Jedna z moich klientek zrobiła listę swoich luksusowych rzeczy:
1. spacer,
2. wygodne buty,
3. śniadanie, obiad, kolacja - na talerzu (nie w biegu, nie na stojący itd)
4. film na kanapie,
5. paznokcie,
6. fryzjer najlepszy w mieście,
7. najlepszy krem pod oczy,
8. posiedzieć - poszydełkować,
9. spanie do znudzenia w weekend,
10. śniadanie w łóżku,
11. kawa i książka.
To było nasze ćwiczenie. Szukałyśmy motywacji do wytrwania w odchudzaniu. A właściwie to nagrody,
Obserwuję, że dziewczyny mają problem z nagradzaniem się. Wszystko
trzeba zrobić, nawet włosy i paznokcie mieszczą się w kategoriach
"muszę", "trzeba". Przestrzeń na własne sprawy jest wtedy, gdy wszyscy
pójdą spać...Czyli jest jej niewiele i jest bardzo ograniczona.
A ja pytam: "jak się nagrodzisz, jak zrobisz to, co planujesz".
Czasami wygląda to tak, jakby słyszały to pytanie pierwszy raz w życiu.
Nauczyłyśmy się czekać, aż ktoś nas nagrodzi. A ja pytam o to, jak się
samemu nagradzać. Brzmi jak herezja...
Moje zadanie dla Was:
zróbcie listę Waszych małych luksusów. Żeby mieć ją zawsze pod ręką i
móc wybrać dla siebie łatwo nagrodę. I wyznaczcie sobie cel. Nie jakiś
wielki, ale wystarczająco ambitny, by chciało się go zrealizować, a
potem mieć satysfakcję z nagrody. Mój mały-wielki cel: żadnych
węglowodanów po 16.00;
Bawcie się dobrze:)