Taki wniosek mam po wysłuchaniu iluś tam historii na Kongresie Kobiet (9-10 maja). Kobiety boją się jeść... w zasadzie to, boją się, że przytyją... więc nie jedzą... i chodzą głodne... więc ich jakość życia jest na szalenie niskim poziomie... więc sięgają po słodycze.. i zajadają się nimi... a potem się trzęsą, że przytyją itd...
Smutne, ale prawdziwe...
Tak bardzo chciałabym mieć więcej wpływu na to, co dziewczyny robią na co dzień... I jednak muszę z pokorą przyjąć, że niestety, mój wpływ kończy się z chwilą, gdy odchodzą od mojego stolika... Jeśli nie zainspirowałam - koniec, mogiła, kropka...
A z czym panie przychodziły?
Pytały właśnie o to, jak nie podżerać, obżerać, nie przejadać się...
Jak skończyć ze słodyczami?
Jak się nie najadać, gdy obok gotuje się obiad?
Jak schudnąć naprawdę? Nic do tej pory nie działało?
Czy warto robić badania na 300 alergenów?
Co zrobić, żeby nie czuć głodu?
Żeby jako tako, w miarę prawdziwie odpowiedzieć, potrzebowałam wiedzieć, jak dziewczyny jedzą, czym dla nich jest jedzenie, czy lubią itd... One też opisywały mi z grubsza swój styl jedzenia... I okazywało się, że jedzą za rzadko i prawdopodobnie za mało. Ich jedzenie jest powtarzalne, nudne, nie kolorowe. Na stole króluje pieczywo, pasztet/wędlina, kluski/makarony. Mają też dużo pracy, która wyżyma z nich całą energię... Naprawdę nie mają ochoty myśleć o przygotowywaniu jedzenia po całym dniu, żeby następnego było gotowe...
Miałam 2 godziny, przyjęłam chyba z tuzin pań. Zachrypłam, ale mam nadzieję, kilka osób wróciło do domu, żeby zweryfikować swoją lodówkę:) Taką mam nadzieję... a nadzieja, wiadomo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz