poniedziałek, 25 lipca 2016

Obóz sportowy. Po co? Na co? I dla kogo?

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek wybiorę się na obóz sportowy. O rety, przecież jestem dorosła, jestem mamą dwóch synów, a wakacje to przecież ich czas. Żyłam z przekonaniem, że obozy sportowe dotyczą tylko dzieci i młodzieży...



Ale w tym roku przypadek (?) zdecydował, że na taki obóz trafiłam. Potężna fascynacja Jagienką Kamińską, którą podpatrzyłam kiedyś na siłowni sprawiła, że znalazłam się gdzieś w jej kręgu. I w styczniu przysłała do mnie informację z propozycją, żebym jej towarzyszyła. Ona będzie robić swoje, czyli uczyć jak trenować oraz konsultować ludzi, a ja zrobię to, co należy do mnie, czyli wesprę jej pracę odrobiną motywacji.

Kim jest Jagienka Kamińska? Jak to czyta, to się teraz cała czerwieni, ale jest częścią mojego świata i wierzę jej, jak starszej siostrze. W każdym razie, jest miss fitness bikini 2016, ale startuje z Hiszpanii. Ma mega doświadczenie w pracy z ciałem i przed zawodami wyciska z niego ostatnie soki. Zna się na suplementacji, na treningach, nawet bardzo dobrze wychodzi jej motywacja. Do tego świetnie orientuje się, o co chodzi w jedzeniu i umie przygotować takie posiłki dla sportowców amatorów, że buty spadają. Znajdziecie ją na FB. Możecie nie tylko lajkować, ale też zapisywać się po programy sportowe dla siebie. Jagienka trenuje z ludźmi on-line, a obozy - takie jak ten, o którym piszę - służą m.in. temu, żeby poprowadzić trening na żywo i poznać te osoby w realu. Najbliższy planowany jest dłuższy z szansą na zwiedzanie Barcelony. Już nie mogę się doczekać:)


Potrzebowałam chwilę uleżeć doświadczenie bycia na obozie sportowym. Piszę dopiero teraz, bo było to dla mnie bardzo mocne i pomocne. Po pierwsze dlatego, ze nie spodziewałam się, że to może mieć tak istotne znaczenie dla mojego rozwoju osobistego. Tyle interakcji z ludźmi, którzy podzielają moją pasję. WOW!! To robi różnicę. Moje życie dzięki obozowi zmieniło się istotnie. Nie jestem już sama, a tak się wielokrotnie czułam machając w domu biceps-triceps, plecy itd. Mam żywych ludzi koło siebie, którzy mają to samo co ja: każdego dnia muszą się podnieść i coś zrobić, żeby ciało dobrze funkcjonowało:) I nie robią z tego jakiegoś HALO!!! Czasami bywam zmęczona moimi Klientkami psychodietetycznymi, które naprawdę myślą, że będą wyglądać bosko bez pracy. A ludzie z obozu są normalni:):)

Jakie korzyści mam osobiście z tego, że uczestniczyłam w tym obozie?
  1. Rozbujałam leciutko metabolizm - z taką intencją jechałam, żeby zobaczyć, co będzie w takich jakby sztucznych warunkach. Zmiany poczułam już drugiego dnia. Jednak czyste jedzenie i przemyślana dieta robią różnicę. Nie mam co do tego wątpliwości. Ale też jestem w osobliwej fazie w tym moim odchudzaniu. Kondycja całkiem super, mięśnie działają, ale waga nie spada. Tłuszcz wewnętrzny się najwyraźniej rozpanoszył i zestarzał razem ze mną. Chcę nabyć dobry pas neoprenowy. Też sprawdzę, jak to działa na mnie. Tutaj fota z pasem,o którym marzę:) Podobno najlepszy:) Boskie plecy Agnieszki:)
  1.  Rozpoznałam potrzeby coachingowe ludzi, którzy trenują. Od dawna marzę o tym, żeby z nimi pracować nad ich siłą mentalną, ale właściwie to miałam tylko swój przykład. Każdy jakoś tam sobie radzi na tej siłce i przy tym bieganiu. Chciałam się dowiedzieć o co kamon - no i się dowiedziałam. To jeszcze nie jest tyle, żeby powstał dobry program motywacyjny, ale będzie dla mnie strasznie ważne być blisko Jagienki Kamińskiej przy jej projektach. Ten zasób wiedzy będzie mi się wtedy powiększał i z tego powstaną wspaniałe programy.
  2. Poznałam ludzi, którzy mają tak samo jak ja. Raz na dole, raz na górze w odchudzaniu, ale cisną. I to jest strasznie fajne. Ale o tym już pisałam wyżej. To się nie powtarzam:)





Jak się znalazłam na tym obozie? W połowie stycznia Jagienka zaproponowała, żebym wzięła udział, jako właśnie taki motywator. Buty mi z nóg spadły. Zgodziłam się natychmiast i przez tydzień nie spałam z wrażenia.

A teraz jestem już po... i odpoczywam:) Wspaniale, że dorośli mogą uczestniczyć także w takich wydarzeniach. Trudno sobie samemu taki obóz zorganizować. Próbowaliśmy z Grzegorzem, ale niestety, każde z nas chce być trenerem i co innego jest dla nas ważne. A ja jeszcze jestem przed okresem, po okresie, w trakcie i mam wątpliwości czy na pewno tak można, tak trzeba itd. Grzegorz tak nie ma i się wścieka, że mu przeszkadzam. Ja jęczę na jedzenie w restauracjach, a on mi tłumaczy, że węglowodany trzeba. Ja mu tłumaczę, że za dużo tych węglowodanów, a on dalej swoje. Klasyka małżeńska. I trenujemy osobno. I zawsze wracam z takiego wyjazdu rodzinnego 3kg cięższa, chociaż się niby pilnuję i trenuję. Bez sensu.

Co się działo na obozie? Jak go zaplanowała Jagienka?
  • Trenowaliśmy 2 razy dziennie. Rano cardio na czczo. To bardzo ważne. Bieg dookoła jeziora, bo pogoda nam sprzyjała. To trwało 4 dni, więc spoko. Jednego dnia zamiast cardio mieliśmy dzień na jeziorze z wiosłami. Taki niby odpoczynek, ale jednak nie. Wieczorem siłownia poprzedzona konkretną rozgrzewką. Po tej rozgrzewce nie chciało się już wchodzić na siłownię, ale dawaliśmy radę. Czułam, że burzę Jagience plan tymi moimi "ja tego nie będę robić", które są efektem mocnej lekcji kręgosłupa. Wolałam, żeby ona się wściekała i musiała kombinować niż żebym ja musiała znowu cierpieć z powodu kręgosłupa. Już my dobrze wiemy, co nam służy, wiec żadne tam rotacje i przysiady z obciążeniem nie wchodzą w grę. Normalnie ludzie to robią i nic im się nie dzieje, ale ja wolę dmuchać na zimnę. Zostaje stary, poczciwy TRX, i wszelkiego rodzaju pompowania na ławce i z podpartymi plecami. Z adekwatnym obciążeniem. Adekwatnym, czyli ja dobrze wiem, ile dla mnie jest dużo.
  • Oddychaliśmy. Na kolejny raz zmieniłabym tę moją dostępność i swobodę na coś bardziej zamknietego. Cudownie się robi tę duchową pracę na powietrzu, ale jest tyle rozpraszaczy, że ja sama miałam kłopot, żeby się ogarnąć. No i pozostaje jeszcze kwestia przygotowania uczestników. Nie jesteśmy zwyczajni poświęcać sobie uwagę i gadać o głębokich rzeczach. Przegadujemy, zagadujemy, smiejemy się - gdy czujemy się mało komfortowo. No, ale to wszystko też usprawnia każdego. Mój warsztat jest najmniej ważny - ważne są odkrycia, które ludzie mieli. A mieli i się nimi dzielili. Z tego jestem najbardziej dumna.
 
  • Pływaliśmy kajakami.
  

  • Graliśmy w piłkę:)
 
  • Coaching wartości. Spróbowałam poprowadzić tę fundamentalną pracę, ale znowu warunki typu: wieczór, świeczka, papierosek i nocne polaków rozmowy - to nie jest dobre dla tej pracy. Coś tam nam się udało i na pewno w tych okolicznościach więcej się nie dało, ale na następny raz warto zaprojektować indywidualne sesje oraz więcej warsztatów o diecie i jedzeniu. 
  • Jedliśmy:) Duuużo
 


Czego jeszcze się nauczyłam?
  1. Jakość jedzenia jest bardzo, bardzo, bardzo ważna. Nie chodzi o certyfikaty. Chodzi o czystość jedzenie, o jego gęstość żywieniową, o to, jaką robotę zrobi z ciałem.  Jedzenie ma być wypełnione po brzegi składnikami odżywczymi. I kropka. 
  2. I trzeba patrzeć na ręce kucharzom. Przygotowywanie takich mega posiłków dla grupy jest wyzwaniem. To jest trudne, gdy jest się kucharzem na pensji państwowej. Ale Jagience jakoś się udało ustawić kuchnię, czego mocno gratuluję. Wiem, że to było kosztowne emocjonalnie, ale konieczne. Przypuszczam, że następnym razem event będzie z własnym kucharzem:)
  3. Supelmentacja jest bardzo ważna. Szczególnie białko.
  4. Odkwaszanie organizmu po treningu, i rano - to też ważne. Woda z mega dużą ilością cytryny to jest to.
  5. Ważne są wszystkie posiłki, ale 3 główne są mega istotne. Działamy wg zasady, że w posiłku mają być białka, węglowodany i tłuszcze. No i były.
  6. Ciało kocha ruch - stale to powtarzam, teraz doświadczyłam tego jeszcze mocniej - trening 2xdziennie nie zabija, choć gdy spróbowałam utrzymać schemat w normalnym życiu, to juz ciało odmawiało posłuszeństwa. 
  7. Czyli regeneracja jest też istotna.
  8. Istnieje coś takiego jak podjadanie. I jest na to ZAKAZ. Bananek, orzeszek, precelek. To jest podjadanie. Nawet łyżka serka i nawet dlatego, że jest mecz. Nie ma usprawiedliwienia dla podjadania. 
  9. Podjadanie zaczyna się w głowie. Mocno tego doświadczyłam, bo czułam, jak mózg szuka sposobu, żeby coś mi tam podsunąć. Ale nic mu się nie udało. Do sklepu wchodziłam po wodę i prędko wychodziłam, a poza tym to nic nie było. Podczas meczu ciężko było patrzeć na wystawione precelki, ale udało się. To była mocna lekcja, zakończona sukcesem.
  10. Ilość owoców należy kontrolować. To są węglowodany. Przyjemne. Ważne, ale jednak węglowodany.
  11. Posiłki nie muszą podnosić poziomu insuliny we krwi. Trzeba je skonstruować tak, żeby dawały radę. Uwaga więc na rozgotowane warzywa, na marchew, ziemniaki i ryż. No i na ilości, ale to podstawa.
  12. Alkohol jest zakazany 
  13. Słodycze są zakazane, chociaż widziałam, że Jagienka dopuszczała słodziki i te wszystkie kole-zero. 
A teraz odpowiedź na pytanie z tematu posta. Po co komu obóz sportowy?
A na przykład po to, żeby:
  • inaczej spędzić czas albo znaleźć ludzi, którzy mają podobnie jak ty, są amatorami w sporcie, ale to nie przeszkadza im uprawiać treningów regularnie 3-4 x tydz.
  • żeby nie martwić się, czy wrócisz z dodkatkowymi kilogramami z wakacji - nie wrócisz - przeciwnie, rozbujasz sobie metabolizm i tak jest ok. 
  • poznać lepiej swoje ciało
  • wrócić do domu z ekstra mistrzowskimi ciuszkami
  • poznać nowe smaki
  • poznać sposoby suplemetnacji i w ogóle doświadczyć, jak to jest odżywiać ciało wzorowo.
  • czuć się w toalecie jak zwycięzca:)
Na fotach poniżej ubrania od sponsorów:) Koszulki NIKE i legginsy PauloConnerti. I o ile, o marce Nike nie ma potrzeby pisać, bo jest kochana i cudowna, to legginsy wymagają, żeby je pochwalić osobno:) Są mega-wygodne. W każdym razie najlepsze, jakie kiedykolwiek miałam na sobie. Bardzo dobry materiał i przyjaźnie uszyte. Dobrze się w nich ćwiczy. Różne fasony, więc do różengo rodzaju sylwetek idzie dopasować. Dla mnie, dla wysokiej, dobrze zbudowanej kobiety to ważne, żeby nie były za krótkie. Są, jak trzeba.



Dla kogo?
  • Dla każdego, kto chce coś ze sobą zrobić. Jak jesteś otyły, bo nigdy nie trenowałeś, możesz się czuć gorzej, ale nikt na pewno Ci nie powie, że coś z tobą jest nie tak. Ludzie będą Cię wspierać, klepać po ramieniu i bić ci brawo - o ile będziesz się angażować. Jeśli nie - nie oczekuj uznania. 
  • Dla każdego miłośnika sportu, który ma swojego guru, ale guru jest niedostępny, bo jest za granicą, albo jest drogi. Albo chcesz zmienić guru na nowego i wtedy taki obóz pozwoli Ci zdecydować, czy chcesz pracować z Jagienką. Możesz też, jak ja wziąć nową wiedzę oraz starego guru za habety i powiedzieć DZIAŁAMY INACZEJ. Ja jestem mocno lojalna, jak już się do kogoś przywiążę. Daję jeszcze szansę Łukaszowi, ale wiem do kogo pójdę, jak Łukasz nie udźwignie:):) Sądzę, że udźwignie:)
  • Jeśli ciężko pracujesz nad swoją wagą, a ona stoi, stoi, stoi, a ty nie wiesz, co co chodzi. Ja właśnie w takim momencie trafiłam na obóz. Kondycja mi się poprawiła i metabolizm działa. Teraz tylko trzeba to utrzymać, a więc dieta i zaplanowane treningi. Z dietą u mnie najgorzej, bo nie lubię.
Na fotach niżej siłownia i nasze wybryki:)







Brak komentarzy: