Ale wiecie co, to prawda... Odkrycie, że moja matka mnie nie lubi sprawiło, że coś się we mnie zmieniło. Jakby jakiś kluczyk się przekręcił. Stałam się bardziej pewna siebie i odporna na jej uwagi, przytyki, oceny. Łatwiej mi się przed tym bronić... A moja mama? Może skupić się wreszcie na wnukach:)
Czasem jest mi szkoda. Jak patrzę na koleżanki, które mają dobre relacja ze swoimi matkami. Mają kogoś bliskiego i ważnego koło siebie. To musi dawać masę mocy. Zazdroszczę. Ja w każdym kontakcie z mamą boję się, że oberwę. Tak centralnie, w nos.
Nie, nie o fizyczną agresję chodzi, ale o takie emocjonalne wgryzanie się w serducho.
Więc po pierwsze, zaczęłam unikać kontaktów. Trzeba być masochistą by się w to ładować często i chętnie. Po drugie zaczęłam się przyglądać i analizować. Chciałam wiedzieć, co to w ogóle jest... I tym odkryciem się teraz z Wami dzielę... Jakieś szkolenie może wymyślę na ten temat, bo szkoda oddać schemat za darmo:):)
Kwestia dotyczy perfekcjonizmu oraz czegoś, co nazywam lustrem.
Na początku bardzo się przejmowałam tym, że mama mnie sztorcuje i stale jest niezadowolona. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że na świcie są inne kobiety i można porównać. A potem zrozumiałam... to nie moja wina, że moja mama mnie nie lubi.
Moja mama patrzy na mnie, jak na lustrzane odbicie samej siebie. I zamiast widzieć młodą, wesołą, otwartą, gotową podejmować wzywania kobietę, przed którą całe życie - widzi siebie: wypaloną, zmęczoną, przestraszoną. Chciałaby, żebym była inna, ale nie może tego zobaczyć inaczej, bo filtr nr 4 - jedyny jaki zna zakłada, że życie mnie skrzywdzi, a ja będę nieszczęśliwa. Dzisiaj jestem przed 40-tką. Długo mi zajęło rozpakowanie, jak to działa. Ileż stresu, frustracji, kłótni, bólu... Wszystko po to, żeby dowiedzieć się, że tak działa.. perfekcjonizm?
Moja mama działa tak, że nie wierzy, że to, co osiągnęła naturalnie jej się należy. Więc musi cały czas udowadniać, że tak jest... Ja jestem jednym z tych osiągnięć, tylko... nosz qurde... nie jestem taka, jak ona. Nie stoję na baczność przed moim chłopem, mam swoje cele i plany. Inaczej prowadzę kuchnię i dom..i generalnie wq... się na to, że chłopaki mają wywalone na te dziwaczne domowe sprawy... A ktoś musi to ogarniać, a to naprawdę nie jest moja domena latanie ze ścierką. Wolę pisać... No i ktoś mnie tak wychował... Trzeba było zabronić się uczyć. Takie są efekty rewolucji edukacyjnej. Dziewczyny mogą więcej...
Odkąd odpuściłam sobie zadowalanie mojej mamy mam szczęśliwszy związek, łatwiej mi się wychowuje dzieci, a ja wyglądam i czuję się lepiej. No i rzadziej się kłócimy. Łatwiej jest mi śmiać się z tych jej "dobrych rad" niż je przepłakiwać, choć...cały czas bywają chwile, gdy jest naprawdę ciężko. Ktoś, kto Cię lubi nie wyciąga takich gabarytów przypadkiem. A jeśli tak, to chce Ci sprawić przykrość, czyli Cię nie lubi...
Bo jak lubić kogoś, kto Ci prosto i wyraźnie mówi "NIE"? Albo kto obśmiewa Twoje tzw. "dobre rady"? Jak lubić kogoś, kto na bzdury, które opowiadasz ma odpowiedź i mówi "mamo, naprawdę wierzysz w to, co mówisz?" albo "mamo, co ty za bzdury opowiadasz? Weź pomyśl.". Do tego dochodzi jeszcze moja troska o czyste jedzenie i wygląd. Znacie mnie. Wiecie, jak wyglądam i co mnie kręci, a moja mama gotuje zupełnie inaczej. Dorzućmy do tego w ogóle moje podejście do niewspierających mnie osób. Nie mam koło siebie na nich miejsca. Nie boję się, że zostanę sama, ale moja mama nie lubi takich radykalności. Nie pracuję też na etacie (to nie jest normalne) i stale borykam się z brakiem płynności finansowej. Mało tego, stale jestem w budowie swojego biznesu w branży rozwoju osobistego i stale ładuję pieniądze w głowę. Moja mama widzi we mnie po prostu leserkę pierwszej wody, która zostawia dzieci (!) i znika z domu, żeby się uczyć... A nie wiadomo, co się na tych szkoleniach i konferencjach dzieje. Pewno seks, sodoma i gomora. Mojej mamy nikt by nie zmusił do wyjazdu na konferencję, żeby się uczyć... A ja jeszcze za to płacę...i to duże pieniądze.
Już widzicie jak to działa? Lubimy ludzi podobnych do siebie. Takich, z którymi idzie się dogadać, bo istnieją wspólne fundamenty... Nazwisko to nie jest fundament. Wcale nie daje Ci gwarancji, że będziecie z mamą przyjaciółkami, choć niektórym moim koleżankom się udało.
W praktyce, gdy się widzimy rozmawiamy o wszystkim i niczym. Moja mama stale gryzie się w język, żeby mi czegoś nie powiedzieć, ale... właśnie dlatego co chwila wyskakują jakieś nieprzyjemne kwiatki. Takie prawdziwe, z wnętrza, nieuświadomione, których źródłem jest brak akceptacji, strach... I które potwornie bolą... Po takim spotkaniu mam dość ludzi na jakiś czas.
Co z tego dla Was?
- Miejcie granice. Jak coś jest ważne dla Ciebie to broń tego. Żyjemy w innych czasach niż nasze mamy i mamy zdecydowanie więcej możliwości. Ale to nie znaczy, że jesteście gorszymi córkami, czy nawet do niczego. Miejcie siłę się obronić. Dbajcie o wygląd - naprawdę lepiej się czujesz, gdy dobrze wyglądasz, nawet podczas spotkania z mamą:)
- Myślcie o sobie dobrze. Róbcie ćwiczenie z lustrem. Patrz na siebie w lustrze i chwal się za wszystko, co zrobiłaś. Nikt tak dobrze Cię nie pochwali, jak ty sama. No i wszystko, co masz i co osiągnęłaś jest w sam raz dla Ciebie. Nic nie musisz udowadniać. Życie jest przewrotne, ale im bardziej gotowa jesteś na zmiany i niespodzianki tym więcej płynących do Ciebie korzyści poczujesz.
- Odpuszczajcie, dziewczyny swoim mamom. Śmiejcie się jak najczęściej z tego, co one tam Wam ładują do głowy. To wszystko są ich myśli - nie wasze. Można je fajnie obśmiać i przekręcić na swoją korzyść. Sprawdzajcie. To jedyna taka okazja, bo mama nie wykreśli Was z listy przyjaciół:) To, ze nasze mamy są dziwne nie oznacza, że nas nie kochają. Mogą nas nie lubić i okazują to nieświadomie, ale ostatecznie najważniejszą wartością tego, że są - jest to, że jesteśmy my. Dały nam życie, wychowały i to jest piękne...
- No i wiedzcie, że mamy fajniejszych facetów. Nasi ojcowie to dopiero dali naszym matkom popalić. Co się dziwicie, że są takie, jakie są:)