Tak mnie wychowano, że wszyscy mieli rację, ale nie ja.
Boże, jaka to męczarnia, gdy coś leży na wątrobie i nic z tym nie robisz. Tylko się uśmiechasz. I udajesz, że temat Cię nie dotyczy.
Doszłam do perfekcji w udawaniu, że to, co dla mnie ważne jest nieważne. Tylko ciało nie mogło nadążyć. Wracałam do domu, siadałam do obiadokolacji i ... nie mogłam przestać. Tak pierwszy raz zdiagnozowałam przyczynę swojej otyłości. To, oczywiście, wcale nie pomogło mi schudnąć. Po prostu wiedziałam/poczułam, że coś ze mną jest nie tak. Że coś sprawia, że znajduję upust czegoś w taki osobliwy sposób.
Znowu coś nie tak!!!
Był jeszcze płacz. Taki przychodzący znikąd, nagle i wydawało się, że z błahego powodu. Stale budził wątpliwości.Wywoływał melanholię. Zatrzymywał w działaniu. Po nim robiłam się senna. Wiec spałam. Nie nadawałam się potem do życia.
Znowu coś nie tak!!!
Dużo mam takich osobistych historii. A to ktoś mnie oszukał, a ja z uśmiechem na ustach. A to ktoś mnie zwolnił z pracy, a ja z uśmiechem na ustach. A to, ktoś mi nie zapłacił, a ja z uśmiechem na ustach. Ktoś stale coś ode mnie chciał, a ja z uśmiechem na ustach. Robiłam coś za kogoś, oczywiście, z uśmiechem na ustach.
W końcu zrozumiałam, że nie da się tak dłużej. Że przeżyję nie swoje życie, jeśli czegoś nie zmienię.
Nauczyłam się pytać siebie o to:
- dokąd zmierzam,
- czy to, co teraz robię służy mnie i moim sprawom, czy może bardziej komuś,
- jak się czuję z tym co robię?
Nauczyłam się oddychać. Rety, jak wspaniale jest znać ścieżkę swojego oddechu. Czuć, jak życie płynie za każdym razem, gdy nabieram powietrza, i gdy je oddaję. Doświadczać tej swobody, gdy z każdym wypowiedzianym słowem jestem bardziej sobą, jestem bardziej przy sobie, przy sprawach najważniejszych dla mnie. Podczas kłótni z mężem, gdy naprawdę doświadczam kobiecej furii czuję wyraźnie, jak płynie przeze mnie życie. Jak zdrowieją komórki, jak poszerza się moja osobista przestrzeń, jak zmieniam się ja, w siebie, bardziej.
Nauczyłam się zamykać sprawy, które mnie nie dotyczą i zajmować się sprawami, ważnymi tylko dla mnie. Ooooo, w zajmowaniu się sprawami ważnymi tylko dla siebie, jest wielka moc i siła. Nie, nie chodzi o egoistyczne "to moje - idź stąd". To byłoby słabe i nie warte uwagi. Chodzi o takie głębokie, płynące z głębi jestestwa "TO MOJE - IDŹ STĄD". Dotyczy realizacji każdego mojego pomysłu. Nie, nie takiego takiego byle jakiego pomysłu, ale jedynego, wyjątkowego i mającego sens pomysłu. A każda osoba, która mi w tym przeszkadza staje się wtedy wrogiem. Jestem gotowa gryźć i mordować. Ze złości i w zapamiętaniu. I z wielką lubością. I nie obchodzi mnie, co myślą wtedy inni. A na świecie istnieje tylu ludzi, którzy marzą o tym, aby zrealizować ich cele właśnie tą mocną i czystą energią autentyczności i prawdy. Więc zamykam drzwi i radykalnie. Oczywiście, że się nad tym zastanawiam, ale nigdy nie żałuję.
Nauczyłam się być odważna. Oceny innych mnie nie dotyczą, bo są obrazem ich rzeczywistości. Powiedz mi człowiecze najpierw, co sam przeżyłeś. A teraz, jesteś teraz bardziej gotowy posłuchać o tym, skąd ja się wzięłam? Jak z tej perspektywy wygląda Twoja ocena?
Nauczyłam się być pewna siebie. Nie istnieje na świecie ani jedna osoba, która by miała moje doświadczenie i która z łatwością zrealizuje zadanie, które ja dostałam. Zadanie bycia sobą. Zadanie przeżycia życia w swoim jedynym, niepowtarzalnym stylu. Zadanie uczynienia ze swojego życia świadectwa o boskim pochodzeniu człowieka.
Nauczyłam się odróżniać ludzi "dla siebie" i "od siebie". Staję obok i już wiem. Niektórzy mówią, że sprawiasz wrażenie, jak byś rozmawiała tylko z tymi, z którymi się dogadasz. To prawda. Szkoda mi czasu na ludzi, z którymi się nie dogadam. Ale czasem trzeba też z tymi drugimi. Nauczyłam się więc rozpakowywać język manipulacji na części pierwsze. To zawsze rozbraja rozmówcę, a mnie daje przestrzeń do rozmowy o tym co prawdziwe. Pomaga też budować moją ekspertyzę. Znacie to: "Pani jako ekspert powinna..." No to z tym też nauczyłam się sobie radzić.
Nauczyłam się wytrzymywać w cudzym płaczu. Płacz to ważny element komunikacji. A odpowiedzialny płacz jeszcze ważniejszy. Towarzyszyć w płaczu to coś innego niż przytakiwać płaczowi.
Znalazłam swoją strefę mocy. Długo wierzyłam, że trzeba w życiu wychodzić poza strefę komfortu, żeby się rozwijać. Ale teraz mam to gdzieś. Po co mam gdzieś wychodzić, poza swój komfort, skoro tu gdzie jestem mi dobrze? W mojej strefie mocy jestem tym, kim chcę być. Wiem, co mi daje przyjemność. Wiem, jak spędzam swój wolny czas i wiem z kim. Wiem, co mogę zrobić, żeby wszystko się powiodło. I wiem, kto i kiedy próbuje mnie z tej strefy mocy wyciągnąć. Wtedy gryzę i kopię. Nawet morduję. Złoszczę się bardzo!
Nigdy nie żałuję. Robię to, co mi służy w pierwszej kolejności (oczywiście, że rodzina jest poza skalą - jest na osobnej skali, priorytetów). A gdy coś mi służy, to jak mogę tego żałować? Cieszę się ze swobody, którą daje mi nie żałowanie. Często za to spinam się z moją mamą, której przeszkadza to moje "nie żałowanie". Ale wolę tak niż zastanawiać się "co by było gdyby" i "co inni powiedzą".
Co z tego dla Ciebie?
- Daj sobie czas. To wszystko, o czym Ci napisałam zajęło mi mnóstwo czasu. Możesz to przyspieszyć podczas terapii lub podczas warsztatów (najbliższy 23-24 kwietnia), albo w dowolny inny sposób.
- Rozpoznaj, co Cię uruchamia. Stwórz listę słów na które reagujesz lepiej, a na które gorzej. Stwórz listę sytuacji, które Cię uruchamiają. Jak reaguje Twoje ciało, gdy to słyszysz/widzisz? Dostajesz wypieków czy może Cię te słowa paraliżują i już nie możesz nic? A może krzyczysz "Nie! Nie! Nie!" Ja tak mam, jak mi zza samochodu wyrasta nagle żul/żulerka, żeby coś ode mnie wydębić.
- Zaufaj sobie. Jak czujesz, że coś jest NIE OK, to jest prawda. Nie wiesz, dlaczego jest nie OK, dowiedz się, ale się nie poddawaj. Dowiedz się i sprawdź ze sobą, czy to prawda. Odkąd zawierzyłam swojej intuicji, nigdy źle na tym nie wyszłam.
- Doświadczaj różnych stanów. Mocno. Gdy masz potrzebę się śmiać - to się śmiej. Gdy masz potrzebę płakać - to płacz. Doświadczaj tych różnych stanów, pozwalaj sobie na skrajności. Tylko wtedy rozpoznasz, co jest Twoje i jaki rodzaj reakcji jest dla Ciebie właściwy. Dla mnie właściwe jest zatrzymywanie w uważności. Często się zapędzam, ale dostrzegam znaki, gdy się zapędzam. I wracam. Nie boję wracać. Wieżę w to, co mówi mój trener - Łukasz - czasem trzeba się zatrzymać, a nawet cofnąć, żeby pójść do przodu. To działa. To praktykuję. Tego uczę.
- Miej własną strefę mocy. Załóż zeszyt, w którym zapisujesz rzeczy, które Ci się udały, sprawy w których jesteś dobra, marzenia, także te najskrytsze. MUSISZ wiedzieć w czym jesteś dobra, aby poczuć tę własną moc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz