Mój sposób na wpadki, czyli na odstępstwa od dyscypliny jedzeniowej to sport... dużo sportu. Gdy uprawiam sport nie martwię się tym, co jem... A jeść mi się chce makabrycznie dużo... Taki nawyk;)
Gdy to piszę czuję w brzuchu przyjemną pełność. Byliśmy z chłopakami na pizzy. Nie na jakiejś tam pizzy, ale na Barskiej... W pizzerii z ponad dwudziestoletnią tradycją, w której pizza smakuje jak potrzeba:)
Skąd i kiedy w ogóle pojawił się pomysł, by zamówić 3 pizze? Nie udało nam się dojść. I gdy tak jadłam do uczucia pełności, przypomniało mi się, jak w odchudzaniu uważałam na to danie. Jak jeden kawałek wystarczał, ale już drugi - po jakimś czasie - przynosił zgagę i w ogóle nieprzyjemne uczucie pieczenia i nadmiaru. Przypomniałam sobie, że byłam w stanie zatrzymać się w trakcie jedzenia i nie było mi szkoda zostawiać zamówione jedzenie na talerzu.
Po dzisiejszym dniu wyciągam następujące wnioski:
- Nawyki to obszar nad którym stale pracuję.
- Każda chwila po diecie to sprawdzian dla mojej samodyscypliny.
- Po blisko 4 latach od startu, po wielu sukcesach w budowani nawyków spotkałam się ze starym, utrwalonym nawykiem... zjadania wszystkiego z talerza. To co zabijało mnie przez tyle lat życia i miało znaczenie dla wielu innych obszarów... znowu daje o sobie znać. Słabe.. i piękne... Człowiek to wyjątkowa maszyna...
Ale lubię pizzę. To proste danie, które chętnie przyciąga do kuchni i do stołu moich chłopaków. W wersji domowej mam możliwość kontrolowania zawartości. Mogę mąkę pszenną zamienić na razową, czy orkiszową. Mam pewność, że używam oliwy z oliwek i świeżego sera. I że nic nie odbije mi się zgagą:( Z wyjątkiem ilości.