środa, 31 lipca 2013

Moje porażki w odchudzaniu, czyli czego się nauczyłam...

Dużo piszę Wam o tym, że warto zaczynać od nowa i uczyć się na porażkach... Że to naturalne i oczywiste, i  że nawet wskazane... Niektórzy więc zadają mi pytania o to, jakie porażki więc były moim udziałem i czego się nauczyłam...

Poniżej 4 punkty (było tego oczywiście znacznie więcej)


  1. Może już to, że jako dziecko próbowano mnie odchudzać... i dostałam serię informacji zwrotnych o tym, że coś jest ze mną nie tak. Nie, że mama i babcia prowadzą styl zycia i kuchnię tak, że ona mi nie służy. To ze mną jeżdżono po terapeutach, psychologach, dietetykach.. To mnie uczono, co wybierać, co zdrowe, co nie.. to mnie stawiano na zimną wagę i chłodno odczytywano wynik....
  2. Z tego wywodzi się więc moja postawa niechęci do diet i potrzeba działania całosciowego. Dla mnie otyłość jest sferą szerszą niż tylko fizjologia. Mam wiedzę, że gdy skupiać się tylko na niej, to przychodzi porażka... i że trzeba oddziaływać inaczej
  3. Byłam też na bardzo ubogiej w produkty odżywcze diecie - po prostu za mało jadłam. Po 3 miesiącach moje oczy odmówiły współpracy.
  4. Po każdym spektakularnym schudnięciu tyłam o dodatkowe kilogramy.

Czego się nauczyłam:

  1. Że nie warto zaprzątać sobie głowy sprawami, na które nie mam wpływu. 
  2. Skupiłam się na odnalezieniu działających na człowieka w odchudzaniu narzędzi i zajmuję się tym teraz zawodowo.
  3. Mam jasność, że organizm żyje z jedzenia i że konieczne jest kompletne odżywienie dla zdrowia. Gdy zapadasz na zdrowiu, twój organizm nie ma z czego się bronić. 
  4. Nie lubię ubogich diet. Wolę chudnąć dłużej, ale czuć się zdrowo.
  5. Ciało nie przebiera w środkach i gdy znacznie chudniemy to samo prędko wyrównuje efekt (jojo). Konieczna jest stała praca po odchudzaniu, aby utrzymać rezultat. Powrót do "starego życia" jest niemożliwy. Konieczne jest, aby żyć zawsze "po nowemu".

Brak komentarzy: