w każdej chwili nasz mózg. Zapędzeni i zestresowani bardzo często żyjemy pod presją własnych myśli. Nie umiemy widzieć w nich mgły, która zaciemnia nasz umysł.

W następnym wpisie o tym, jakie mam korzyści z myślenia o tych wszystkich wymienionych głupotach... i z biegania



środa, 4 grudnia 2013

Modnie jest być celiakiem?

Spotkałam się ostatnio ze stwierdzeniem, że "modnie jest być celiakiem"... Domyślam się, że osobie chodziło o bycie na diecie bezglutenowej i o popularność książki dr. Davisa "Dieta bez pszenicy". Nie zgadzam się jednak z tym, że niejedzenie pszenicy ma w jakiś sposób pozycjonować ludzi w społeczeństwie jako modnych... Zgadzam się za to ze sformułowaniem, że dbanie o siebie, w szczególności poprzez odżywianie jest modne... jest tematem na czasie... Bo w ogóle o jedzeniu dużo się ostatnio mówi (a może to ja przebywam w takim środowisku... hmm..)

Biorąc pod uwagę, jak bardzo obniżyła się jakość jedzenia w ostatnich czasach:
- warzywa i owoce są modyfikowane, po to, aby były bardziej wydajne i mniej podatne na choroby,
- zwierzęta hodowane do spożycia karmione są  specjalnymi przyspieszającymi wzrost mieszankami,
- pieczywo, ciastka itd.. zawierają polepszacze smaku, spulchniacze itd...
- z mięsa na patelni wypływa woda (czy coś),
- jogurt z owocami nie zawiera potrzebnych bakterii...
to nic dziwnego, że liczba chorób na które zapadają ludzie się powiększyła. Pożywienie, które nie jest zdrowe, które długo zalega w układzie pokarmowym, które zawiera substancje, z którymi organizm sobie nie radzi broni się dokąd umie... Z czasem jednak przestaje mieć na to siłę i ogłasza stan alarmowy, czyli zaczyna nas boleć....Stawy, na które ostatnio skarżą się moi znajomi to może być efekt trudności w trawieniu glutenu.

Czy modnie więc jest być celiakiem? A może po prostu modnie jest być zdrowym, uśmiechniętym, zadowolonym...?

A gdybyśmy zdecydowali się, ze względów zdrowotnych, zrezygnować z jedzenia pszenicy? Co by się stało? Czy przemysł piekarniczy nie musiałby się przestawić na inny rodzaj produkcji? Jakiego rzędu są to koszty? Nie chodzi przecież tylko o linie produkcyjne ale też o receptury, czyli o czas...

Czyli, że nie ma strachu? Branża piekarska z całą pewnością czuje na plecach chłodny powiew nowego trendu...

środa, 27 listopada 2013

Szkoda kręgosłupa... bioder...

Bieg Niepodległości... 12 000 ludzi... W tej grupie ludzie chodzący z kijami... i moja obserwacja, że ludzie nie umieją chodzić z kijami... Sylwetki skrzywione, kije źle dobrane i ciągnące się po asfalcie... z przejmującym dźwiękiem szzzzzzzsz....

Tak się składa, że dzisiaj akurat miałam ciekawą rozmowę z "moją" instruktorką fitnessu. I zgodnie stwierdziłyśmy, że wielu ludziom się nie chce ćwiczyć... Chcą coś robić i osiągnąć szybki efekt, ale... nie chcą się w to angażować... Samo pojawienie się na siłowni ma gwarantować rezultat - a tu trzeba by się jeszcze zmęczyć... I taki właśnie brak zaangażowania widziałam w czasie mojego biegu w towarzystwie ludzi z kijami... Nie wiem, czy mieli oni wiedzę o tym, że chodzenie z kijami może zaszkodzić kręgosłupowi... Z całą pewnością samo wyjście z domu i uczestniczenie w społeczności sportowej było atrakcją. Niemniej ewidentne było to, że część z tych osób szła źle. Ten rodzaj rekreacji jest najprostszy, ale to jeszcze nie oznacza, że nie warto troszczyć się o technikę marszu... Z całą pewnością kije zostały wybrane m.in. z tego powodu, że są pomocne w marszu... ale jak każdy sprzęt - wymagają, by je właściwie dobrać i właściwie korzystać... 

Ja sama nie chodzę z kijami. Wolę biegać... ale było dla mnie przerażające widzieć, jak wielu ludzi chodzi bez wiedzy o tym, jak to robić... Przestraszyłam się o ich plecy, ręce, kręgosłupy, biodra...

Tutaj jeden z filmów, które ja obejrzałam na temat chodzenia z kijami: https://www.youtube.com/watch?v=QH3_OqPTaNI. Zachęcam do uczenia się...

środa, 20 listopada 2013

Wszystkiego po trochu

Olśniło mnie!!! To nie zadziała!!!! Przeciwnie... właśnie to podejście - dokładnie to podejscie - jest przyczyną tycia...
No bo co to znaczy wszystkiego po trochu? Ziemniaczek? czekoladka? kromka chleba? kiełbaska? ryż? jabłuszko? banan? jogurcik? karakersik?... Organizm co chwila otrzymuje porcje jakiegoś dość przypadkowego jedzenia i ... nie wie jak sobie z tym poradzić... Ani to odżywia, ani karmi, ani daje energii... Pojawia się w żołądku, zajmuje miejsce i tyle... trzeba to strawić, ale jak to przetworzyć?

Co innego, gdy regularnie siadasz do posiłku, którego potrzebuje twój organizm... Pełnowartościowe posiłki zawierają się we właściwych porcjach i we właściwych produktach... Większość ludzi chudnie nie dlatego, że radykalnie zmienia dietę, ale dlatego, że ... zjada śniadanie... Jeden posiłek, a może tak wiele...

Kochani, jeśli kiedyś usłyszycie teorię o jedzeniu "wszystkiego po trochu" dopytajcie, o co chodzi... Weźcie pod uwagę, że jedzenie aktualnie jest bardzo niskiej jakości (jest produkowane na skalę przemysłową, przy użyciu środków przyspieszających wzrost, poprawiających plony, modyfikowanych genetycznie, aby było więcej, bardziej kolorowe itd.)... Nasz organizm domaga się wartości odżywczych, więc co chwilę goni nas do lodówki... Więc normalnie, człowiek XXIw., je więcej... Gdy nie uważa na to, co wkłada do ust, może mieć problemy z otyłością. Baton, czekolada, krakers, trochę ryżu, ziemniaki, mięso, ser... - w ilościach za małych, aby dały sytość za to zbyt często także będą powodowały tycie...

środa, 16 października 2013

O podjadaniu... znowu

Moi Klienci bardzo często potrzebują, aby zrobić COŚ z ich podjadaniem... Mówią: "o rety, podjadam i podjadam, nie mogę przestać... i od tego tyję", albo "wszystko jest super jak się obudzę.. postanawiam wtedy, że dzisiaj cały dzień zdrowo i bez podjadania... a potem sięgam po coś słodkiego... i cały plan diabli biorą... i się poddaję... Jak sobie z tym poradzić..."

Znacie to?

Mechanizm podjadania jest prosty... Najpierw jesz produkty, które sprawiają, że rośnie ci poziom cukru we krwi (pieczywo, słodycze) do dość wysokiego stanu, a po ok. 2 godzinach gwałtownie spada... Zaczynasz szukać jedzenia lub sięgasz po to, co masz pod ręką... W biurze łatwo o niezdrowe przekąski, w domu podobnie (o ile nie zabezpieczysz się): ciastka po gościach, cukierki z imienin, pizza z poprzedniego dnia itd...

Drugi mechanizm związany z podjadaniem to głodzenie się (także w kategorii nie odżywiania komórek), czyli jedzenie nie tylko mało, ale też niezbyt wartościowo. Braki niektórych składników potrzebne do życia mogą objawiać się poszukiwaniem CZEGOŚ DO ZJEDZENIA. Tak samo działa głodzenie się (nieregularne jedzenie, zbyt długie przerwy między posiłkami itd...). Zdaje ci się, że to tak super dla Twojego ciała, gdy nie jesz... Nic bardziej mylnego... Ty nie jesz, a organizm kombinuje, jak by tu pozyskać potrzebne składniki... A gdy znajdujesz się w zasięgu jedzenia podjadasz, podjadasz, podjadasz, podjadasz... i magazynujesz

Jak jeść, żeby nie było podjadania?

  1. regularnie - nie dopuszczać do uczucia głodu
  2. dobrej jakości produkty - nie muszą być ekologiczne, ale faktycznie pełnowartościowe, nie przetworzone
  3. zjadać orzechy i w ogóle nasiona - dynia, słonecznik są łatwo dostępne a zawierają masę odżywczych składników
  4. unikać pieczywa, cukru, ciast itd... - to one sprawiają, że poziom cukru we krwi podnosi  się... a potem opada...


środa, 9 października 2013

Natura emocji

Kolejny etap przygotowywania dla Was interesujących szkoleń... Tym razem koncentruję się na naturze emocji...
Jak to jest, że są...
Czym są...
Jak to jest, że są takie różne...
Jakie są...
Skąd się biorą...
Jak się nazywają...
Do czego służą...
Jak z nich korzystać świadomie...
Jak to jest, że niełatwo dają się zagłuszyć...
Dlaczego sprzyjają objadaniu się...
Dlaczego potrzebują ulubionych, zakazanych smaków (np. czekolady)...

O tym sobie myślałam, gdy pisałam program szkolenia, który niebawem Wam zaprezentuję... Emocje to bliski mi temat... Odkąd posługuję się nimi świadomie, żyję lżej (dosłownie) i mam się dobrze. Moja rodzina korzysta z tego również, a dzieci doceniają ("z mamą się lepiej rozmawia" - słowa starszego syna).

Gdy pracowałam nad swoim odchudzaniem odkryłam masę uczuć, które prowadziły mnie od skrajności do skrajności: od nadmiernego jedzenia do nie jedzenia w ogóle... Jestem żywym dowodem na to, że temat istotny oraz możliwy do przerobienia. Ale nim spotkamy się na szkoleniu pomyśl o tym:
jak się troszczysz o siebie...
jak mówisz do siebie w myślach...
jak mówisz o sobie w myślach...
jakimi ludźmi się otaczasz...
po co...
jak reagujesz w każdej sytuacji życiowej (co odczuwasz? smutek, radość, obojętność)...
jak lubisz się czuć...
jak czujesz się dość często...
ile nazw emocji znasz...
itd....

Tyle pytań, żeby poznać siebie lepiej i działać bardziej skutecznie...
W moim odchudzaniu dużym pytaniem było pytanie "po co?". Potem istotny sprawdzian przeszli ludzie. Potem pracowałam ze swoimi nawykami... Potem przyszedł czas na pracę z rodziną... Natura mojego odchudzania ściśle związana była z emocjami, na których dnie była tęsknota za akceptacją.

Ciekawe jak jest u Ciebie?

środa, 2 października 2013

400 kcal mniej... i to bez diety cud

Czy wiecie, że...
przepędzenie pszenicy ze stołu zmniejsza dzienne spożycie kalorii o 350 do 400 kalorii... Bez sztuczek typu mniejsze talerze czy szklanka wody przed posiłkiem...

Jak to się dzieje?
Ziarno pszenicy w swoim składzie zawiera składniki, które gwałtownie podnoszą poziom glukozy we krwi... i bardzo gwałtownie go obniżają (dokładnie ten sam mechanizm się dzieje, gdy wyjadamy cukier z cukiernicy). Czujemy nieodpartą potrzebę zjedzenia czegoś (najlepiej o takim składzie), żeby poziom cukru wyrównać... Sięgamy więc po kolejną kanapkę, a nawet po baton - podjadamy między posiłkami...

Ja podejrzewać o zły wpływ na siebie zaczęłam podejrzewać chleb jakieś 2 lata temu... Ale nie miałam odwagi zająć się tym tematem... Jednak nie-jedzenie pieczywa jest dość uciążliwe i wiąże się z koniecznością tłumaczenia rodzinie o co chodzi... A rodzina, wiadomo... wie lepiej ode mnie, co mi służy...
W końcu jednak musiałam zająć się tematem... Uczę się żyć bez pieczywa...



środa, 25 września 2013

Diety to także przemysł

Jakoś ostatnio tak się dzieje, że często towarzyszę Klientom, którzy poddali się wielu dietom odchudzającym - bez szczególnego rezultatu. Dostrzegają oni, że nie ma idealnego sposobu na schudnięcie, i że w tej ilości diet, które są dostępne właściwie to nie wiedzą co o nich myśleć... gubią się...

A ja stawiam im sprawę odważnie: diety to także przemysł... Setki ludzi pragnie zarobić pieniądze obiecując innym szybki efekt. W efekcie klienci próbują:
diety kopenhaskiej, diety 1000 kcal-1200 kcal - 1500 kcal - 1800 kcal, diety montiniaca, diety kwaśniewskiego, diety z niskim indeksem glikemicznym, diety dukana, diety śródziemnomorskiej, diety cambridge itd...

To ledwie wycinek tego co jest dostępne... Doradcą do spraw diety staje się internet, prasa, znajomi... Eksperymenty na własnym ciele prowadzą do zaburzeń metabolizmu a nawet... do chorób...

Wyraźnie widzę to jako przemysł... W którym produkowane są wagi różnych rozmiarów, produkty light, bez cukru, ze stewią... A organizm wariuje, gdy to wszystko przyswaja... Czy wiecie, że od aspartamu się tyje? Informacja o słodyczy, trafia do mózgu, a ten wysyła enzymy, które mają za zadanie coś z tym cukrem zrobić... ale cukru nie ma... enzymy dostają sygnał, że nie ma... i zaczynają robić zapasy... Takich przykładów jest mnóstwo... Cóż z tego, że wszystkiego mamy w bród, skoro nasz organizm potrzebuje prostych smaków i prostych kompozycji na talerzu, żeby działać prawidłowo, żeby się samoregulować...

środa, 18 września 2013

Nic do zrobienia

Czasami w moim Gabinecie pojawiają się dzieci - a właściwie rodzice dzieci otyłych... Marzą o tym, aby ich dziecko było jak inne: szczupłe i sprawne. Żeby uczestniczyło chętnie w zabawach i grach zespołowych. Żeby miało niezłe wyniki na W-F-ie...Żeby powstrzymywało się przed nadmiernym jedzeniem... Żeby samo troszczyło się o swoje drugie śniadanie... żeby samo umiało ominąć ulubioną cukiernię...  i wszystko to w dwa tygodnie... 

Te spotkania są dla mnie wyjątkowe. Ze względów osobistych... Mnie też, jako otyłe dziecko próbowano odchudzać... Bez większych rezultatów... Może z wyjątkiem tego, że miałam jasność, że coś ze mną nie tak... że muszę się bardziej postarać... że muszę coś ze sobą zrobić...

Skutek? Wbity do głowy kod, że aby do czegoś dojść, trzeba się postarać... napracować... a wszelkie starania i tak dają na końcu w łeb... Ma być ciężko, a rezultat ma być niepewny... Tak jest idealnie... 
Oczywiście już tak nie mam. Przeszłam swoje procesy rozwojowe, nauczyłam się tworzyć konkretne plany działania, aby wyraźniej widzieć rezultaty i łatwiej osiągać cele... Ale czasem jeszcze czuję, jak stary kod wyraźnie daje znać o sobie... Kiedy mam przed sobą nowy projekt i nie wiem, co będzie... widzę czarne scenariusze i niby zaczynam, ale jednak się zatrzymuję... niby działam, ale na wszelki wypadek na pół gwizdka, żeby się nie rozczarować...

Zwykle więc, gdy w gabinecie pojawia się młody człowiek, staram się podwójnie... Nie chcę być sprawcą tego, co czuje lub może poczuć. Wiem, że jego otyłość jest wypadkową wszystkiego, co znajduje się  w systemie rodzinnym: nawyków, hierarchii, przyjmowanych w rodzinie ról, sposobów radzenia sobie z codziennością... i że odpowiedzialnymi - w pierwszej kolejności - są dorośli. To oni wymagają mojego wsparcia... Wpierw w dostrzeżeniu swojego wpływu na otyłość dziecka, potem w znajdowaniu pracujących sposobów, aby ją małymi krokami eliminować... Aby w żadnej chwili nie miał możliwości poczuć, że coś z nim jest inaczej...

Szukam sposobu na docieranie do rodziców... Są wyjątkowi, są zapracowani, kochają swoje dzieci... i nie wiedzą jak pracować z otyłością w swojej rodzinie... Nie chcę ich pouczać... Nie chcę im dawać rad... Wiem, że oni nie chcą tego słuchać... Chcę razem z nimi budować dobre strategie na szczęśliwe życie... ale wpierw potrzebuję przebijać się przez mur korporacyjnej zadaniowości... "Weź to i zrób" zdają się mówić ich oczy... A ja tu nie mam nic do zrobienia... 


piątek, 30 sierpnia 2013

Film...

Film o przemyśle spożywczym... http://vimeo.com/57126054

Ile jedzenia potrzebujemy... Jak je produkujemy, żeby zaopatrzyć wszystkich...

I przypomniało mi się jaki kontakt w swoim dzieciństwie miałam ze zwierzętami z gospodarstwa... I oczywiste było, co się z nimi stanie i po co je trzymamy, ale były częścią gospodarstwa... Zwykle miały swoje imiona a gdy trzeba było któreś zabić, to było święto... Nie wiem czy to było mniej czy bardziej humanitarne... ale było w równowadze z życiem... Mięsa nie jadło się codziennie... Wędliny były ręcznie robione i osobiście doprawiane przez gospodynię...

Na filmie wszystko jest inaczej...

środa, 28 sierpnia 2013

Najlepszy dietetyk - Ty sam

Czy wiecie, że wasz organizm ma niezwykłą zdolność samoregulacji?
Czy wiecie, że każdy z Was może być dla siebie najlepszym dietetykiem? 
Pewnie, że trzeba nauczyć się zasad oraz ich przestrzegać, że przy tym łatwo popełnić błąd, ale... gra jest warta świeczki:

  • mniej infekcji,
  • więcej energii, 
  • lepsza sprawność fizyczna - mocniejszy organizm,
  • żadnych wzdęć czy dolegliwości żołądkowych
a do tego:


  • lepsza organizacja siebie w czasie,
  • więcej gotowości do eksperymentowania w kuchni, otwartość na nowe smaki,
  • lepsze radzenie sobie ze stresem,
  • więcej uśmiechu, więcej przyjaciół..
Co jest do zrobienia?

Konieczne jest troszczenie się o siebie. Z moich obserwacji wynika, że ludzie chętnie angażują w troszczenie się o innych, a zapominają o troszczeniu się o siebie. Znacie to zdanie "szewc bez butów chodzi"... Właśnie... A jak możemy troszczyć się dobrze o innych, kiedy sami troszczymy się źle o siebie... Fryzjerzy, ubezpieczeniowcy, marketingowcy, bankierzy... wszyscy potrzebują energii, aby troszczyć się o swoich Klientów. Gdy źle śpią, gdy źle się odżywiają, gdy zażywają za mało ruchu, gdy piją hektolitry kawy... Jak ich odbieramy? Czy chcemy się z nimi widywać? Wszystko. co robią, odbija się na ich organizmach... Niektórzy tyją (albo nadmiernie chudną), mają ziemistą cerę (albo wypryski na twarzy), szare włosy, mało błyszczące oczy...

Koncerny oczywiście znają sposoby, by prędko i bezboleśnie rozwiązań ten problem: pastylki, kremy, maści, farby... ale ja rekomenduję pójść nieco pod prąd, czyli zacząć od podstawy, czyli od wdrożenia małych zmian w swojej codzienności. Małe kroki to jedyny sposób, by stać się uważnym dietetykiem dla samego siebie...

Po pierwsze: obserwuj jak żyjesz (co jesz, ile śpisz, z kim się spotykasz, co cię bawi, a co irytuje)
Po drugie: zrezygnuj z jednej kawy dziennie
Po trzecie: zawsze zjadaj śniadanie 
Po czwarte: zawsze po pracy rób spacer - do życia potrzebujesz m.in.: słońca, wody, powietrza... 
Po piąte: codziennie zjadaj porcję warzyw i owoców (powinieneś 10, ale zacznij od pierwszej)
Po szóste: zrezygnuj z białej mąki - zastąp ją pełną (np. orkiszową)
Po siódme: codziennie zrezygnuj z jednej porcji cukru (także słodyczy). Poczuj naturalny smak potraw...
Po ósme: czytaj etykiety na produktach, które kupujesz...
Po dziewiąte: przyrządź jeden (dodatkowy) obiad w tygodniu dla siebie (żeby zabrać do pracy)
Po dziesiąte: śmiej się często, spotykaj się z przyjaciółmi, wyłapuj z otoczenia oznaki negatywizmu i ucz się z nimi radzić...


piątek, 23 sierpnia 2013

Odchudzanie - plan pięcioletni

Dzisiaj o planie pięcioletnim... czyli o tym, że ciało ma świetną pamięć.

Nie każdy o tym wie - a wiedzieć warto - że praca w odchudzaniu zaczyna się dokładnie w chwili, gdy decydujesz, że dość i świętujesz sukces...

Gdy z dumą nosisz te wymarzone ciuchy w mniejszym rozmiarze, gdy stale słyszysz od osób "wow, jak pięknie wyglądasz" Twoje ciało doświadcza tego nieco inaczej... Tęskni za dawnym rozmiarem, za dawnymi nawykami, za dawnym stylem życia... Gdy rozluźniasz nieco swoje odchudzaniowe nawyki i lekko powiększasz porcje albo sięgasz po produkty, których dawno nie jadłeś (np. alkohol - często w diecie go unikamy, a po wszystkim chcemy żyć "normalnie", więc sięgamy po lampkę winę czy mały kufel piwa...) Twoje ciało zaczyna sobie przypominać jak działało wcześniej... Że alkohol to zwykle był odkładany w boczkach, że nadmiar jedzenia szedł w uda itd...

Jeśli więc poważnie myślisz o swoim efekcie w odchudzaniu, weź pod uwagę plan pięcioletni dla swojego organizmu... Żyj normalnie i pamiętaj, że pięć lat to tyle, żeby organizm przyzwyczaić do nowego kształtu i nowego stylu życia. Nie mów sobie, że odzyskałeś wspaniałą formę na zawsze... Raczej bądź uważny, nie przerywaj swoich planów treningowych, dalej kontroluj wagę... żyj "po nowemu".

Ciekawe? Trudne?
Nieważne... Takie po prostu jest...
Jeśli zależy Ci na zachowaniu swojego wyniku... przyjmij na siebie plan pięcioletni. W tym czasie dobrze utrwalisz dobre nawyki. Jeśli będziesz nadal się ruszał - będziesz nadal spalał i utrzymywał tkankę mięśniową w formie... Jeśli będziesz nadal stosował dietę warzywną, będziesz unikał tłustych potraw i panierek, będziesz dostarczał organizmowi potrzebną, łatwą do przetworzenia energię... będziesz ją po prostu miał...

Piszę o tym, bo sama nie znałam tej zasady. Poznałam ją "dzięki" własnej praktyce odchudzaniowej. Gdy postanowiłam, że już nie pozwolę organizmowi przytyć, bo za każdym razem najwyraźniej robiłam coś, co sprawiało, że organizm tył... tył błyskawicznie (ach, ta pamięć komórkowa)... Moje ciało zmusiło mnie do zmiany wszystkiego w życiu: sposobu spędzania czasu wolnego, zawodu, poszukania nowych znajomych...
Właśnie dlatego odchudzanie jest tak zmieniającym procesem... Jeśli chcesz to zrobić raz a dobrze, zaplanuj proces z długim wyprzedzeniem... 5 lat to optymalny czas, by dobrze zintegrować swoje szczupłe życie ze szczupłymi nawykami... By żyć szczupło...

środa, 21 sierpnia 2013

Jak poruszyć metabolizm? Cz. 3

O poruszaniu metabilizmu pisałam nieco w poprzednich postach... Jeśli potrzebujecie tutaj przypomnienie:

Dzisiaj znowu w temacie, ale od jeszcze innej strony, czyli jak w ogóle zacząć

Najpierw odrobina teorii:) Chodzi o to, żeby przekonać organizm, że nie ma żadnego zagrożenia i że jego wola przetrwania w trudnych czasach jest świetna, ale już całkiem nieprzydatna:)

Co robimy? Zaczynamy jeść.... Co 2-3 godziny, małe porcje.... Takie, żeby dało się przetrwać te 2-3 godziny... Ten czas wykorzystujemy też, żeby obkurczyć rozciągnięty żołądek, poznać nowe smaki, doświadczyć energii, która wynika z takiego stylu jedzenia...

Przykładowy rozkład posiłków (z mojego historycznego zeszytu, z okresu odchudzania):

śniadanie: 2 kromki chleba pełnoziarnistego (najlepiej jak było widać pełne ziarna), posmarowane pesto albo serkiem kremowym (nie topiony, ale twaróg, który daje się smarować), plasterki chudej wędliny (najlepsza była ta pieczona w domu, ale dobra kupna jest ok) i fura warzyw do tego (tak, żeby się wysypywały).
albo
jogurt z owocami i musli (naturalne, nie kupne)

II śniadanie: na zmianę to co powyżej + wielka kawa z mlekiem (zły zwyczaj, ale działał)

przekąska do obiadu (owoce lub marchewki krojone) - raczej nawyk gryzienia to był...

obiad: ryba lub chude mięso (bez sosów, bez panierki, bez ziemniaków, bez ryżu i makaronów) z surówkami. Wszędzie do kupienia. W razie czego panierkę zeskrobywałam:(
* ryż, makaron i kasze włączamy w 3 tygodniu. Na tym etapie kurczymy żołądek i dajemy odpocząć narządom

przekąska/podwieczorek: fura warzyw (ogórek, pomidor, cebula, papryka) z różnymi sosami (na bazie oliwy lub jogurtu)

druga przekąska: galaretka z owocami albo same owoce, albo nawet ciasto (tylko takie, żeby było warto: sernik, szarlotka - bez spodu z ciasta, taka porcja ok 100g)

kolacja: naleśniki z warzywami (1 do 2, usmażone w wersji megalight, czyli bardziej z wodą niż z mlekiem, na patelni bez tłuszczu, warzywa z woka, kopytka z warzywami (5-6 sztuk), ryba...

Najistotniejsze jednak było zabezpieczenie sobie potrzebnych produktów w lodówce. Wszystkie plany dałyby w łeb, gdybym nie robiła właściwych zakupów. Składniki dla mojego sukcesu, były zawsze dostępne. Nie musiałam nigdy zastanawiać się co zjeść, bo wszystko miałam. Wystarczyło sięgnąć ręką. Mój metabolizm potrzebował pewności, że moje ciało już nigdy nie będzie głodne... I się udało:)


Przejmujący artykuł w Wielkim Formacie

Bo jest prawdziwy. I mówi o tysiącach osób w Polsce... I przypomniał mi moje doświadczenie... i moją babcię, dla której także brakowało zwykłej wagi:( I trzeba ją było zważyć na przemysłowej...

I przypomniał mi po co robię to, co robię... Że robię to dla siebie, bo potrzebuję mieć wkład (no, odrobineczkę wkładu) w to, jak wygląda świat... Że z otyłości można wyjść... I nawet jeżeli każdego dnia także ja budzę się żeby wygrać z chorobą otyłości, to wiem, że już wiele pokonałam... Oraz że robię to dlatego, że jako człowiek otyły nie miałam dokąd pójść ze sobą... Że to co osiągnęłam - osiągnęłam sama, bo nie było w moim otoczeniu nikogo, kto by wiedział, rozumiał, chciał rozumieć... 

Przejmujący artykuł... 



środa, 14 sierpnia 2013

W drużynie łatwiej....

Nie wiem, czy wiecie, ale jeszcze przez 5 lat po schudnięciu Wasze ciało będzie pracowało, żeby odrobić straty:)

Zdziweni? Na pewno:) Ciało to doskonały mechanizm... ale w przypadku odchudzania rzeczywistym problemem jest ta jego niesamowita zdolność do "regeneracji".

Aby utrzymać swój wynik konieczne jest więc codzienne pielęgnowanie wypracowanych w diecie nawyków. Każdy ma inne, bo na każdego działa coś innego... I każdy potrzebował co innego zmienić, aby jego odchudzanie było skuteczne...

  1. jedni potrzebują jeść częściej (5-6 razy dziennie),
  2. inni potrzebują nauczyć się gotować "lżej", czyli jeszcze wcześniej zrobić dobre dla swojego odchudzania zakupy,
  3. jeszcze innym wystarczy, że dodadzą trochę aktywności do swojego życia, albo sprawią, że ta aktywność będzie regularna
  4. kolejni potrzebują dobrze zaplanować każdy dzień...
  5. a inni poradzić sobie ze sobą w czasie spotkań rodzinnych i z przyjaciółmi, gdzie tradycja nakazuje siedzieć i jeść (nikt normalny nie wytrzyma gapienia się na jedzenie, które jest w zasięgu ręki),
  6. itd...

I tutaj uczciwie wam powiem, to mega trudne... Utrzymanie nowych nawyków, podczas gdy stare utrwaliliśmy przez całe życie... Gdyby nie moja rodzina, ja z całą pewnością wróciłabym do starej wagi (jak parę razy wcześniej). Moja metoda więc na osiągnięcie mężowego wsparcia to: lepsza komunikacja... Po prostu mówię o tym, co się u mnie dzieje i proszę męża o pomoc... A on to przyjmuje z radością:) 

Przykład z wczoraj... 

Wyobraźcie sobie, co robiła moja doskonała maszyna - moje ciało - gdy nie jadłam od śniadania (to było straszne). Dostępne wieczorem jedzenie natychmiast lądowało w moim żołądku - aż do bólu. Potem, gdy odzyskałam nieco więcej świadomości czułam, jak mnie ciągnie w stronę lodówki, żeby cokolwiek...cokolwiek chwycić i zjeść... Świadomość tego, że każda nadmiernie spożyta ilość pożywienia zamieni się w tłuszcz nico mnie zatrzymywała, ale... tylko troszeczkę...

Na szczęście mąż usłyszał, że nie jadłam cały dzień i jestem gotowa pożreć wszystko co jest w moim zasięgu, więc proszę go, żeby zajął się kuchnią i kolacją dla dzieci... Jest konieczne, abym nie wchodziła do kuchni w ogóle... I tak się stało... Padnięta ze zmęczenia i z głodu zasnęłam przed telewizorem, a on dzielnie przygotował kolację dla chłopców:) Nie musiałam w ogóle wchodzić do kuchni...

Jeśli więc masz w swoim odchudzaniu obszar, który jest konieczny do zmiany, ale nie wiesz jak rozejrzyj się wokół siebie... Z całą pewnością nie musisz przerabiać tego sama... Będzie ci łatwiej z kimś...

środa, 7 sierpnia 2013

Na pięknym szkoleniu w ten weekend byłam...

Prowadził Ike Laseter, który przyjechał na zaproszenie Akademii NVC i Ani Mills.
Temat dotyczył oczywiście komunikacji w konflikcie i radzenia sobie z tym, co przynosi - w skrócie.

Ciekawostki, które zabieram do mojego warsztatu - konflikt to przestrzeń do budowania kontaktu. Gdy dwie sprzeczne siły na siebie działają, jest w tym potężna szansa na stworzenie nowej, wielkiej, nieznanej dotąd jakości. 

Ike pokazał mapę w której dzieją się konflikty i podzielił ja na 11 obszarów. Jasne, że wybrał tylko jeden aby omówić szczegółowo, o pozostałych nam opowiedział. Do swojej pracy z odchudzaniem biorę obszar, w którym:
1. Klient kłóci się sam ze sobą - myśli w jego głowie kotłują z jednej strony w drugą i przynoszą destrukcyjną energię i nadmiar emocji - gotowych do tego, aby je "zajeść".

To dokładnie ta sytuacja, gdy jako pasjonaci jedzenia (smaków, konsystencji, kolorów, w ogóle gotowania) wchodzimy w kolejną nudną dietę (ostatnio modne i dość tanie koktaile odchudzające) i chodzimy głodni... i myślimy o jedzeniu... i o sobie...i swoich wakacjach... i niedobrej przeszłości... i złym wychowaniu... i o brakującej urodzie... itd... i koncentrujemy się na tym, co niedobre, niesmaczne, niedziałające... negatywne... Od tego tylko krok, aby przerwać odchudzanie...

2. Klient nazbyt często staje wobec sytuacji, gdy nie wie, nie rozumie, a chciałby bardzo pojąć...

Mowa tu o sytuacji, gdy życiu, czy po prostu odchudzaniu towarzyszy stres. Nie jakiś tam nerw czy wq...w na coś/na kogoś, ale powtarzające się sytuacje, które przynoszą konkretne konsekwencje... To częste, gdy mamy nielubianą pracę, a w tej pracy fatalnego szefa... Stale narażeni na stres, wypracowaliśmy sobie metody na radzenie sobie z nim... Wielu ludzi właśnie podjada. Niektórzy od razu, na miejscu: mają przy sobie batona, czekoladki, słodki napój... Inni dopiero w domu, wieczorem albo nawet nocą....

Teraz przygotowuję program szkolenia o tym... Ależ będzie zabawa...

środa, 31 lipca 2013

Moje porażki w odchudzaniu, czyli czego się nauczyłam...

Dużo piszę Wam o tym, że warto zaczynać od nowa i uczyć się na porażkach... Że to naturalne i oczywiste, i  że nawet wskazane... Niektórzy więc zadają mi pytania o to, jakie porażki więc były moim udziałem i czego się nauczyłam...

Poniżej 4 punkty (było tego oczywiście znacznie więcej)


  1. Może już to, że jako dziecko próbowano mnie odchudzać... i dostałam serię informacji zwrotnych o tym, że coś jest ze mną nie tak. Nie, że mama i babcia prowadzą styl zycia i kuchnię tak, że ona mi nie służy. To ze mną jeżdżono po terapeutach, psychologach, dietetykach.. To mnie uczono, co wybierać, co zdrowe, co nie.. to mnie stawiano na zimną wagę i chłodno odczytywano wynik....
  2. Z tego wywodzi się więc moja postawa niechęci do diet i potrzeba działania całosciowego. Dla mnie otyłość jest sferą szerszą niż tylko fizjologia. Mam wiedzę, że gdy skupiać się tylko na niej, to przychodzi porażka... i że trzeba oddziaływać inaczej
  3. Byłam też na bardzo ubogiej w produkty odżywcze diecie - po prostu za mało jadłam. Po 3 miesiącach moje oczy odmówiły współpracy.
  4. Po każdym spektakularnym schudnięciu tyłam o dodatkowe kilogramy.

Czego się nauczyłam:

  1. Że nie warto zaprzątać sobie głowy sprawami, na które nie mam wpływu. 
  2. Skupiłam się na odnalezieniu działających na człowieka w odchudzaniu narzędzi i zajmuję się tym teraz zawodowo.
  3. Mam jasność, że organizm żyje z jedzenia i że konieczne jest kompletne odżywienie dla zdrowia. Gdy zapadasz na zdrowiu, twój organizm nie ma z czego się bronić. 
  4. Nie lubię ubogich diet. Wolę chudnąć dłużej, ale czuć się zdrowo.
  5. Ciało nie przebiera w środkach i gdy znacznie chudniemy to samo prędko wyrównuje efekt (jojo). Konieczna jest stała praca po odchudzaniu, aby utrzymać rezultat. Powrót do "starego życia" jest niemożliwy. Konieczne jest, aby żyć zawsze "po nowemu".

środa, 24 lipca 2013

Zaprzyjaźnij się ze swoim ciałem

Zwykle, gdy ludzie szukają sposobu na swój sukces koncentrują się na metodzie, która ma przynieść im szybki rezultat. Stąd popularność diet redukcyjnych. Ich rolą jest przyspieszyć metabolizm, oddziałać na wewnętrzny system obronny organizmu. Pośrednio tylko zmienić sposób jedzenia. 

Koncentracja na tym właśnie aspekcie sprawia, że po zakończeniu następuje powrót do starych nawyków żywieniowych. Organizm błyskawicznie odbudowuje utracone zasoby oraz... zabezpiecza się na wypadek kolejnej podobnej sytuacji. Oto właśnie jojo oraz poźniejsza trudność w zrzuceniu kilogramów. Organizm rozregulowany dietami po prostu się broni. Tym mocniej, im bardziej restrykcyjnym działaniom był poddawany.

Jest istotne, by dostrzec, że organizm to osobliwa materia. Ma określone zadania do zrealizowania. Przede wszystkim ma pracować. Ma pomagać Ci stwarzać Twoje życie. Gdy poddajesz go ciągłym próbom, on odpłaca Ci pięknym za nadobne. Istotne więc, by zaprzyjaźnić się ze swoim ciałem, ze swoimi zasobami. By docenić to, kim jesteś i co robisz. I dopiero do tego dopasowywać plan swojej diety. Tylko to gwarantuje skuteczność diety i utrzymanie efektu. Normalne życie...

Oczywiste jest, że często się przy tym potkniesz. Zmiana stylu jedzenia to duży projekt. Wymaga od Ciebie dużej uważności i odwagi - do potykania się. W swoim procesie będziesz w wielu sytuacjach, w których zadasz sobie pytanie czy warto w to iść dalej. Będziesz też miała możliwość zdecydować, czy dotychczasowi przyjaciele są rzeczywiście nimi. Czy Się słuchają... Czy szanują Twoje wybory...

Ale każdy błąd, potknięcie, chwilę słabości możesz wykorzystać na swoją korzyść. Jeśli sięgnęłaś po czekoladę - nie rozpaczaj, nie katuj się dodatkowymi ćwiczeniami, ale racjonalnie spójrz na ten fakt. To nie koniec świata. Potrzebowałaś czegoś słodkiego, by się sobą zaopiekować (bo taką masz strategię) i swój cel osiągnęłaś. Zamiast wymyślać dla siebie karę zastanów się jak następnym razem zareagujesz, gdy poczujesz nieodpartą chęć na czekoladę. Co się za tym kryje. Jeśli jest to przyzwyczajenie do trzymania czegoś w ustach - być może możesz zmienić to coś, co wkładasz do ust. Jeśli jest to potrzeba pocieszenia się - co takiego sprawi ci podobną przyjemność, a nie będzie wiązało się z jedzeniem...

W niepowodzeniach właśnie tkwią twoje sukcesy. Tam znajdują się Twoje ograniczenia, takie przytrzymujące Cię w dotychczasowym sposobie życia nawyki i przekonania.

środa, 17 lipca 2013

Weekend bezglutenowy

Dzisiaj chcę Wam napisać o moim doświadczeniu w diecie bezgluteonowej, bezcukrowej, bezkawowej. Od niedawna wiem, że mój organizm niekoniecznie dobrze reaguje na mąkę, a właściwie na zawarty w niej gluten. Do tego potrzebuję oduczyć się picia kawy i jeszcze bardziej ograniczyć cukier. Jestem więc znowu na diecie i swoim zwyczajem małymi krokami uczę się żyć po nowemu... 

I wszystko jest nawet w porządku, gdy jestem sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Robię zakupy, przygotowuję posiłki. Czasem jednak trzeba zjeść na mieście, albo pojechać do rodziny. I właśnie tutaj zaczynają się schody. Mój teść już pożegnał mnie komentarzem, "że zawsze sobie muszę takie dziwne rzeczy wynaleźć". Zwyczajnie zrezygnowałam z jedzenia ciastek, które stały na stole... Nikogo nie chciałam urazić... a jednak...

Potem wyjechaliśmy z rodziną na weekend. Tym razem skorzystaliśmy z dobrodziejstwa kuchni hotelowej i ... niestety... porażka. Nie da się jeść, bez specjalnego przygotowania kuchni. Mięsa głównie panierowane i smażone, a jeśli już upieczone to koniecznie potem duszone w sosie z mąki i śmietany:( Ryba, niestety także... frytki... To samo jest, gdy się odchudzasz... Masz nadzieję na dobry, zdrowy posiłek, a dostajesz furę frytek ze smażonym mięsem... Musisz dobrze wiedzieć, czego chcesz i tak pokierować obsługą hotelową, żeby i oni wiedzieli... To niełatwe... to właśnie dlatego ludzie latem odpuszczają diety. Wolą odpoczynek z pełnym brzuchem niż stres, zwracanie uwagi i brak wyboru...

To moje pierwsze doświadczenie z tym rodzajem diety. Zamierzam dać radę i żyć zdrowo. Niemniej mam jasność, że nie każdy ma tak lekko jak ja. Mnie się nic nie stanie, gdy zjem odrobinę panierki, czy mięso z tego nieszczęsnego sosu... 

środa, 10 lipca 2013

Piękno złości

Są ludzie, którzy zajadają emocje. Z radości są w stanie wtrząchnąć miskę chińszczyzny, poprawić kawą z bitą śmietaną i czekoladą. A w smutku sięgają po pudełko czekoladek i dopieszczają się, aż do dna (w pudełku).

Dość to depresyjne. A jednak na swój sposób piękne. Dzisiaj właśnie o tym, że warto doceniać emocje. Radość, złość, smutek itd... to stany, które pokazują, że coś istotnego się wydarza. I że warto się temu przyjrzeć...Gdy zaprzeczamy poddajemy się stresowi, który łatwo zaraża każdą komórkę organizmu, jeszcze bardziej się napinamy, jeszcze mocniej czujemy złość... Aż nawet do agresji...

Przejadanie się z powodu emocji, to także rodzaj agresji. 

Wielu z moich klientów ma trudność z rozpoznaniem emocji, które przychodzą. Złość, smutek, uczucie braku sensu, zmęczenie itd... które się pojawiają spychają gdzieś głęboko... i tylko ból przejedzonego żołądka budzi ich do życia. Niby działają świadomie co raz sięgając po kromkę chleba czy ser, ale.. niektórzy nie są w stanie zakończyć nawet, gdy boli... Padają nad stołem niemal - ze zmęczenia ... i z powodu kolejnego stresu - tym razem wewnątrz żołądka...

Aby rozpoznać emocje, konieczne jest aby dać sobie pozwolenie na czucie w ogóle. Na bycie złym, zawiedzionym, smutnym, zmęczonym, sfrustrowanym itd... Następnie szybka analiza, co sprawiło, że ja się tak czuję. Dlaczego spotkanie z sąsiadem na klatce schodowej tak mnie wyprowadziło z równowagi. Czego potrzebowałam a to się nie wydarzyło? Zwykle chodzi o bezpieczeństwo, ale też o współpracę, sens, jasność... Gdy wiesz już czego potrzebujesz łatwo zobaczysz, że jedzenie w sytuacji silnych emocji jest zwykłym sposobem na przetrwanie. Jeśli tego potrzebujesz - ok. Twój wybór. Jeśli jednak masz ambicję, by  reagować adekwatnie, podejmować pracę z sytuacją - przejadanie nie jest ok. Prowadzi Cię całkiem gdzie indziej.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, jak pracować ze złością zapraszam Cię do kontaktu. We wspólnej pracy odkryjemy Twoje strategie na emocje, poszukamy alternatywnych sposobów na radzenie sobie z nimi. A jeśli wiążą się z przejadaniem, małymi krokami będziemy zmieniać ten nawyk...

środa, 3 lipca 2013

Tajemnica tuczących właściwości pieczywa i ziemniaków

Siedzieliśmy w niedzielę przy śniadaniu i gadaliśmy. Niestety nie jest to nasz rodzinny rytuał, więc odhaczam na blogu... Chłopcy zapytali czym w świecie słynie Polska. Słyszeli o holenderskich tulipanach, o japońskich samochodach, hiszpańskich oliwkach... Po dłuższej chwili wpadliśmy z G. na pomysł, że Polska słynie z ziemniaka... i wódki... i chleba...

A potem przyszła do mnie myśl, że Klienci, z którymi pracuję bardzo często skarżą się na ten swój apetyt na ziemniaki i chleb. Mają wyrzuty sumienia, że znowu zjedli to pieczywo..., że znowu przygotowali ziemniaki... W myślach wyzywają się od najgorszych... a przecież to nasze potrawy narodowe. Uwielbiamy je i zjadamy ze smakiem. Jesteśmy na nich wychowani, kojarzymy je ze świętami i uroczystościami. W pewnym sensie żyjemy, aby je jeść... 

Aby schudnąć trwale, rzeczywiście, konieczne jest przeformułowanie swojego myślenia na temat jedzenia i ulubionych potraw. Często konieczna jest przy tym szkoła gotowania, robienia zakupów i ... jeszcze kilku innych umiejętności, ale najważniejsze jest przekonanie samego siebie, że jedzenie jest OK. Dostrzegam, że Polacy chętnie biesiadują, ale wcale nie cieszą się z tej formy spędzania czasu. Niby nie jedzą w ogóle, ale skądś biorą im się w boczkach oponki. Jakoś łatwo im obwiniają za to chleb i ziemniaki, ale ostatecznie chodzi o ilości, a nie o zawartość. Zawartość żywieniowa w zasadzie jest OK. Niszczą nas spożywane ilości.  

  1. W Polsce 2 kajzerki na śniadanie to norma. Do tego masło, a na to wędlina. Dodatek roślinny - niewielki. Potem kolejna porcja pieczywa w pracy i po powrocie do domu. Potem obiad na kolację. I zero ruchu; 
  2. Schabowy to sztuka tłustego mięsa, usmażona w panierce, której zadaniem jest wchłonąć tłuszcz. Do tego ziemniaki polane tłuszczem z patelni i niewielka porcja surówki. Po takim obiedzie odchodzisz od stołu ciężki i senny. Nie masz energii na ruch, więc zasiadasz przed telewizorem. 
Oto tajemnica tuczących właściwości pieczywa i ziemniaków:) Jeśli następnym razem przyjdzie ci do głowy myśl o tym, jak trudno Ci schudnąć, przypomnij sobie co zjadłaś/zjadłeś na śniadanie, w jakich odstępach czasu od siebie, czym to popiłeś... 



środa, 26 czerwca 2013

Polak głodny to zły

Aby schudnąć trwale konieczne jest działanie... inaczej niż dotąd.
Najczęstszą przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu ... jesteśmy my sami. W świecie prędkich zmian konieczne jest częste działanie na autopilocie. Co oznacza, że w obszarze jedzenia także stajemy się coraz mniej świadomi. Aby nadążyć za własnym życiem potrzebujemy być w biegu. Włączamy więc w wybranych obszarach takiego pilota i... żyjemy. Marzymy o szczupłej figurze, ale żyjemy jak ludzie otyli. Jemy szybko, w biegu, byle co, coraz gorszej jakości... Wierzymy, że jedzenie to obszar, któremu nie warto oddawać energii. Mamy przekonanie, że gotowanie zajmuje dużo czasu i w ogóle jest pracochłonne. A wszystko to... prawda. Z dziada pradziada wiemy, że czym chata bogata tym rada, więc... częstujemy tych gości, jak już przyjdą, i prosimy by zjedli dokładkę...

Takie przysłowia znalazłam na temat jedzenia na stronie www.niam.pl
  1. Apetyt rośnie w miarę jedzenia
  2. Baba bez brzucha, jak garnek bez ucha
  3. Bez mąki chleba nie upieczesz
  4. Bez soli smutna biesiada
  5. Być jak pączek w maśle
  6. Chleb i woda, nie ma głoda
  7. Co zapłacone, musi być zjedzone
  8. Człowiek nie świnia - wszystko zje
  9. Dla późnych gości pozostają tylko kości
  10. Dmuchać komuś w kaszę
  11. Dobra wieść, kiedy niosą jeść
  12. Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi
  13. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść
  14. Gdzie dwóch je, tam się trzeci naje
  15. Gdy kuchnia stygnie, stygnie i miłość
  16. Gdy żona dobrze gotuje drogę do serca męża znajduje
  17. Głodnemu chleb na myśli
  18. Głód najlepszy kucharz
  19. Gość w dom - woda w zupę
  20. Iść jak po maśle
  21. I w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu
  22. Jakie częstowanie, takie dziękowanie
  23. Każdy sobie rzepkę skrobie
  24. Kąsek żółci beczką miodu zepsuje
  25. Kobiety biorą na słodycze jak ryby na wędkę
  26. Kochanego ciała nigdy dość
  27. Kropla goryczy beczkę miodu zepsuje
  28. Kto czyj chleb je, tego piosenkę śpiewa
  29. Kto gotuje, tej smakuje
  30. Kto hardy jada chleb twardy
  31. Kto kupuje, czego mu nie trzeba, nie ma potem pieniędzy za co kupić chleba
  32. Kto latem pracuje, zimą głodu nie czuje
  33. Kto nie sieje, nie zbiera
  34. Kto nie wyda na kucharza, ten wyda na lekarza
  35. Kto se piwko z rana machnie, temu ładnie z gęby pachnie
  36. Kto się na gorącym sparzył, ten na zimne dmucha
  37. Kto zjada ostatki, ten jest tłusty i gładki
  38. Kto zjada ostatki ten piękny i gładki
  39. Kto w ciebie kamieniem, to ty w niego chlebem
  40. Kradzione nie tuczy
  41. Kraj mlekiem i miodem płynący
  42. Lepiej, żeby grzeszne ciało pękło, aniżeli dobra Boże miały się zmarnować
  43. Lepiej żołądek popsować, niźli dar Boży zmarnować
  44. Lepszy rydz niż nic
  45. Lepszy w domu groch, kapusta niż na wojnie kura tłusta
  46. Lepszy w wolności kąsek lada jaki niźli w niewoli przysmaki
  47. Litera nocet, litera docet: co wódka to nie ocet
  48. Ładna miska jeść nie daje
  49. Łatwiej się obejść bez zębów jak bez chleba
  50. Łyżka dziegciu beczkę miodu zepsuje
  51. Ma się dar boży zmarnować, lepiej zjeść i odchorować
  52. Można zjeść byle co, ale nie byle jak zrobione
  53. Musztarda po obiedzie
  54. Mysz kiedy się mąki obje, tedy się jej gorzka widzi
  55. My panu wianek na kołek, a pan nam wódki na stołek
  56. Na bezrybiu i rak ryba
  57. Na frasunek dobry trunek
  58. Na każdy garnek pasuje jakaś pokrywka
  59. Na świętego Marcina najlepsza w garnku gęsina
  60. Nawarzyć piwa
  61. Nawarzyłeś sobie piwa to go musisz teraz wypić
  62. Nawet najlepszemu piekarzowi chleb się czasem nie udaje
  63. Nic tak ciałka nie upiększa jak samarka coraz większa
  64. Nie czas płakać nad rozlanym mlekiem
  65. Niedaleko pada jabłko od jabłoni
  66. Nie dla psa kiełbasa
  67. Nie godzien chleba, kto nań robić nie chce
  68. Nie samym chlebem człowiek żyje
  69. Nie śpiewaj przy stole, bo twój mąż będzie miał głupią żonę
  70. Nie ważne co wkładasz do ust, ważne co z nich wychodzi
  71. Nie zaśpi gruszek w popiele, kto rano bywa w kościele
  72. Nie z każdej mąki będzie chleb
  73. Od chleba aż do nieba
  74. Pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki
  75. Pierwszy do jedzenia, ostatni do roboty
  76. Piwo z rana jak śmietana
  77. Po jedzeniu stać albo chodzić trzeba
  78. Pokorne ciele dwie matki ssie
  79. Polak głodny to zły
  80. Popie oko, wilcze gardło, co zobaczy to by żarło
  81. Proste jak bułka z masłem
  82. Przez żołądek do serca
  83. Przyganiał kocioł garnkowi, a oba smolą
  84. Przyjść z gębą na pączki
  85. Rosnąć jak na drożdżach
  86. Rozebrać się do rosołu
  87. Rybka lubi pływać
  88. Słowa pijanego to myśli trzeźwego
  89. Ściśnięte jak sardynki w puszce
  90. Śmiać się jak głupi do sera
  91. Śniadanie zjedz sam, obiad z przyjacielem, kolację oddaj wrogowi
  92. Świeża woda zdrowia doda
  93. W dnie kieliszka wszystko znika
  94. W marcu jak w garncu
  95. Wodę tylko gęsi lubią
  96. Wpaść jak śliwka w kompot
  97. Wpuścić kogoś w maliny
  98. Wszystko pracą zdobyć trzeba
  99. Zakazany owoc najlepiej smakuje
  100. Za króla Sasa jedz i popuszczaj pasa
  101. Zasypiać gruszki w popiele
  102. Z najlepszego wina ocet najostrzejszy
  103. Z solą i żartami nie przesadzaj
  104. Żyć o chlebie i wodzie


środa, 19 czerwca 2013

Alenie...

Pojęcie biorę z pracy szkoleniowej w biznesie. Im bardziej Klient odkrywa, że jest na dalekiej drodze w procesie zmiany, tym bardziej nie podoba mu się ten proces. I wtedy zaczyna negocjować:
- ale nie, ja czytałem, że ...
- ale nie, u mnie to nie zadziała...
- ale nie, u mnie jest inaczej...
- ale nie, największe autorytety mówią...

W zmianie istotne jest, by dotykać tego co nowe. W coachingu mamy ćwiczenia, w których Klient doświadcza swojej przestrzeni/swojego życia w sytuacji idealnej, niemal cukierkowej. Dotyka sukcesu, który do niego przyjdzie, jeśli porzuci swoje ALENIE i zacznie działać po nowemu:)

Przykład:
Klientka deklaruje, że chce schudnąć. Nadwaga ponad 12 kg, bardzo złe nawyki żywieniowe (dużo dań gotowych, jedzenie w biegu - jako forma odpoczynku, łagodzenia stresu), mało ruchu, poczucie sprawczości w obszarze zewnętrznym (praca). W pracy z ciałem dużo niezrozumienia i ambiwalencji:
- ale nie - dieta głodówkowa jest najlepsza,
- ale nie - przeczytałam na ten temat wiele książek,
- ale nie - trzeba pić tylko gorące itd... Na każdym kroku przeszkoda i stale coś odkrywczego... co wymaga  wyznaczenia nowej ścieżki dla neuronów:) 

obrazek za: www.naukawpolsce.pap.pl

środa, 12 czerwca 2013

Jak przestawić organizm na spalanie cz. 2

W jednym z poprzednich postów pisałam o ruszaniu się, jako metodzie na przestawienie organizmu na bardziej intensywna pracę. Dzisiaj o jedzeniu. Nie da się przecież schudnąć bez ruchu i diety.

Fizjologia odchudzania wymaga zmniejszenia zawartości pożywienia - przy zachowaniu takiej ilości która będzie sycić, pobudzać do życia i aktywności. Istotne jest, by wiedzieć, że przetworzone jedzenie, które nam bardzo często towarzyszy rozregulowuje metabolizm. Aby poruszyć organizm konieczne jest więc zwracanie uwagi na zawartość żywieniową. Mało przetworzone jedzenie łatwiej odżywia i na dłużej syci. Sprawia, że nie chce ci się sięgać po przekąski... szybciej się regenerujesz po stresie itd...

Jeśli pragniesz przestawić organizm na spalanie:

  1. przyjrzyj się swoim zakupom. W lodówce, w spiżarce możesz mieć produkty, które udają nieprzetworzone (ciemny chleb np. łatwo uzyskać, gdy doda się do niego cukier, a ten zaburza metabolizm - piekarnie często stosują ten trik). Gdy je zjadasz rozleniwiasz swój organizm...
  2. sprawdź zawartość swoich posiłków. Nie zapomnij o przekąskach, o napojach. Najczęściej to w nich znajdują się nadwyżki, które tworzą boczki... Wszędobylski cukier jest świetnym konserwantem. Wszędzie go pełno, nawet tam gdzie nie podejrzewasz. Jogurty to wyjątkowa pułapka. 
  3. uważaj na produkty mączne oraz na dodatki. Szczególnie biała mąka nie sprzyja odchudzaniu. Jeśli Twoje dzieci kochają kluseczki, naleśniki, racuchy, a Ty marzysz o wspaniałej figurze... hmmm... ciekawa praca przed Tobą...
  4. zwykle w diecie unikamy tłuszczu, ale to w nim rozpuszczają się witaminy z sałat, którymi się zajadasz. Uważaj za to na wędliny. Te różowiutkie są tylko pozornie chude.  Mają sporo tłuszczu, który nie sprzyja twojemu odchudzaniu...
  5. odstępy między posiłkami. Częstą przyczyną otyłości są zbyt duże odstępy między posiłkami oraz 
  6. przesadnie duże porcje. Podoba mi się pomysł diety garstkowej: trochę tego, trochę tamtego - ile zmieści się w garści:)

Miłej zabawy:)

środa, 5 czerwca 2013

Jak przestawić organizm na spalanie?

Ostatnio znajoma zapytała mnie, ile schudłam, odkąd biegam... Odpowiedziałam, że właściwie poza ubraniami nie widzę różnicy. Ciało mi się wysmukliło, ale na wadze spadku nie widzę. Raczej po ubraniach widzę, że jest dobrze. A do tego mam sprężysty krok, zarysowaną talię, mocne nogi... i apetyt na wszystko:) 

Moja znajoma walczy ze swoim ciałem bieganiem. Wchodzi na wagę często, krytycznie przygląda się wynikowi oraz samej sobie w lustrze. Czeka... niecierpliwi się... przebiera nogami... chce już mieć to, co wymaga czasu. Jej ciało reaguje zdziwieniem na to, co się dzieje... Nie wierzy w regularność, więc potrzebuje czasu, by przestawić się na intensywny tryb spalania. 

Zaletą tego trybu jest to, że możesz jeść właściwie wszystko i do woli. Twój organizm niczego nie magazynuje, bo wie, że za chwilę dostarczona mu zostanie kolejna porcja paliwa. A nawet jeśli zdarzy Ci się nadmiar, zostanie w krótkim czasie zamieniony w energię potrzebną do ruchu...

Jeśli się nie ruszasz w ogóle - wymyśl formę, która będzie dla Ciebie przyjemna i jednocześnie pobudzi Twoje serce do nieco szybszego działania. Po mojej ulicy jakiś czas temu zaczął jeździć na rolkach Pan, na oko 60letni+. Jeździ do dzisiaj i pokonuje całkiem solidne odcinki. Przyjazne dla kręgosłupa jest chodzenie z kijami, a dla kolan wchodzenie po stopniu (step). Basen, wspinanie się, sporty ze zwierzętami itd... Tyle przyjemności dla zdrowia i figury:)

A niżej, co mam z biegania:)



środa, 29 maja 2013

Stare nawyki wracają...

Mój sposób na wpadki, czyli na odstępstwa od dyscypliny jedzeniowej to sport... dużo sportu. Gdy uprawiam sport nie martwię się tym, co jem... A jeść mi się chce makabrycznie dużo... Taki nawyk;)

Gdy to piszę czuję w brzuchu przyjemną pełność. Byliśmy z chłopakami na pizzy. Nie na jakiejś tam pizzy, ale na Barskiej... W pizzerii z ponad dwudziestoletnią tradycją, w której pizza smakuje jak potrzeba:)

Skąd i kiedy w ogóle pojawił się pomysł, by zamówić 3 pizze? Nie udało nam się dojść. I gdy tak jadłam do uczucia pełności, przypomniało mi się, jak w odchudzaniu uważałam na to danie. Jak jeden kawałek wystarczał, ale już drugi - po jakimś czasie - przynosił zgagę i w ogóle nieprzyjemne uczucie pieczenia i nadmiaru. Przypomniałam sobie, że byłam w stanie zatrzymać się w trakcie jedzenia i nie było mi szkoda zostawiać zamówione jedzenie na talerzu. 

Po dzisiejszym dniu wyciągam następujące wnioski:
  • Nawyki to obszar nad którym stale pracuję.
  • Każda chwila po diecie to sprawdzian dla mojej samodyscypliny. 
  • Po blisko 4 latach od startu, po wielu sukcesach w budowani nawyków spotkałam się ze starym, utrwalonym nawykiem... zjadania wszystkiego z talerza. To co zabijało mnie przez tyle lat życia i miało znaczenie dla wielu innych obszarów... znowu daje o sobie znać. Słabe.. i piękne... Człowiek to wyjątkowa maszyna...

Ale lubię pizzę. To proste danie, które chętnie przyciąga do kuchni i do stołu moich chłopaków. W wersji domowej mam możliwość kontrolowania zawartości. Mogę mąkę pszenną zamienić na razową, czy orkiszową. Mam pewność, że używam oliwy z oliwek i świeżego sera. I że nic nie odbije mi się zgagą:( Z wyjątkiem ilości.


środa, 22 maja 2013

Perfekcjonista na diecie

W moim Gabinecie rzadko pojawiają się ludzie o tym typie osobowości. Zwykle chętnie rozmawiają ze mną o tym, że przyjdą, ale... najpierw popracują ze sobą sami... Chwalebny pomysł... bardzo oszczędny... 

Typowe dla perfekcjonistów jest też stałe zaczynanie odchudzania. W świecie wysokich oczekiwań nie ma miejsca na porażki. Zmęczenie dietą, odstępstwa, chęć na coś słodkiego, grill, tort itd... Każda słabość ma szansę zamienić się w ... uczucie porażki, która z kolei łatwo doprowadza do porzucenia diety czy nawet do obżerania się...

Gdy chcesz schudnąć, ale wysoko stawiasz sobie wymagania - duże zadanie przed Tobą. Nim zaczniesz pracę, właściwie potrzebujesz najpierw pogodzić się ze swoją niedoskonałością... Obniżyć oczekiwania... Przygotować się na pracę, w której nie będzie - od razu - spektakularnych wyników. 

Jasne, że nikt nie chce z tym pracować... Żaden człowiek o perfekcyjnym nastawieniu, nie zdecyduje się obniżyć swoje osobiste standardy. Mój pomysł na pozyskiwanie ich zaangażowania to:

  1. Ruszyć - po prostu - dzisiaj... Bez oglądania się na to co było. Bez planowania wielkich działań. Z dużą wyrozumiałością dla siebie.
  2. Być dla siebie konstruktywnym krytykiem - krytykować, wyciągać wnioski, poprawiać; krytykować, wyciągać wnioski, poprawiać; krytykować... samemu  sobie podnosić poprzeczkę - we własnym rytmie... To dla perfekcjonisty łatwe. On dobrze wie, co jest dobre, a co doskonałe. Uwielbia doradzać i najlepiej na świecie wie, jak się powinno żyć... Jeśli tylko zechce, jest sam dla siebie doskonałym doradcą odchudzania.
  3. Robienie odchudzania małymi krokami wg KAIZEN: zmienianie drobiazgów w diecie, w życiu i... chudnięcie przy okazji. Dla perfekcjonisty to łatwe. Wie, czego nie powinien używać - więc spokojnie  i systematycznie zmniejsza ilości: cukier, pieczywo, masło, słodycze lub dorzuca ruch (spacer, kije, dodatkowe minuty pływania itd...)


środa, 15 maja 2013

Moja dieta pudełkowa

Śmieję się na myśl o tym pomyśle:) i przebieram nogami, żeby go zrealizować:)

Ruszam z nową zakładką i nową serią wpisów na FB: Moja dieta pudełkowa:) Albo jakoś tak:) Pomysł właśnie się klaruje:) Zamierzam podzielić się z Wami moimi pomysłami na dobre jedzenie na mieście - z własnego pudełka. Niektórzy z moich Klientów deklarują kłopoty z organizacją domowego jedzenia na co dzień. Będę więc łamać stereotyp, że bycie na diecie jest drogie, czy że przygotowanie potraw zajmuje wiele czasu i w ogóle, że to trudne. Moje 20 kilo mniej oraz zdolność utrzymania stylu życia od 3 lat mówią same za siebie - że warto. A osiągnęłam to dzięki mojej własnej diecie pudełkowej.

Oczywiście, nie zawsze mi się udaje zabezpieczyć jedzenie w tej formie... Bywa, że dzień nie daje się zorganizować tak, by zjeść o właściwej porze i chodzę głodna... Tak jak Wy, mam pracę i intensywne życie, w którym jedzenie pełni istotną rolę, ale czasami schodzi na dalszy plan....

Zwykle moje pudełka to śniadania. Niestety nie lubię jeść tuż po przebudzeniu. Zabieram jedzenie ze sobą. A śniadanie z owoców i jogurtu naturalnego... palce lizać. I dokładnie takie jak lubię. Zabieram też z sobą zupy. Do tego mam termos, który wytrzymuje wszelkie próby, a przede wszystkim zabezpiecza właściwą temperaturę. I sałaty.... Na różne sposoby... Będziecie mieli możliwość poznać moje smaki... i zobaczymy jak będzie... Jestem pełna entuzjazmu:)

Aby nosić jedzenie ze mną, potrzebujesz:

  1. kilku pudełek, z dobrymi zamknięciami,
  2. sztućce (takie jak lubisz),
  3. odrobinę wolnej głowy, żeby wymyślać potrawy dla siebie,
  4. wiedzy o tym, co lubisz jeść i co Ci służy w diecie...
A poza tym - wolno wszystko:)



środa, 8 maja 2013

Życiowe oferty specjalne...

Ależ przeżycie miałam wczoraj w supermarkecie...
Mój wyjątkowy mężczyzna miał wielką ochotę sprawić sobie przyjemność jedzeniem. Jechał za mną wózkiem i co chwila krzyczał: Moniś, a może paluszki! Moniś, a może czekolada! Moniś, lody! Moniś...
A ja odpowiadałam: nie! nieee! NIE! nie!!

Ja już nie jestem na diecie... To znaczy jestem, na mojej osobistej... Aż chce mi się powiedzieć: mam swój styl:) Ten styl to osobliwe jedzenie: sporo warzyw, chleb pełnoziarnisty, kasze, jaja, fasola, niewiele nabiału, mięso czerwone, wędliny z górnej półki i duża potrzeba samostanowienia. To wszystko oznacza, że nawet Spiderman, który kroczyłby za mną w sklepie z wózkiem nie miałby szans przekonać mnie do swojej zachcianki jedzeniowej:P

Przy zmianie stylu życia istotne jest, by wiedzieć dokąd się zmierza. Diety, organizacja dnia - to wszystko są treningi, które mają pracować na rzecz schudnięcia. Ale to nie one decydują o sukcesie. O tym decyduje sposób reagowania na oferty specjalne. Te mężowe zachęty: Moniś, a może... to nic innego jak wielkie promocje, którym nie warto ulegać. Dokładnie z tego samego powodu co na zakupach w sklepie: obciążają budżet domowy i niewiele wnoszą do jakości życia...

A w odchudzaniu stawką jest nie tylko wspaniała figura. Jest uczucie potężnego sukcesu, które potem łatwo przenieść na inne obszary w życiu. Dzisiejsze ominięcie wzrokiem kuszącej promocji ma więc znaczenie także dla większej pewności siebie, buduje poczucie wpływu i stanowienia o sobie, sprzyja osiąganiu większej harmonii...

Tak więc pytania, które warto zadać, gdy na horyzoncie pojawia się pokusa: Jak to co zrobię (zjem, kupię, spróbuję, skosztuję itd...) będzie pracowało na moją korzyść? Jak wpłynie na mój proces? Co będzie znaczyło?


środa, 1 maja 2013

Egoizm jest potrzebny...

Gdy spotykam się z Klientami w temacie odchudzanie STALE oczekiwaną potrzebą okazuje się być...  równowaga. Tak jakby ciało upominało się o uwagę... jakby uzupełniało dodatkowymi kilogramami słabo zaopiekowaną duchowoœść:)

Najczęœściej Klienci odkrywają, że brakuje w ich życiu "drajwu" - porywu, który ich porwie i poniesie przed siebie. Potem w kolejnośœci jest słaba zdolnoœść stawiania granic i zajadanie emocji. Dalej zła organizacja czasu i w ogóle rozumienia swojej roli życiowej. W tym akurat celują kobiety (choć panowie im tylko nieznacznie ustępują). Ambitnie pragną zrealizować swoje życie po mistrzowsku, w każdej dziedzinie być perfekcyjne i mieć sukces.

Ciało więc, może być cudownym lustrem. Może dawać wiedzę o tym, że czegoœ w życiu jest zbyt wiele, a czegoœ zbyt mało. Zwykle też Klienci dobrze wiedzą czym jest to, co w nadmiarze. Zwykle też jest tego tak dużo, że nie umieją się od tego oderwać... Na plan pierwszy wysuwa się brak czasu i działanie w sztywnych ramach "żeby się wyrobić" lub "żeby nie nawalić". 

Żeby schudnąć, potrzebne jest poczucie lekkośœci już na starcie. Sprzyja temu uwolnienie się od nadmiaru np. od niektórych obowiązków. Zobaczenie siebie w centrum. Nadanie znaczenia własnym, często zapomnianym, potrzebom. Zmiana stylu życia to też dobry warsztat uważnośœci i egozimu. A potem powtarzające się ćwiczenia: jedzenia tego co mi służy, robienia tego co mi służy, mówienia tego co mi służy itd...

Rozmawiałam niedawno z kobieta, która pytała, czy nie mam wyrzutów sumienia, gdy tak wychodzę ćwiczyć, biegać, pływać... Zapytałam: 
  1. czy rzeczywiœście tak wiele jest do zrobienia w czasie tej zaplanowanej na ćwiczenia godziny, że nie można tego zostawić na 60 min?
  2. czy rzeczywiśœcie to, co do zrobienia wymaga, by zrobić to właœśnie w porze ćwiczeń? Czy można to zrobić w innej porze?
  3. czy rzeczywiœście tylko ona zobligowana jest, żeby zrobić to, co czeka na zrobienie?
Łzy kobiety powiedziały mi wiele... Tak więc dla niektórych ważne dla sukcesu w odchudzaniu będzie nauczenie się egoizmu... Odstąpienie od kontrolowania wszystkiego i wszystkich w zamian za uważność na siebie i kontrolę własnych nawyków...


środa, 24 kwietnia 2013

O wyjątkowej walucie

Czas... 60 s w każdej minucie... 60 minut w każdej sekundzie... 86400 minut każdego dnia...
Wyjątkowa waluta... Każdego dnia wpływa na konto i można jej wydawać do woli... lub ją inwestować...

Ostatnio rozmawiałam z fantastycznym menedżerem o tym, że pewien kłopot w pracy przeszkadza mu osiągać sukcesy. Ten kłopot to .. brak czasu... Gdy przyjrzeliśmy się bliżej okazało się, że inwestuje w działania, którymi nie chce się zajmować, które są dla niego przykre i ... nie prowadzą go do sukcesu. Czyli nie chodziło o czas. Czas jest neutralny... Istotne było odkrycie, że źle inwestuje swoją walutę i właśnie to sprawia, że oddala się od tego co ważne...

Gdy się odchudzamy możemy widzieć w tym celu skomplikowany proces, w który inwestujemy uwagę i ... niewiele z tego wynika. A może jest tak, jak w przypadku tego menedżera - że inwestujemy nie tam, gdzie warto. Że wypalamy masę energii na działania, które słabo pracują na korzyść szczupłej sylwetki...

W swoim doświadczeniu także mam takie działania. Okresy niejedzenia przeplatane z przejadaniem się - w złudnym poczuciu, że aby schudnąć należy nie-jeść. Aktywność ruchowa a zaraz po niej potężny talerz z tłustym jedzeniem oraz piwo - zgodnie z przekonaniem, że skoro się ruszałam to zasłużyłam... W tym wszystkim zmęczenie i frustracja - bo nie działa... 

Gdy następnym razem więc przyjdzie Ci do głowy pomysł, by zrobić coś na rzecz swojej szczupłości pomyśl, czy to co zdecydujesz będzie rzeczywiście prowadziło Cię do celu. Aby właściwie inwestować swój czas warto wpierw - z radością - zbudować swój plan odchudzania. Odejść od leniwego, nawykowego działania, ale aktywnie budować swoją codzienność. 

Poniżej inni lekarze, których warto też słuchać:) 


środa, 17 kwietnia 2013

Po co wpadki w odchudzaniu?

Czy znacie to: zapada decyzja: odchudzam się... od teraz! Nie jem chleba, ziemniaków, zaczynam biegać i... po dwóch dniach po pierwotnym postanowieniu nie ma śladu? Drzwi od lodówki stale skrzypią a rodzina chowa się przed naszą złością po pokojach. 

Mózg ludzki skonstruowany jest w taki sposób, by uczyć się na błędach. To ewolucyjna pozostałość, która powodowała, że człowiek doświadczając tego, co nieprzyjemne szybciej przyswajał wiedzę o świecie - taki ówczesny uniwersytet: bez katedr, punktów ksero i bibliotek. Czysta wiedza o życiu...

Gdy podejmujesz decyzję o odchudzaniu Twój mózg w naturalny sposób podąża za tym, co łatwe i co znane.  W związku z tym, że nie zna jeszcze nowej ścieżki - potrzebuje ją poznać. Aby stać się dobrym przewodnikiem popełnia masę błędów i przynosi Ci wiele nieprzyjemnych doświadczeń. Wpadki, dodatkowe przekąski, potrzeba odpoczynku od diety - to naturalne sytuacje związane z procesem uczenia się... ale wielu z moich Klientów traktuje je jako dyskwalifikujące w ich procesie. Ocenia siebie przez ich pryzmat i ... szybko poddaje się w odchudzaniu... 

Taką postawę przyjmują ludzie przekonani o tym, że tylko praca na 6 jest warta uwagi. Gdy dostrzegają symptomy obniżenia standardu poddają się. Maja trudność w tym, by zobaczyć, że praca na 4 czy 5 też jest ok. I że wiele przynosi dla przyszłego rezultatu...

Dlatego rekomenduję:
  1. traktujcie każdą "wpadkę" w odchudzaniu jak wyjątkową lekcję na ścieżce do sukcesu; cieszcie się, gdy przychodzi, to znak, że w Waszym stylu życia następują zmiany, a "wpadka" jest osobliwym markerem tego, z czym jest kłopot (zwykle są to słodycze oraz nieregularne jedzenie w ciągu dnia),
  2. zadawajcie sobie pytania przy okazji każdej "wpadki": po co to zrobiłem? co mi to przyniosło? dlaczego było takie przyjemne? co mogę z tym zrobić teraz? co mogę zrobić następnym razem?
  3. czerpcie radość z doświadczania, bo każde prowadzi do sukcesu:)



środa, 10 kwietnia 2013

O poszukiwaniu szczęścia .. w centrum handlowym

Ostatni wolny od szkoły dzień poświęciłam na... zakupy. Nie, nie dlatego, że tak je uwielbiam. Przeciwnie. Nie znoszę tej atmosfery przekonywania mnie, że wszystko jest super i absolutnie niezbędne. Ble...
Piszę o tym dlatego, że jest w atmosferze centrów handlowych jakiś rodzaj lustrzanego odbicia ludzkich pragnień... Kolorowe, intensywne, potężne ilości ludzkich pożądań, a w ich sercu restauracje i kawiarnie, dla głodnych i spragnionych odpoczynku. Jakby dla potrzebujących przerwy podróżnych.

Po co? Przecież nikt z nas w rzeczywistości nie potrzebuje tego wszystkiego. Buty od markowej firmy przyniosą tyle samo pożytku co od nie-markowej. A jedzenie z pudełka ma szansę smakować lepiej niż podane przez ubranego w kolorowy fartuch kelnera.

Wygląda na to, że ubóstwo to głęboki temat. A centra handlowe żyją z tego, że odkryły tę słabość ludzką do powierzchownego poszukiwania szczęścia. Napełnianie kieszeni i żołądka, po to żeby ukoić bolesne emocje. Znacie ten stan? Lubicie go?

Następnym więc razem, w czasie zakupów, włączcie świadomość. Przyjrzyjcie się drugiej stronie lustra: światłom, dźwiękom, kolorom, przestrzeniom. Bądźcie odważni w obserwowaniu...Zanotujcie, jak długo Wam się uda odwlec moment kupowania? Sprawdźcie, kiedy przychodzi zakupowe rozluźnienie? Jak się objawia i czy w ogóle pracuje na Waszą korzyść? 

U mnie to taki rodzaj zmęczenia w głowie. Prawdopodobnie wywołuje go muzyka, kolory, światło, zapachy - czyli wszystko to, czego pełno w centrum handlowym. A potem w swojej szafie znajduję ubrania, które do siebie nie pasują.... Jakbym kupowała po omacku... Bardzo tego nie lubię... i dlatego nie  jestem częstą bywalczynią centrów handlowych. Nie lubię tej pętającej głowę manipulacji, od której - tak to oceniam - nie ma ucieczki. 

Ten stan dość przypomina pracę z sobą w odchudzaniu. Gdy mamy zmieniać stare nawyki na nowe to jest tak, jakbyśmy chodzili jeszcze starymi ścieżkami, odbierali stare sygnały ze świata, ale musieli zadziałać po nowemu... Ale nie wiemy jeszcze jak... I popełniamy masę błędów. Dla jednych to twórcza praca - dla innych przeciwnie: frustrująca. Jedni wyciągają z niej korzyści, uczą się nowych smaków, zapachów, sposobów robienia zakupów - inni odpadają w przedbiegach i działają po staremu...

Jeśli chcecie wiedzieć, jak zacząć działać po nowemu i pokonać zmęczenie, które towarzyszy wyrabianiu nowych nawyków - zapraszam do Gabinetu Wspierania w Odchudzaniu

wtorek, 2 kwietnia 2013

Stres... więcej stresu... jeszcze więcej stresu...

Wiedzieliście o tym, że ciało to doskonały barometr i dają znać o wszystkim co istotne? Ból, smutek, strach, wstyd, gniew kumulują się w nim w postaci napięcia mięśni, nadmiernie bijącego serca, dodatkowego apetytu...

A co by było, gdyby nauczyć się gospodarować tymi znakami? Gdyby umieć odczytywać te sygnały jako autentyczne znaki własnej obecności... własnych potrzeb... istnienia własnego świata? 

Piszę, bo mam pewność, że emocje, które kumulują się w środku są obrazem autentycznego wewnętrznego świata. Że problemem jest raczej reakcja umysłu na to co przychodzi i tworzenie ocen, które zajmują dużą część w głowie, odbierając przyjemność z odczuwania tych wewnętrznych sygnałów. Przyczyniając się do zapętlania się we własnych myślach i reakcjach. Przynoszą też dodatkowy stres - im więcej myśli jest w głowie, im więcej zaprzeczeń, tym więcej stresu... i więcej nawykowego działania i myślenia... W ten krąg się zacieśnia a człowiek czuje się coraz gorzej i gorzej...

W pracy z otyłością poczucie panowania nad sobą i nad otoczeniem ma duże znaczenie. Zaczynamy od zmiany nawyków żywieniowych a w praktyce pracujemy nad żywymi problemami. Jeden z moich Klientów np. potrzebował nauczyć się... okazywać złość. Dla niego emocje były tym czymś, z czym nie wiedział co ma zrobić... Bo wiedział, że są... i że są potężne... ale przekonany o tym, że nie można ich okazywać, nauczył się nie zwracać na nie uwagi... Nie umiał ich gasić, ale je omijał... W praktyce jadł wiele, potem łapał się za odchudzanie czym rozregulowywał organizm... a emocje dalej miał na swoim miejscu...

Złość to coś, co kumuluje się w środku ciała... Co przychodzi od głowy i zamienia się w nagły impuls elektryczny. Jego zadaniem jest pobudzić ludzką aktywność: np. do ucieczki... Gdy udajemy, że tego impulsu nie czujemy, sprawiamy, że pojawia się kolejny... a potem kolejny... Jest ich tak wiele, że ciało robi się sztywne (lub wiotkie), nie reaguje adekwatnie... To właśnie stąd nagłe ataki złości u osób zdawałoby się spokojnych...

Nauczenie ludzi słuchania sygnałów z własnego ciała, pełni istotną rolę w ich procesie chudnięcia. Zaczynamy od małych kroków... Możemy na przykład zjadać ze smakiem wybraną zdrową słodycz: jabłko, rodzynkę itd... Obserwujemy smak, zapach i konsystencję w trakcie spożywania. Próbujemy znaleźć słowa opisujące ten stan... Szukamy analogii dla innych sytuacji. Praca ze złością przychodzi nieco później.



czwartek, 28 marca 2013

A w święta...

Przydałaby się instrukcja obsługi jak je przeżyć je... normalnie.
No bo skoro jadę jeść - a nie chcę - to się spinam przy stole, buzują we mnie emocje... mam gorszy nastrój i... mogę łatwo się poddać mazurkowi, jajom z majonezem, białej kiełbasie z żurku, babce drożdżowej, ziemniakom, burakom z chrzanem... Z całą pewnością nie jest normalne patrzenie na jedzenie i stałe kontrolowanie siebie w obliczu jedzenia. 

Co więc robić?
Nie mam wzorowej recepty. Mam za to taką, która pomaga mi nieco przetrwać.

  1. żadnych dokładek, szczególnie uwaga na zupy, bo z całą pewnością nie są gotowane na samych li tylko warzywach. W tym kontekście nie wierzę nawet własnej matce, gdy mówi, że to tylko zupka i taka delikatna. Nie! Żur aby był żurem musi mieć w sobie wywar z kiełbasy, czyli z najtłustszych części wędlin itd...
  2. żadnego chleba - na stole tyle pyszności... po co zapychać się chlebem
  3. najmniejsze możliwe kęsy i delektowanie się smakiem potraw hand made: pasztet, baba drożdżowa, ćwikła itd przez długie minuty...
  4. żadnego mieszania - jak deser to deser, jak posiłek to posiłek. Pomieszanie smaków i konsystencji mocno nadwyręża żołądek
  5. sporo wody - to sprzeczne z zasadami zdrowego żywienia, bo picie w czasie posiłku sprawia, że kwasy żołądkowe inaczej pracują. Ale w czasie wielkanocnych przedłużających się śniadań jest świetna, żeby zająć ręce i usta....
  6. rusz się od stołu - czasem ludzie zwyczajnie czekają, aż ktoś zaproponuje spacer, wycieczkę itd... Mają obawy o to, jak zostanie ich propozycja odebrana przez gości. Sprawdź jak to zadziała w Twojej rodzinie. Przygotuj się na to, że będziesz jedyny na siłach maszerować. Reszta będzie ociężała  i zdecyduje się zostać.
  7. żadnej rozmowy o diecie, żadnego myślenia o odchudzaniu - nawet gdy pojawi się wątek przy stole ucinaj go krótko, odchodź od stołu, zmieniaj temat, nie przyznawaj się. Zwykle rozmowy na ten temat skutecznie wbijają odchudzaczy w poczucie winy i wstydu; w głowie pojawiają się myśli w stylu "o Boże!!! Już tyle zjadłem!!!!". To święta także dla Ciebie, więc radośnie z nich korzystaj:) Żyj normalnie: bez przejadania się i nadmiernego myślenia o sobie...

Ja zamierzam biegać oraz wybrać się z rodziną na wycieczkę. To mam nadzieję odciągnie mnie od stołu i pozwoli złagodzić efekt świątecznych nasiadówek... Czego Wam wszystkim również życzę:)


środa, 27 marca 2013

Mam marzenie...

Odkąd jestem szczupła mam żal do rodziny o to, że wychowała mnie wg złych nawyków żywieniowych oraz do szkoły, że nie umiała przekazać rodzinie tego co oczywiste.

Oczywiście, że biorę pod uwagę czasy i miejsce. Wiem, że gdy kształtowały się moje nawyki panowała komuna i stało się w kolejce po wszystko. W cenie był papier toaletowy, jakiekolwiek buty - a nie wizja życia długiego i zdrowego. Niemniej, postawa otoczenia sprawiła, że jako dorosły człowiek mam do przerobienia dodatkowy temat jakim jest zabezpieczenie siebie przed efektem jojo. Stałe zabezpieczanie się przed efektem jojo. Organizm, raz zarażony otyłością stale broni się przed odchudzaniem.

I w tym kontekście edukacja żywieniowa dedykowana rodzicom, nauczycielom wydaje się być cudownym projektem pobudzającym świadomość. Jeśli do tego dołożyć pracę z nawykami dzieci... Dodać warsztaty czytania etykiet, rozpoznawania potrzeb organizmu,  słuchania reklamy itd...

Takie mam marzenie...