niedziela, 10 czerwca 2012

(Nie) dobre, bo Polskie...

Właśnie wróciliśmy z uroczego weekendu, który spędziliśmy z przyjaciółmi w Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. Było naprawdę fantastycznie. Miałam trochę obserwacji socjologicznych (matki z dziećmi i ich fochy) a także przegląd polskich zwyczajów weekendowych:
  1. koniecznie jedź samochodem,
  2. zaplanuj krótką przerwę - przecież musisz  prędko dojechać,
  3. nie myśl o jedzeniu, baw się dobrze,
  4. grilluj, grilluj, grilluj - wszystko z wyjątkiem warzyw,
  5. koniecznie dołącz alkohol.
Już pierwszej nocy mój organizm dawał znać, że mu się to nie podoba. Pieczenie w żołądku nie ustało właściwie przez cały pobyt. Porcja ruchu (jogging) pomogła bardziej na poczucie wewnętrznego spokoju niż na  fizyczne odczucie. Właściwie cały czas miałam uczucie ciężkości w brzuchu (tak jakbyb klajster z białego chleba i mięsa, które zalegają w  żołądku i w jelitach)...

Piszę o tym, bo marzę o wyjeździe, w czasie którego będzie:
  1. ciśnięcie na wspólne spędzanie czasu - aktywnie (wspólne bieganie, albo chociaż długi spacer),
  2. chęć wspólnego, WOLNEGO, przygotowywania posiłków i gotowość do smakowanie przygotowanych dań, także z panami,
  3. dzielenie się doświadczeniami/przygodami/pasją, szczególnie tymi związanymi z ruszaniem się, z aktywnością sportową.
Nie będzie zaś:
  1. pędzenia, żeby szybciej przygotować i szybciej zjeść, i żeby wystarczyło, 
  2. przekonywania, że 2,5 km to blisko i właściwie w zasięgu wszystkich dzieci,
  3. szukania wymówek dla zaproszenia do wspólnego uprawiania sportu...

Brak komentarzy: