Niedawno pracowałam z Klientem na temat jego idealnego/wymarzonego sposobu na chudnięcie. Zaraz po czarodziejskiej różdżce pojawił się pomysł na dietę pudełkową... Taką, którą ktoś przygotowuje, dowozi i niejako panuje nad konsekwencją, bo samemu o nią trudno...
To była wyjątkowa sesja... A ja przypomniałam sobie, jak sama z sobą opracowałam swoją idealną dietę... pudełkową. Byłam wtedy kobietą domową, a największym kłopotem w odchudzaniu było podjadanie... z samotności, z frustracji, ze stresu... Jadłam często i spore porcje... Piłam kawę z mlekiem... napoje gazowane... smażyłam placki, racuchy... lepiłam kopytka... piekłam ciasta... Popełniałam masę błędów...
Żeby zabezpieczyć się przed podjadaniem zdecydowałam, że każdego ranka przygotuję dla siebie jedzenie na cały dzień i będę jeść tylko to, co przygotowywane... To był start mojej diety pudełkowej... I początek nowego etapu w życiu... Zaczęłam kreować swój styl, poznawać smaki; nauczyłam się planować posiłki, doceniłam gotowanie od podstaw, dostrzegłam jak drogie są posiłki gotowe czy półprodukty... Chyba stałam się lepszą gospodynią... Widziałam, że ten sposób życia mi służy...
W pracy było na początku trochę dziwnie. Przez bramki w biurowcu przeciskałam się z torbami jedzenia, ustawiałam ten swój majdan pod biurkiem i regularnie, co 3 godziny wyciągałam coś mega-apetycznego do zjedzenia. Było przy tym trochę żartów, ale nie dałam się. Z czasem nowa moda zaczęła przenikać przez biuro, aż doszło do momentu, w którym codzienne o 13.00 umawialiśmy się na biznes lunch w miejscowej kuchni i zaglądaliśmy sobie nawzajem do pudełek, żeby dowiedzieć się, co tam kto przygotował na dzisiaj:)
Jeśli ktoś z Was ma pomysł z przejściem na dietę pudełkową, ale jest przestraszony kosztami, zachęcam do sprawdzenia, co sam może zrobić, by ten model sprawdzić... W moim przypadku jest 20 kg mniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz