poniedziałek, 11 czerwca 2012

Jak się zmotywować do biegania?

Gdy budzik zadzwonił dzisiaj ok. 6.00 otworzyłam jedno oko... Pamiętałam o tym, że planowałam rano się poruszać (po wczorajszym, kilkugodzinnym siedzeniu w samochodzie mój organizm naprawdę tego ode mnie oczekiwał). Niestety, nie byłam w stanie się podnieść. Nawet dźwięk młynka ani zapach kawy nie nęciły wystarczająco. Próbowałam nawet wizualizować: co będę miała; jak się będę czuła gdy będę już po... Nic z tego...

Potem MUSIAŁAM wyszykować dzieci do szkoły, MUSIAŁAM się ubrać, MUSIAŁAM wyjść z psem i samo jakoś tak do mnie przyszło, że skoro już wstałam, już jestem na chodzie to może jednak warto tak po prostu, założyć dresy i wyjść... Rozruszać mięśnie i dać w kość swoim boczkom...

O co więc chodzi z tą motywacją? Wcześniej nie widziałam sensu, a potem zobaczyłam? Wcześniej nie widziałam wartości, a potem do mnie przyszła? Niewątpliwie, dużą zaletą było nastawienie: skoro i tak już chodzę, to przecież mogę pobiegać... Potem dostrzeżenie korzyści (inwestycja w mniejsze boczki, więcej energii na cały dzień, proste plecy, głęboki oddech, możliwość namyślenia się w spokoju, pobycie samej ze sobą). I poszło... do następnego razu. Bo z motywacją jest tak, że należy ją podtrzymywać. Zobaczenie głębszego sensu w przedsięwzięciu, daje więcej kopa niż robienie zadania dla samego zadania. W bieganiu także. U mnie tak jest, że jeśli mam lecieć - dla samego lecenia - to raczej tylko do pierwszego zakrętu. Ale troska o boczki, kręgosłup, mocny oddech... oooo, to działa:) 


Brak komentarzy: