W naturę sportowca zdeterminowanego do mistrzowskich osiągnięd wpisany jest pewien
„masochizm” czy nawet okrucieństwo wobec swojego ciała.
Już nie wiem, gdzie to wyczytałam... Może znowu u Scotta Jurka, który biega ultramaratony... Tak czy owak, ścieżka mistrzostwa jest oczywista i polega na podejmowaniu następujących działań:
- podjęcie decyzji,
- podjęcie działania,
- klęska/upadek
- podniesienie się i analiza
- podjęcie decyzji...
Prawdziwy mistrz ten cykl przechodzi wielokrotnie... Rozumie, że tylko docierając do istoty dotrze do sedna... W odchudzaniu też tak jest... Pierwsze podejście i po trzech dniach klęska... Drugie podejście ... jakiś sukces, chwila rozluźnienia... i znowu klęska... może nawet efekt jojo...
Wielu ludzi w ogóle nie analizuje, co się wydarzyło... Mówią: diety nie działają, albo ta dietetyczka jest do nieczego... Mało kto spośród znanych mi odchudzaczy bierze pod uwagę, że to on sam przestał zwracać uwagę na to co je, albo powie, że nie ruszał się, więc przytył...
Ścieżka mistrzostwa nie zakłada wymówek... Gdyby Edison za każdym razem, gdy nie wyszło mu doświadczenie z żarówką mówił, że to z powodu braku prądu, do dzisiaj siedzielibyśmy przy świecy...
Tak więc, szanowni Państwo... Potykajcie się... Uczcie się... Doskonalcie.... Analizujcie... Doświadczajcie... Bądźcie mistrzami....w swoim odchudzaniu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz