Według wychowania, które wyniosłam z domu, priorytetem miało dla mnie być:
- zaopatrzyć gospodarstwo domowe w jedzenie,
- zaplanować posiłki,
- przygotować,
- nakarmić rodzinę.
Tradycyjna rola kobiety dotyczyła sfery pielęgnacyjnej i właśnie ona doprowadziła mnie do sporej otyłości. Gdy koncentrowałam się na tym, by zabezpieczyć wszystkich - przestawałam dostrzegać siebie... Głodna oczekiwałam powrotu męża z pracy, a potem najadałam się do syta... Dzieci jadły nieco wcześniej - a ja razem z nimi... O wyniku tych działań nie muszę przypominać...
Po odchudzaniu moje priorytety przeniosły się bardziej w moją stronę. Gdy rozpoznałam ulubione smaki i dobre - dla siebie - pory na jedzenie, przestałam się przejadać... Przestałam też koncentrować rodzinę wokół stołu i jedzenia. Dzisiaj może i chciałabym, żebyśmy razem siadali do stołu i przy nim gadali... ale z drugiej strony mamy efekt w postaci przestawienia uwagi z jedzenia na siebie i na jakość spędzanego razem czasu...
A jak się ma to do tytułu wpisu? Chciałam napisać o tym, że wychowuje się nas - kobiety - do roli gospodyń domowych, które główny zasób dla okazywania miłości znajdują w dzieleniu się jedzeniem. Po namyśle stwierdzam, że temat jest szerszy. Przenosi ciężkość na poczucie wartości i zdolność do budowania własnego świata poza narzuconą z góry rolą. Moim sposobem na to, by schudnąć było oddzielenie siebie od tej roli i znalezienie dla siebie nowej przestrzeni (nowych zainteresowań, nowych ludzi). Czasem może brakuje tych chwil na wspólne jedzenie, ale pasje, które dzięki temu rozwinęłam dla mnie są bezcenne. Wspólne spacery, wycieczki, gadanie o tym, co ważne - bardziej nas absorbuje niż wciąganie jedzenia przygotowanego ze smutkiem i frustracją, że nie ma od tej roli ucieczki... A gdy już stanę do garów, do mam radochę z tego, że nic nie muszę... To była wielka praca i właśnie do takiej zapraszam moich Klientów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz