Wielu z Was wie, że jestem psychodietetyczką i profesjonalnym coachem. Czasami zgadzam się na sesje "0", aby pokazać klientom, o co w ogóle chodzi w tym, czym się zajmuję. Te sesje nie są drogie (ale mam już za sobą etap rozdawania ich za darmo). Ich zadaniem jest poznać się nawzajem i sprawdzić, czy możemy działać razem i czy to, co oferuję, jest tym, czego szuka Klient.
I po dwóch latach oceniam, że na sesję "0" trafiają w 99% osoby nieświadome tego, co robią i dokąd to co robią ich zaprowadzi. Klasyką jest, gdy podczas spotkania pojawia się obraz dnia jedzeniowego potencjalnego Klienta, a w nim chaos i jednocześnie nuda, przejadanie się i niedojadanie jednocześnie. Ot choćby ostatnio. Pani Kasia usłyszała, że niweluję efekty tego, co nabroiła w swoim trybie życia i postanowiła przyjść do mnie, bo chce zrzucić 5 kilo (tak naprawdę to chciałaby 20, ale te 5 dobrze brzmi i nie przywala). Ale nie jest gotowa nic zmienić. Na pytanie o to, ile jest w stanie znieść, aby osiągnąc cel, odpowiada, że nie myślała o tym. Wie, że będzie musiała jeść inaczej i to może być kłopotliwe, ale przecież to tylko 5 kilogramów. Zgubie je bez wysiłku... Właśnie kupiła dietę 810 kcal, która składa się z batonów i zupek zalewanych wrzątkiem... I to zadziała.
I nie przemawia do niej nic na temat efektu jojo. I nie obawia się, że metabolizm zwolni tak, że aby go poruszyć trzeba będzie konie i woły zaprząc do pracy. I nie myśli ani o głodzie, ani o frustracji, która przyjdzie, gdy waga zacznie w szalonym tempie iść w górę. Chce zrobić to, co sobie zamierzyła i już... mimo wyraźnego zapotrzebowania organizmu na porządne, odżywcze jedzenie. Bo gdy masz do zrobienia w życiu tyle co Pani Kasia: biznes, budowa domu, małżeństwo, wychowanie dzieci, własna edukacja - to potrzebujesz na to energii. Ciało nie da się łatwo oszukać. Zrobi wszystko, aby Pani Kasia "dojadła" tyle ile potrzeba. I pewnie odezwie się w godzinach wieczornych, gdy luz i pełna lodówka w zasięgu ręki.
Trzymam kciuki za Panią Kasię. Chcę, żeby osiągnęła swój cel i ...kurczę... chcę, żeby zrobiła to "po bożemu", tak żeby nie było groźnych konsekwencji. Po to dzielę się swoją wiedzą, żeby ludzie wiedzieli co, z czym i dlaczego... Ale rozumiem też czym różni się pomaganie od pomagactwa. Pomagactwo zaczyna się wtedy, gdy pomaganie wykracza poza ustalone np. prośbą o pomoc granice...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz