Ależ przeżycie miałam wczoraj w supermarkecie...
Mój wyjątkowy mężczyzna miał wielką ochotę sprawić sobie przyjemność jedzeniem. Jechał za mną wózkiem i co chwila krzyczał: Moniś, a może paluszki! Moniś, a może czekolada! Moniś, lody! Moniś...
A ja odpowiadałam: nie! nieee! NIE! nie!!
Ja już nie jestem na diecie... To znaczy jestem, na mojej osobistej... Aż chce mi się powiedzieć: mam swój styl:) Ten styl to osobliwe jedzenie: sporo warzyw, chleb pełnoziarnisty, kasze, jaja, fasola, niewiele nabiału, mięso czerwone, wędliny z górnej półki i duża potrzeba samostanowienia. To wszystko oznacza, że nawet Spiderman, który kroczyłby za mną w sklepie z wózkiem nie miałby szans przekonać mnie do swojej zachcianki jedzeniowej:P
Przy zmianie stylu życia istotne jest, by wiedzieć dokąd się zmierza. Diety, organizacja dnia - to wszystko są treningi, które mają pracować na rzecz schudnięcia. Ale to nie one decydują o sukcesie. O tym decyduje sposób reagowania na oferty specjalne. Te mężowe zachęty: Moniś, a może... to nic innego jak wielkie promocje, którym nie warto ulegać. Dokładnie z tego samego powodu co na zakupach w sklepie: obciążają budżet domowy i niewiele wnoszą do jakości życia...
A w odchudzaniu stawką jest nie tylko wspaniała figura. Jest uczucie potężnego sukcesu, które potem łatwo przenieść na inne obszary w życiu. Dzisiejsze ominięcie wzrokiem kuszącej promocji ma więc znaczenie także dla większej pewności siebie, buduje poczucie wpływu i stanowienia o sobie, sprzyja osiąganiu większej harmonii...
Tak więc pytania, które warto zadać, gdy na horyzoncie pojawia się pokusa: Jak to co zrobię (zjem, kupię, spróbuję, skosztuję itd...) będzie pracowało na moją korzyść? Jak wpłynie na mój proces? Co będzie znaczyło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz