piątek, 30 sierpnia 2013

Film...

Film o przemyśle spożywczym... http://vimeo.com/57126054

Ile jedzenia potrzebujemy... Jak je produkujemy, żeby zaopatrzyć wszystkich...

I przypomniało mi się jaki kontakt w swoim dzieciństwie miałam ze zwierzętami z gospodarstwa... I oczywiste było, co się z nimi stanie i po co je trzymamy, ale były częścią gospodarstwa... Zwykle miały swoje imiona a gdy trzeba było któreś zabić, to było święto... Nie wiem czy to było mniej czy bardziej humanitarne... ale było w równowadze z życiem... Mięsa nie jadło się codziennie... Wędliny były ręcznie robione i osobiście doprawiane przez gospodynię...

Na filmie wszystko jest inaczej...

środa, 28 sierpnia 2013

Najlepszy dietetyk - Ty sam

Czy wiecie, że wasz organizm ma niezwykłą zdolność samoregulacji?
Czy wiecie, że każdy z Was może być dla siebie najlepszym dietetykiem? 
Pewnie, że trzeba nauczyć się zasad oraz ich przestrzegać, że przy tym łatwo popełnić błąd, ale... gra jest warta świeczki:

  • mniej infekcji,
  • więcej energii, 
  • lepsza sprawność fizyczna - mocniejszy organizm,
  • żadnych wzdęć czy dolegliwości żołądkowych
a do tego:


  • lepsza organizacja siebie w czasie,
  • więcej gotowości do eksperymentowania w kuchni, otwartość na nowe smaki,
  • lepsze radzenie sobie ze stresem,
  • więcej uśmiechu, więcej przyjaciół..
Co jest do zrobienia?

Konieczne jest troszczenie się o siebie. Z moich obserwacji wynika, że ludzie chętnie angażują w troszczenie się o innych, a zapominają o troszczeniu się o siebie. Znacie to zdanie "szewc bez butów chodzi"... Właśnie... A jak możemy troszczyć się dobrze o innych, kiedy sami troszczymy się źle o siebie... Fryzjerzy, ubezpieczeniowcy, marketingowcy, bankierzy... wszyscy potrzebują energii, aby troszczyć się o swoich Klientów. Gdy źle śpią, gdy źle się odżywiają, gdy zażywają za mało ruchu, gdy piją hektolitry kawy... Jak ich odbieramy? Czy chcemy się z nimi widywać? Wszystko. co robią, odbija się na ich organizmach... Niektórzy tyją (albo nadmiernie chudną), mają ziemistą cerę (albo wypryski na twarzy), szare włosy, mało błyszczące oczy...

Koncerny oczywiście znają sposoby, by prędko i bezboleśnie rozwiązań ten problem: pastylki, kremy, maści, farby... ale ja rekomenduję pójść nieco pod prąd, czyli zacząć od podstawy, czyli od wdrożenia małych zmian w swojej codzienności. Małe kroki to jedyny sposób, by stać się uważnym dietetykiem dla samego siebie...

Po pierwsze: obserwuj jak żyjesz (co jesz, ile śpisz, z kim się spotykasz, co cię bawi, a co irytuje)
Po drugie: zrezygnuj z jednej kawy dziennie
Po trzecie: zawsze zjadaj śniadanie 
Po czwarte: zawsze po pracy rób spacer - do życia potrzebujesz m.in.: słońca, wody, powietrza... 
Po piąte: codziennie zjadaj porcję warzyw i owoców (powinieneś 10, ale zacznij od pierwszej)
Po szóste: zrezygnuj z białej mąki - zastąp ją pełną (np. orkiszową)
Po siódme: codziennie zrezygnuj z jednej porcji cukru (także słodyczy). Poczuj naturalny smak potraw...
Po ósme: czytaj etykiety na produktach, które kupujesz...
Po dziewiąte: przyrządź jeden (dodatkowy) obiad w tygodniu dla siebie (żeby zabrać do pracy)
Po dziesiąte: śmiej się często, spotykaj się z przyjaciółmi, wyłapuj z otoczenia oznaki negatywizmu i ucz się z nimi radzić...


piątek, 23 sierpnia 2013

Odchudzanie - plan pięcioletni

Dzisiaj o planie pięcioletnim... czyli o tym, że ciało ma świetną pamięć.

Nie każdy o tym wie - a wiedzieć warto - że praca w odchudzaniu zaczyna się dokładnie w chwili, gdy decydujesz, że dość i świętujesz sukces...

Gdy z dumą nosisz te wymarzone ciuchy w mniejszym rozmiarze, gdy stale słyszysz od osób "wow, jak pięknie wyglądasz" Twoje ciało doświadcza tego nieco inaczej... Tęskni za dawnym rozmiarem, za dawnymi nawykami, za dawnym stylem życia... Gdy rozluźniasz nieco swoje odchudzaniowe nawyki i lekko powiększasz porcje albo sięgasz po produkty, których dawno nie jadłeś (np. alkohol - często w diecie go unikamy, a po wszystkim chcemy żyć "normalnie", więc sięgamy po lampkę winę czy mały kufel piwa...) Twoje ciało zaczyna sobie przypominać jak działało wcześniej... Że alkohol to zwykle był odkładany w boczkach, że nadmiar jedzenia szedł w uda itd...

Jeśli więc poważnie myślisz o swoim efekcie w odchudzaniu, weź pod uwagę plan pięcioletni dla swojego organizmu... Żyj normalnie i pamiętaj, że pięć lat to tyle, żeby organizm przyzwyczaić do nowego kształtu i nowego stylu życia. Nie mów sobie, że odzyskałeś wspaniałą formę na zawsze... Raczej bądź uważny, nie przerywaj swoich planów treningowych, dalej kontroluj wagę... żyj "po nowemu".

Ciekawe? Trudne?
Nieważne... Takie po prostu jest...
Jeśli zależy Ci na zachowaniu swojego wyniku... przyjmij na siebie plan pięcioletni. W tym czasie dobrze utrwalisz dobre nawyki. Jeśli będziesz nadal się ruszał - będziesz nadal spalał i utrzymywał tkankę mięśniową w formie... Jeśli będziesz nadal stosował dietę warzywną, będziesz unikał tłustych potraw i panierek, będziesz dostarczał organizmowi potrzebną, łatwą do przetworzenia energię... będziesz ją po prostu miał...

Piszę o tym, bo sama nie znałam tej zasady. Poznałam ją "dzięki" własnej praktyce odchudzaniowej. Gdy postanowiłam, że już nie pozwolę organizmowi przytyć, bo za każdym razem najwyraźniej robiłam coś, co sprawiało, że organizm tył... tył błyskawicznie (ach, ta pamięć komórkowa)... Moje ciało zmusiło mnie do zmiany wszystkiego w życiu: sposobu spędzania czasu wolnego, zawodu, poszukania nowych znajomych...
Właśnie dlatego odchudzanie jest tak zmieniającym procesem... Jeśli chcesz to zrobić raz a dobrze, zaplanuj proces z długim wyprzedzeniem... 5 lat to optymalny czas, by dobrze zintegrować swoje szczupłe życie ze szczupłymi nawykami... By żyć szczupło...

środa, 21 sierpnia 2013

Jak poruszyć metabolizm? Cz. 3

O poruszaniu metabilizmu pisałam nieco w poprzednich postach... Jeśli potrzebujecie tutaj przypomnienie:

Dzisiaj znowu w temacie, ale od jeszcze innej strony, czyli jak w ogóle zacząć

Najpierw odrobina teorii:) Chodzi o to, żeby przekonać organizm, że nie ma żadnego zagrożenia i że jego wola przetrwania w trudnych czasach jest świetna, ale już całkiem nieprzydatna:)

Co robimy? Zaczynamy jeść.... Co 2-3 godziny, małe porcje.... Takie, żeby dało się przetrwać te 2-3 godziny... Ten czas wykorzystujemy też, żeby obkurczyć rozciągnięty żołądek, poznać nowe smaki, doświadczyć energii, która wynika z takiego stylu jedzenia...

Przykładowy rozkład posiłków (z mojego historycznego zeszytu, z okresu odchudzania):

śniadanie: 2 kromki chleba pełnoziarnistego (najlepiej jak było widać pełne ziarna), posmarowane pesto albo serkiem kremowym (nie topiony, ale twaróg, który daje się smarować), plasterki chudej wędliny (najlepsza była ta pieczona w domu, ale dobra kupna jest ok) i fura warzyw do tego (tak, żeby się wysypywały).
albo
jogurt z owocami i musli (naturalne, nie kupne)

II śniadanie: na zmianę to co powyżej + wielka kawa z mlekiem (zły zwyczaj, ale działał)

przekąska do obiadu (owoce lub marchewki krojone) - raczej nawyk gryzienia to był...

obiad: ryba lub chude mięso (bez sosów, bez panierki, bez ziemniaków, bez ryżu i makaronów) z surówkami. Wszędzie do kupienia. W razie czego panierkę zeskrobywałam:(
* ryż, makaron i kasze włączamy w 3 tygodniu. Na tym etapie kurczymy żołądek i dajemy odpocząć narządom

przekąska/podwieczorek: fura warzyw (ogórek, pomidor, cebula, papryka) z różnymi sosami (na bazie oliwy lub jogurtu)

druga przekąska: galaretka z owocami albo same owoce, albo nawet ciasto (tylko takie, żeby było warto: sernik, szarlotka - bez spodu z ciasta, taka porcja ok 100g)

kolacja: naleśniki z warzywami (1 do 2, usmażone w wersji megalight, czyli bardziej z wodą niż z mlekiem, na patelni bez tłuszczu, warzywa z woka, kopytka z warzywami (5-6 sztuk), ryba...

Najistotniejsze jednak było zabezpieczenie sobie potrzebnych produktów w lodówce. Wszystkie plany dałyby w łeb, gdybym nie robiła właściwych zakupów. Składniki dla mojego sukcesu, były zawsze dostępne. Nie musiałam nigdy zastanawiać się co zjeść, bo wszystko miałam. Wystarczyło sięgnąć ręką. Mój metabolizm potrzebował pewności, że moje ciało już nigdy nie będzie głodne... I się udało:)


Przejmujący artykuł w Wielkim Formacie

Bo jest prawdziwy. I mówi o tysiącach osób w Polsce... I przypomniał mi moje doświadczenie... i moją babcię, dla której także brakowało zwykłej wagi:( I trzeba ją było zważyć na przemysłowej...

I przypomniał mi po co robię to, co robię... Że robię to dla siebie, bo potrzebuję mieć wkład (no, odrobineczkę wkładu) w to, jak wygląda świat... Że z otyłości można wyjść... I nawet jeżeli każdego dnia także ja budzę się żeby wygrać z chorobą otyłości, to wiem, że już wiele pokonałam... Oraz że robię to dlatego, że jako człowiek otyły nie miałam dokąd pójść ze sobą... Że to co osiągnęłam - osiągnęłam sama, bo nie było w moim otoczeniu nikogo, kto by wiedział, rozumiał, chciał rozumieć... 

Przejmujący artykuł... 



środa, 14 sierpnia 2013

W drużynie łatwiej....

Nie wiem, czy wiecie, ale jeszcze przez 5 lat po schudnięciu Wasze ciało będzie pracowało, żeby odrobić straty:)

Zdziweni? Na pewno:) Ciało to doskonały mechanizm... ale w przypadku odchudzania rzeczywistym problemem jest ta jego niesamowita zdolność do "regeneracji".

Aby utrzymać swój wynik konieczne jest więc codzienne pielęgnowanie wypracowanych w diecie nawyków. Każdy ma inne, bo na każdego działa coś innego... I każdy potrzebował co innego zmienić, aby jego odchudzanie było skuteczne...

  1. jedni potrzebują jeść częściej (5-6 razy dziennie),
  2. inni potrzebują nauczyć się gotować "lżej", czyli jeszcze wcześniej zrobić dobre dla swojego odchudzania zakupy,
  3. jeszcze innym wystarczy, że dodadzą trochę aktywności do swojego życia, albo sprawią, że ta aktywność będzie regularna
  4. kolejni potrzebują dobrze zaplanować każdy dzień...
  5. a inni poradzić sobie ze sobą w czasie spotkań rodzinnych i z przyjaciółmi, gdzie tradycja nakazuje siedzieć i jeść (nikt normalny nie wytrzyma gapienia się na jedzenie, które jest w zasięgu ręki),
  6. itd...

I tutaj uczciwie wam powiem, to mega trudne... Utrzymanie nowych nawyków, podczas gdy stare utrwaliliśmy przez całe życie... Gdyby nie moja rodzina, ja z całą pewnością wróciłabym do starej wagi (jak parę razy wcześniej). Moja metoda więc na osiągnięcie mężowego wsparcia to: lepsza komunikacja... Po prostu mówię o tym, co się u mnie dzieje i proszę męża o pomoc... A on to przyjmuje z radością:) 

Przykład z wczoraj... 

Wyobraźcie sobie, co robiła moja doskonała maszyna - moje ciało - gdy nie jadłam od śniadania (to było straszne). Dostępne wieczorem jedzenie natychmiast lądowało w moim żołądku - aż do bólu. Potem, gdy odzyskałam nieco więcej świadomości czułam, jak mnie ciągnie w stronę lodówki, żeby cokolwiek...cokolwiek chwycić i zjeść... Świadomość tego, że każda nadmiernie spożyta ilość pożywienia zamieni się w tłuszcz nico mnie zatrzymywała, ale... tylko troszeczkę...

Na szczęście mąż usłyszał, że nie jadłam cały dzień i jestem gotowa pożreć wszystko co jest w moim zasięgu, więc proszę go, żeby zajął się kuchnią i kolacją dla dzieci... Jest konieczne, abym nie wchodziła do kuchni w ogóle... I tak się stało... Padnięta ze zmęczenia i z głodu zasnęłam przed telewizorem, a on dzielnie przygotował kolację dla chłopców:) Nie musiałam w ogóle wchodzić do kuchni...

Jeśli więc masz w swoim odchudzaniu obszar, który jest konieczny do zmiany, ale nie wiesz jak rozejrzyj się wokół siebie... Z całą pewnością nie musisz przerabiać tego sama... Będzie ci łatwiej z kimś...

środa, 7 sierpnia 2013

Na pięknym szkoleniu w ten weekend byłam...

Prowadził Ike Laseter, który przyjechał na zaproszenie Akademii NVC i Ani Mills.
Temat dotyczył oczywiście komunikacji w konflikcie i radzenia sobie z tym, co przynosi - w skrócie.

Ciekawostki, które zabieram do mojego warsztatu - konflikt to przestrzeń do budowania kontaktu. Gdy dwie sprzeczne siły na siebie działają, jest w tym potężna szansa na stworzenie nowej, wielkiej, nieznanej dotąd jakości. 

Ike pokazał mapę w której dzieją się konflikty i podzielił ja na 11 obszarów. Jasne, że wybrał tylko jeden aby omówić szczegółowo, o pozostałych nam opowiedział. Do swojej pracy z odchudzaniem biorę obszar, w którym:
1. Klient kłóci się sam ze sobą - myśli w jego głowie kotłują z jednej strony w drugą i przynoszą destrukcyjną energię i nadmiar emocji - gotowych do tego, aby je "zajeść".

To dokładnie ta sytuacja, gdy jako pasjonaci jedzenia (smaków, konsystencji, kolorów, w ogóle gotowania) wchodzimy w kolejną nudną dietę (ostatnio modne i dość tanie koktaile odchudzające) i chodzimy głodni... i myślimy o jedzeniu... i o sobie...i swoich wakacjach... i niedobrej przeszłości... i złym wychowaniu... i o brakującej urodzie... itd... i koncentrujemy się na tym, co niedobre, niesmaczne, niedziałające... negatywne... Od tego tylko krok, aby przerwać odchudzanie...

2. Klient nazbyt często staje wobec sytuacji, gdy nie wie, nie rozumie, a chciałby bardzo pojąć...

Mowa tu o sytuacji, gdy życiu, czy po prostu odchudzaniu towarzyszy stres. Nie jakiś tam nerw czy wq...w na coś/na kogoś, ale powtarzające się sytuacje, które przynoszą konkretne konsekwencje... To częste, gdy mamy nielubianą pracę, a w tej pracy fatalnego szefa... Stale narażeni na stres, wypracowaliśmy sobie metody na radzenie sobie z nim... Wielu ludzi właśnie podjada. Niektórzy od razu, na miejscu: mają przy sobie batona, czekoladki, słodki napój... Inni dopiero w domu, wieczorem albo nawet nocą....

Teraz przygotowuję program szkolenia o tym... Ależ będzie zabawa...